Aby prowadzić auto, potrzebujemy prawa jazdy. Aby zostać ojcem, nie musimy zdawać żadnych egzaminów. A szkoda, bo często nie rozumiemy swoich dzieci, ich lęków i potrzeb. Nie rozumiemy też, że co innego przekazujemy córce, a co innego synowi. Czy coś zapewnia certyfikat dobrego ojcostwa? Tak. Czas, zaangażowanie i akceptacja tego, kim jest nasze dziecko.
Spis treści
Paweł po raz kolejny został sam. Drugi związek rozpadł się z hukiem, a Anka wyprowadziła się, zabierając całe swoje ciepło i miłość. Kiedy ją poznał, była pełną energii 40-latką. Podczas rozstania wyglądała jak wrak człowieka. „Przepraszam, że cię zamęczałem przez te kilka lat”, napisał po miesiącu. „Chciałem być inny niż mój ojciec, a jestem taki sam. Nie tylko dla ciebie, ale i dla dzieci”. Ojciec Pawła zapijał smutki. Nie rozmawiał z synem, nie zabierał go na wyjazdy, nie uczył życia. Potrafił jedynie musztrować i wciąż przypominać, że synowi daleko do ideału. Porównywał z innymi chłopcami i wyśmiewał. Paweł wyrósł na niepewnego mężczyznę, który wprowadził we własnym domu taką dyscyplinę, że dzieci pytały, czy mogą iść do toalety. Ankę zamęczał oskarżeniami i podejrzliwością. Kiedy trafił na terapię, przyznał, że nie wie, co to znaczy być ojcem i mężem. Żonę już stracił, chce powalczyć chociaż o dzieci.
Romek dobiega pięćdziesiątki. Kiedy żona oznajmiła, że spodziewa się dziecka, poczuł dławienie w gardle. – Pojawiło się wspomnienie ojca, zimnego i surowego, krzyczącego na matkę i myśl o rzemieniu, którym mnie straszył i którym kilka razy faktycznie spuścił mi lanie. I rósł we mnie lęk, że będę taki sam, że coś... mrocznego jest między ojcami i synami, jakieś napięcie, agresja… Bałem się, że nie będę umiał być dobrym ojcem. Nie potrafiłem opisać radości, kiedy urodziła się dziewczynka. Wydawało mi się, że z córką będzie łatwiej. Przeczytałem wszystkie dostępne wtedy książki, aż wreszcie zrozumiałem, że to ja mam problem. Ja mam podcięte skrzydła. I że niosę ten żal i frustrację przez całe życie – opowiada Romek. Dopiero kiedy zrozumiał i uznał to uczucie, mógł skupić się na własnym dziecku. I wtedy wreszcie potrafił dać córce całego siebie.
Wiele znamy takich historii. O ojcach niezainteresowanych, nieobecnych, nadużywających alkoholu, sfrustrowanych i pełnych agresji. Kiedy w 1998 roku ukazała się książka Zdradzony przez ojca Wojciecha Eichelbergera, wszyscy zamarli. Oto ktoś mówi wprost, że zły, niedostępny, nieobecny i zbyt krytyczny ojciec potrafi zepsuć dziecku życie i ma fatalny wpływ na późniejsze relacje.
– Ostatnie kilkanaście lat to czas, kiedy mężczyźni trafiają na terapię lub męskie kręgi i zwykle dochodzimy do tego, że brakowało dobrej, bezpiecznej więzi z ojcem – mówi Jacek Masłowski, terapeuta i twórca Fundacji Masculinum. – Zwykle słyszę też od tych mężczyzn, że chcieliby nauczyć się, jak być dobrym ojcem dla swoich dzieci, by nie czuły tego ciężaru, który oni znają z dzieciństwa.
Cóż, brzuch należy do kobiety i choćby nie wiadomo jak ojciec się starał, początki życia dziecka związane są z matką. Niemowlęta są z mamami w fizjologicznej symbiozie przez wiele miesięcy po porodzie. Czy to oznacza, że ojciec może odpuścić i poczekać, aż dziecko dorośnie? Oczywiście nie! – Tu rola ojca sprowadza się do odstresowywania matki. Dziecko rodzi się bez mechanizmów obronnych, a jego pierwsze dni życia to wielki stres. Musi posiąść umiejętność opanowania ciała i nieustająco potrzebuje mamy. To trudne dla kobiet i bardzo męczące.
Oczywiście warto od początku angażować się w pielęgnację niemowlęcia. Kąpiele, przewijanie, spacery pozwalają budować więź, a dziecko zaczyna z czasem zauważać, że jest jeszcze ktoś – tata i że jest z nim bezpieczne. To może być bazą pod budowanie relacji w kolejnych latach – tłumaczy terapeuta. I dodaje, że w tym czasie nie tylko życie matki zmienia się nie do poznania, ale i ojca. On także, szczególnie przy pierwszym dziecku, ma wiele pytań i lęków. Powinien zadbać o siebie, przyjrzeć się uczuciom, zobaczyć, jak odnajduje się w nowej roli. Rozmawiać o tym. Niekoniecznie na terapii, ale z bliskimi, przyjaciółmi i partnerką.
Rola ojca jest jedną z wielu, jaką odgrywają mężczyźni. Nie jedyną, ale ważną. Problem w tym, że ciężko jest być w jakiejś roli, nie mając się do czego odnieść. Niestety wielu mężczyzn nie ma wyniesionego z domu wzorca wystarczająco dobrego ojca, a czas dorastania kojarzy się im z niezrozumieniem i walką. – Ojcowie moich pacjentów zwykle mieli trudne dzieciństwo, często wojenne. Nie okazywali uczuć, żyli w ogromnym pogubieniu, nie radząc sobie z lękami i agresją.
Na szczęście młodzi ojcowie, którzy nie mają dobrych wzorców z dzieciństwa, spotykają się z rówieśnikami, na przykład na placach zabaw, i dzielą się doświadczeniami. Słuchają podcastów, czytają artykuły i książki. Dziś wiedza jest dostępna i pomaga zbudować się w roli ojca – dodaje Jacek Masłowski.
Najważniejszym zadaniem ojca jest obecność. – Ojciec ma być. I nie chodzi o bycie na czas, tylko na jakość. Kiedy jestem z dzieckiem, odkładam na bok inne rzeczy, a ono dzięki temu ma wrażenie, że jest ważne i zauważone – mówi Masłowski.
Podobnie uważa Kamil Nowak, autor portalu BlogOjciec: – Najważniejsza cecha dobrego ojca to zaangażowanie. Nie trzeba wszystkiego wiedzieć najlepiej, ale przede wszystkim warto być. Jednocześnie być otwartym na naukę, bo dzieci bywają niesamowitymi nauczycielami, ale tylko jeśli im na to pozwolimy. Obecność nie oznacza też, że mamy być ojcami na medal. Zupełnie nie tędy droga. – Ojcowie czasem stawiają sobie nierealistyczne wyzwania. Chcą stać się innymi ludźmi, supermenami, chwalić się niesamowitymi pasjami.
Pytają mnie na terapii: A co ja mu mogę zaproponować? Nie gram w hokeja. Nie pilotuję samolotów. Nie gram na basie. A wystarczy... być sobą i pokazywać dziecku siebie. Mówię im często: „Pokaż mu, jak zrobić kanapki, jak żyjesz. W relacji z nim, z kobietą, sobą” – tłumaczy Jacek Masłowski. I dodaje, że warto, by mężczyzna miał swoją przestrzeń, coś odrębnego od rodziny i żeby tam zapraszał swoje dzieci. To może być rozkładanie namiotu, kolekcja kapsli, skrzynia do wyczyszczenia, nic wyrafinowanego.
Chodzi o to, by angażować dziecko w swój świat, dawać mu proste zadania, którym podoła, i potem je za to pochwalić. Wcale nie tzw. disneylandy. Jeżeli głównie jesteśmy nieobecni i sporadycznie fundujemy fajerwerki, to nie uczymy dziecka życia, ale budujemy w nim zachowania narcystyczne.
– Mając w domu córkę i dwóch synów i widząc, jak bardzo każde z nich jest inną osobą, wydaje mi się, że najważniejsze to skupić się na tym, by dostrzegać indywidualne potrzeby każdego dziecka. A wynikają one z chwili i pragnień, a nie płci. Dlatego o ile wychowanie dziewczynki i chłopca różni się oczywiście (chociażby na etapie dojrzewania i tłumaczenia pewnych spraw czy informowania o ryzykach), to jednak różnice w podejściu do dzieci w moim przypadku nie brały się z płci, lecz z tego, jakimi ludźmi się stają – opowiada Kamil Nowak. Wszystko sprowadza się do dawania przykładu. Ojciec może dawać dobry przykład synowi, jak powinien zachowywać się mężczyzna, a dziewczynce – jak ma być przez mężczyznę traktowana. Dzieci, obserwując ojca, uczą się męskiej obecności w domu, w życiu rodziny.
– Chłopcy od mniej więcej 8.–9. roku życia do około 14. wpatrują się w ojca jak w obraz. To jest czas, kiedy chłopiec „porzuca” mamę i zaczyna interesować się światem taty. Uwaga, ojcowie – nie należy się tym zachłysnąć, bo za kilka lat to się zmieni. Nadejdzie czas buntu, kiedy chłopak będzie się chciał całkiem odciąć od ojca jako punktu odniesienia i zbudować siebie na nowo. Wtedy będzie z kolei wiele w ojcu negował. Szukał własnej tożsamości. I to też jest normalny etap rozwojowy – tłumaczy Jacek Masłowski.
Terapeuta uważa, że warto zbudować grono męskich przyjaciół i kumpli i wprowadzać tam swojego syna. – Na nasze warsztaty przyjeżdżają ojcowie z nastoletnimi synami (17–18 lat) i po kilku dniach razem opór synów wobec ojców wyraźnie mija. Dlaczego? Ponieważ słyszą od innych facetów zdania: „Fajnego masz ojca, mój stary nigdy by nie zrobił czegoś takiego dla mnie”, „Mnie nigdy nie zabrał pod namiot i nie uczył budowania szałasów”. Chłopak realnie wtedy widzi ojca jako człowieka, który czasem jest OK, a czasem się myli – dodaje. A ponieważ wiek buntu nie jest łatwy, prawdopodobnie bez zaczepek ze strony nastolatka się nie obędzie.
Jak reagować na komentarze typu: „Na niczym się nie znasz, nie rozumiesz”? Terapeuta zaleca, by dać sobie chwilę, nie odpalić się emocjonalnie i nie walczyć. Sugeruje raczej życzliwy monitoring i stawianie pytań. Kiedy dziecko mówi, że go nie rozumiesz, powiedz: „OK, to mi wytłumacz”. Innymi słowy: trenujemy aikido, a nie boks.
Jak jest z dorastającą dziewczynką? Jacek Masłowski twierdzi, że najważniejszą rolą ojca jest uświadomić córce, że jej rodząca się seksualność nie jest najważniejsza. Mądrość, pracowitość, dobro, odwaga i inne aspekty osobowości dziewczynki są ważne, atrakcyjne, ciekawe i kiedy ona wchodzi w życie, nie musi eksponować ciała i zmysłowości. – To zadziała, jeśli do tej pory tata zdążył zbudować dobrą relację z córką. Podczas dorastania córka będzie podświadomie testowała swoją seksualność w relacji ojcem. To takie dziecięce „uwodzenie ojca”. Nie dąży oczywiście do żadnego zbliżenia, będzie raczej pytała: „Tato jak wyglądam? Czy będę się podobała chłopakom?”, Może biegać po domu w bieliźnie. Wtedy często dochodzi do spięć między ojcem a córką, ale to zdrowe spięcia.
Rozładują się napięcia – dodaje Jacek Masłowski. Ojciec ma doceniać córkę, zauważać, że ładnie wygląda, ale nie wchodzić w te sfery. Przeciwnie, przenosić uwagę na inne rzeczy, które można pochwalić. Pracowitość, przeczytane książki, obejrzane ambitne filmy, dobre oceny. Kiedy będzie miała pierwszą miesiączkę – przynieść kwiaty, pogratulować, zrobić z tego święto. Gdy opowie, że całowała się z chłopakiem – nie atakować, nie bać się tego, tylko zapytać, czy jej się podobało, jak do tego doszło? I jeszcze jedna ważna rzecz, którą podkreśla terapeuta: – Córka musi wiedzieć i pamiętać, że na pierwszym miejscu dla ojca jest… matka.
Nie każde dziecko ma szczęście mieć obecnego, zaangażowanego ojca. Kiedyś w ojcowskie role wchodzili drużynowi harcerscy albo trenerzy sportowi. Dziś, w czasach kiedy rozpada się już około 40 proc. małżeństw, pojawiają się rodziny patchworkowe i nowi opiekunowie, ojczymowie.
– Nie wiem, czy bycie dobrym rodzicem po rozwodzie tak bardzo różni się od bycia dobrym rodzicem w związku. Trzeba wykazywać dodatkową ostrożność w tej sytuacji i nie przesadzić z uwagą w żadną ze stron. Nie rozpieszczać dzieci w poczuciu wynagradzania im czegoś ani też ich nie zaniedbywać, próbując samemu się w nowym życiu odnaleźć. Ważne jest też, by rozmawiać z nimi, gdy pytają o ważne dla nich kwestie, ale bez obwiniania kogokolwiek – tłumaczy Kamil Nowak.
Jacek Masłowski zgadza się, że tu najważniejsze jest powstrzymanie się od negatywnych komentarzy pod adresem matki. I jeżeli pojawi się w naszym życiu nowa partnerka, to zanim przedstawimy ją dzieciom, musimy być całkowicie pewni, że to jest nasza nowa partnerka. – Najgorsze dla dziecka są pojawiające się i znikające kolejne ukochane. Jeśli uznamy że nowy związek jest czymś poważnym, obie osoby dorosłe muszą sprecyzować rolę, jaką ma partnerka ojca pełnić. Czy w roli zastępczej mamy, czy ukochanej ojca. To proste pytanie: kim jestem dla twoich dzieci, a kim ty dla moich – tłumaczy terapeuta.
Kolejna sprawa, na którą warto zwrócić uwagę? Nadmierne ojcowskie oczekiwania, które potrafią zbudować w dzieciach wiele kompleksów. A przecież nie zawsze rodzą się nam matematyczne orły czy sportowi liderzy. – Ważne jest też to, by wspierać dokładnie takie dziecko, jakie mamy, i to kim ono jest, a nie to, kim my byśmy chcieli, by było (nie naciskać na karierę sportowca czy lekarza, gdy nasze dziecko jest artystą). Nie wiem, czy gorszy jest brak zainteresowania, czy jednak brak akceptacji tego, kim dziecko jest. To drugie pozostawia w człowieku wieczne poczucie, że nie jest dość dobry.
Gordon Ramsay zdradził w swojej biografii, że jego główną motywacją do osiągnięcia sukcesu było dostrzeżenie dumy w oczach ojca. Niestety ten najbardziej interesował się piłką nożną, a Gordon po poważnej kontuzji nie mógł już wrócić do sportu. I nawet jego gigantyczny telewizyjny sukces nie spowodował uznania w oczach ojca – opowiada Kamil Nowak.
Bycie ojcem nie wymaga kostiumu Supermana. Nie musisz latać na kajtach i wspinać się na lodowce. Ważne byś był obok, rozmawiał, okazywał szacunek mamie twojego dziecka, pomagał mu, zadawał pytania i poznawał jego świat. Wspólne zrobienie kanapki też może się stać piękną przygodą dzieciństwa. Z tatą.
Ten i inne teksty psychologiczne do przeczytania w magazynie Twój STYL MAN, już w kioskach.