Historie osobiste

"Facet, który zawsze po sobie zmywa i składa ubrania w kostkę? Ideał, myślałam. Do czasu..."

"Facet, który zawsze po sobie zmywa i składa ubrania w kostkę? Ideał, myślałam. Do czasu..."
Fot. 123rf

Nigdy bym nie uwierzyła, że kiedyś będę dzielić życie z kimś, kto układa ręczniki według klucza kolorystycznego i segreguje sztućce w zmywarce. Los bywa jednak przewrotny. 

Zakochałam się w Igorze, gdy tylko nas sobie przedstawiono. Sytuacja zdawała się być przeciw nam. Brat mojej koleżanki z pracy, stary kawaler… Kiedy mi o nim opowiadała, w wyobraźni widziałam introwertyka, dziwaka w niemodnych okularach, w każdym razie nikogo, kogo sama bym wybrała. Tymczasem Igor okazał się postawnym, ujmującym mężczyzną, z którym od razu znalazłam nić porozumienia. Co prawda okulary nosił, ale dobrze dobrane oprawki nadawały mu wygląd przystojnego mola książkowego. 

"Założyłam, że idealny porządek jest trochę na pokaz"

Sprawy potoczyły się dość szybko i już po trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Dwoje dojrzałych, ukształtowanych ludzi i jedna, spontaniczna decyzja. Wtedy zaczęły się schody…

Już wcześniej zwróciłam uwagę, że ilekroć przychodziłam do Igora, w jego mieszkaniu było zaskakująco czysto. Żadnych porozrzucanych ubrań, w łazience kosmetyki stały pod linijkę, a w kuchni wszystko błyszczało. Sądziłam, że sprząta tuż przed moją wizytą, chcąc wywrzeć dobre wrażenie. Bo nic tak nie odstrasza kobiety, jak dorosły, elegancki mężczyzny, którego dom przypomina pokój nastolatka. Założyłam więc, że ten idealny porządek jest trochę na pokaz.

Tymczasem okazało się, że Igor lubić mieszkać… w laboratorium. Wszędzie musiało być idealnie czysto. Gdy wprowadził się do mnie, wraz z nim zamieszkała z nami dobra wróżka, dzięki której kubki po wypitej kawie magicznie materializowały się w zmywarce, zamiast przez kilka godzin dojrzewać na moim biurku.

– Musimy poważnie porozmawiać – zaczął pewnego dnia tak poważnym tonem, że ścisnęło mnie w dołku.

Powinnam się bać? Czyżby zdaniem Igora nasz związek zmierzał ku schyłkowi, zamiast się rozwijać? Ja nadal byłam w nim zakochana po uszy, więc z nerwów aż się spociłam.

– O czym?

– Tak dłużej być nie może. Ty odkurzasz tylko raz w tygodniu. Raz!

Serce, które podskoczyło mi do gardła, opadało na swoje miejsce, a ja zaczęłam się śmiać, i nie mogłam przestać. Reakcja nieco histeryczna, ale w ten sposób objawiła się ulga, jaką odczułam. Tak bardzo obawiałam się tego, co Igor chce mi powiedzieć, że gdy w końcu wyznał, z czym ma problem, dostałam napadu śmiechu. Ta śmiertelnie poważna mina… Boże! Łzy płynęły mi po twarzy, brzuch mnie bolał, a on patrzył ze zdegustowaną miną i nie rozumiał, co mnie tak śmieszy.

Po tym incydencie zaczęłam uważniej przyglądać się Igorowi i odkryłam, że mój fan odkurzania to restrykcyjny pedant. On nie tyle kochał porządek, co nie potrafił funkcjonować bez niego, ba, nie tolerował wszelkich zaczątków nieuporządkowania, jak zmarszczona kapa na łóżku czy nierówno ustawione buty na półce.

Ten dziwny, choć kochany przez mnie człowiek, nie tylko układał pojedynczo sztućce w zmywarce, żeby dobrze się umyły, ale jeszcze je grupował. Noże musiały leżeć z nożami i nie mógł się wśród nich zaplątać żaden widelec. W kuchni można było jeść z podłogi. Potrafił odkurzać dwa razy dziennie, jeśli zauważył jakiś niepożądany pyłek.

 

Nigdy nie byłam bałaganiarą, ale nie przeszkadzało mi, jeśli garnki poczekały w zlewie kilka godzin na umycie. Owszem, doceniałam talent Igora do prasowania, umiał wygładzić każdą zmarszczkę i zagniecenie, ale wcześniej chodziłam po świecie w normalnie wyprasowanych rzeczach i też było dobrze. Jak się żyje, oddycha, siada, pracuje, to ubrania się gniotą.

Igor miał prawo być inny niż ja. A ja miałam prawo czuć się komfortowo we własnym domu. Chciał sprzątać, proszę bardzo, nie zamierzałam mu zabraniać, ale nie podobało mi się, że próbuje mnie dociąć do swego wzorca. Nie lubiłam, gdy rzucał mi karcące spojrzenia, bo nierówno odwiesiłam ścierkę, albo protekcjonalnym tonem komentował moje „bałaganiarskie” przyzwyczajenia. Problem w tym, że inaczej rozumieliśmy, czym jest bałagan. Dla niego było nim wszystko, co zakłócało jego pedantycznie poukładany świat. A ja lubiłam mieć wokół siebie uroczy rozgardiasz, bo tworzył domowy klimat.

Zrozumiałam, czemu ten skądinąd świetny facet nie potrafił dotąd stworzyć długodystansowego związku. Ja też byłam bliska poddania się. Kochałam go, ale cierpła mi skóra na myśl o życiu z kimś, kto karci mnie jak dziecko, bo źle włożyłam łyżeczkę do zmywarki.

Kompromis? Czy w takiej sytuacji jest w ogóle możliwy?

Nim odpowiedziałam sobie na to pytanie, dostałam wiadomość, że moja córka wraca do Polski. Wspaniale! Na trzy miesiące. Jeszcze lepiej! Rozważali z zięciem powrót z Holandii na stałe i Nicola miała się rozejrzeć, sprawdzić możliwości. Byłam przeszczęśliwa. Nie dość, że zobaczę córkę, to wreszcie przytulę wnuczkę, która miała już dwa latka, a ja dotąd oglądałam ją tylko na zdjęciach i przez internet. Zrobię, co w mojej mocy, by nie skończyło się na tych trzech miesiącach.

– Mamo, czy możemy zatrzymać się u ciebie, póki czegoś nie znajdę?

– Ależ oczywiście, skarbie. Zostań, jak długo chcesz. Przecież to twój dom, zawsze nim będzie.

– Tylko uprzedzam, Michalina potrafi zajść za skórę. Dawno nie mieszkałaś z małym dzieckiem…

Roześmiałam się i powiedziałam, żeby się nie martwiła.

– Ale ten twój Igor może nie być taki wyrozumiały. Wspominałaś, że to stary kawaler i wielbiciel porządku. A Michalina to chodzący chaos. I wyjątkowo pasuje do niej powiedzenie, że szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. Nie boisz się?

– Nie – skłamałam. – Już nie mogę się doczekać.

– No to dam ci znać, kiedy dokładnie przylecimy. Pa!

Gdy się rozłączyła, długo siedziałam, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Bałam się konfrontacji Igora z moją córką. Całkiem prawdopodobne, że się nie polubią, a ja znajdę się między młotem a kowadłem. Chciałam mieć moje dziewczyny jak najbliżej siebie, jak najdłużej. Zarazem uświadomiłam sobie – gdy wizja utraty Igora stała się całkiem realna – że z nim też nie chcę się rozstawać. Więc co mam zrobić? Kazać mu się wyprowadzić na czas pobytu u mnie córki i wnuczki? Czy przeciwnie, zmusić go, by w ramach testu znosił wszelkie niedogodności związane z ich obecnością? A jak ucieknie?

Albo okaże się na tyle odporny i uparty, że to on wypłoszy dziewczyny? Nie, na to nie pozwolę. Ja mogę się układać z jego obsesją, ale córka nie musi. Jak będzie? To w dużej mierze zależy teraz od niego.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również