O tym, w jaki sposób pandemia zmieniła nasze życie erotyczne, co robić, gdy czujemy przesyt bliskości i jak w seksie mogą pomóc gry planszowe, mówi Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta z gabinetu CBTseksuolog.pl
Z badań opublikowanych niedawno przez prof. Izdebskiego wynika, że pandemia nam trochę pomogła - 51 proc. badanych Polaków pozytywnie oceniło swoje życie seksualne od marca do maja 2020 roku. Jakie są pana obserwacje?
A.G: Ja bym je podzielił na miesiące. Pandemia zaczęła rozwijać się w lutym – coraz więcej osób zostawało w domach, w związku z tym jeszcze przed lockdownem jakość i ilość życia seksualnego bardzo się poprawiły. Ale przede wszystkim ze względu na to, że wcześniej panowała gospodarka rabunkowa: moi pacjenci byli zabiegani, większość z nich pracowała po 10-12 godzin, a jeszcze dzieci, ich dodatkowe zajęcia… Niektórzy dodatkowo chcieli coś urwać z życia, więc chodzili jeszcze na siłownię, do kina, do teatru.
Czyli rozrywek było dużo, a seks był jedną z nich?
A.G: Tak, jedną z wielu.
Przed pandemią człowiek mógł się pogubić w tłumie atrakcji i obowiązków. Seks był możliwy, gdy skończyło się jakieś dodatkowe prace, gdy dzieci poszły spać, gdy się pogotowało jedzenie na dzień następny.
Aktywność erotyczna przypadała więc na nocne godziny, 23-24,a wtedy jesteśmy najbardziej przeciążeni, zmęczeni, głowa by chciała, a ciało już nie. W efekcie seks był słabej jakości: u mężczyzny kończył się albo przedwczesnym wytryskiem albo zaburzeniami erekcji, a u kobiety suchością pochwy albo niemożnością dojścia do orgazmu.
Co się zmieniło w pandemii?
A.G: Gdy zostaliśmy bardziej w domach, życie seksualne uległo poprawie - mowa o lutym, marcu i kwietniu. A w maju okazało się, że mamy przesyt bliskości fizycznej. U drugiej osoby zaczęły irytować nawyki - wcześniej wstawaliśmy o różnych porach, mijaliśmy się. A teraz okazało się, że występuje wyścig do łazienki. Jedna osoba zajmuje ją dłużej, druga się denerwuje i nadpisuje intencje: „on robi to specjalnie, chce mnie wkurzyć” albo „to pokazuje, jakie on ma do mnie podejście w związku, nie szanuje mnie”. Wiele takich przekonań zaczęło się pojawiać przy zwykłych, codziennych czynnościach. Problemy potęgowały też warunki lokalowe – część ludzi mieszka w małych mieszkaniach i nie ma możliwości swobodnego poruszania się, swobodnej pracy. Nie myśli się o seksie, jeśli ma się naruszony podstawowy komfort.
Większość moich pacjentów nie ma poczucia, że w zbliżeniach intymnych mogą odnaleźć oazę, mieć poczucie, że świat wokół może nie istnieć. A przecież o to właśnie chodzi w seksie!
Finalnie to, co się nazbiera w życiu codziennym, przenosi się do sypialni i działa aseksualnie.
Myślałam, że jest odwrotnie: że jeśli się nie układa w seksie, coraz bardziej irytują różne rzeczy w życiu codziennym.
A.G: To też prawda. To układ wiązany, sieć naczyń połączonych. Mężczyźni, którzy mają zaburzenia erekcji ze stałą partnerką, mają poczucie, że w jej oczach są słabymi kochankami, to się odbiera bardziej holistycznie: że są słabymi pracownikami, słabymi facetami, ludźmi itd. Zaburzenia seksualne przerzucają się na nasze myślenie o sobie w kontekście społecznym, ogólnoludzkim, personalnym. A kobiety, które doświadczają braków orgazmów, też mają poczucie, że nie są w pełni kobiece, myślą „on zaraz zacznie mnie zdradzać albo mnie wymieni na młodszy model” i to się przerzuca na życie. W czasie pandemii widziałem, że ten ruch jest odwrotny: z życia przelewa się na seks.
Tę sytuację można porównać do tego, co się dzieje podczas dłuższego urlopu: po dwóch, trzech tygodniach wychodzą wady drugiej osoby: że lubi pospać, że nie lubi zwiedzać, tylko szuka alkoholowego odcięcia albo że bez pracy jest poirytowana.
Wydawałoby się, że w trudnych czasach ludzie szukają bliskości i ciepła. Można podejrzewać, że w pandemii też będą do tego dążyć.
A.G: Gdy pisałem książkę z Kasią Miller „Być parą i nie zwariować”, Kasia często powtarzała, że wiele osób się dobiera w związek, po to, by mieć na kogo zwalić swoje niepowodzenia życiowe. Że szuka chłopca do bicia w tej drugiej osobie. I w czasie pandemii dźwięczy mi to w głowie. Zamiast traktować związek jako oazę spokoju, bezpieczeństwa, bliskości i ciepła, wiele osób zaczyna się wyżywać na drugiej osobie. To nigdy nie zostaje bez wpływu na seksualność i z tego powodu ludzie od niej odchodzą.
Rany zadane w związku są jak deska, w którą wbito gwoździe: jeśli później je wyjmiemy (czyli przeprosimy drugą osobę), to te dziury w desce zostaną i podobnie jest z kłótniami. Jeśli zamieciemy pod dywan, nie przeprosimy, to może się potem odbić w sypialni.
Gdy kobieta ma poczucie, że jest nie szanowana, traktowana po partnersku, nie czuje się bezpiecznie, w efekcie nie czuje pożądania. W ogóle obserwuję obniżenie się popędu seksualnego u kobiet.
Dlaczego?
A.G: Wiele pań nie dość, że w domu pracuje, to jeszcze opiekuje się dziećmi, monitoruje ich zdalne nauczanie, gotuje, wykonuje obowiązki domowe. Jak taka kobieta, co łączy te 3-4 etaty ma mieć jeszcze ochotę na seks? Jeśli mężczyzna jest zestresowany, to chce się tym seksem odciąć. A u wielu kobiet występuje zmęczenie.
Czyli większe problemy z seksem mają teraz kobiety, a nie mężczyźni?
A.G: Ja widzę, że tak. U kobiet seksualność jest silnie związana z życiem emocjonalnym, ze stanem relaksu. Kobiety są przytłoczone liczbą etatów, które mają w domu. Dodatkowo fakt, że dokręca się kobietom śrubę, ograniczając ich prawa, sprawia, że wiele pań boi się seksu. Kobiety przetwarzają w głowach różne lęki dotyczące seksualności, a ten jest cały czas omawiany.
Z kolei mężczyźni są przytłoczeni kryzysem gospodarczym, co też wpływa na seksualność. Więcej piją, żeby się odciąć, a później nie są w stanie uprawiać seksu.
Czyli stres i alkohol to najwięksi wrogowie seksu?
A.G: Obecnie widzę, że stres jest na pierwszym miejscu, na drugi - używki, czyli alkohol, który czasem ułatwia zbliżenia, ale w małych ilościach - do dwóch dawek. Jednak większość moich pacjentów pije dużo więcej, 4-5 dawek, co wycina seksualność. Na trzecim miejscu – konflikty partnerskie, na czwartym – konflikty wynikające z wychowywania dzieci (każdy ma inną strategię), na piątym miejscu narkotyki.
To, co mają zrobić partnerzy, by się cieszyć życiem erotycznym?
A.G: Po pierwsze niech będą dla siebie łagodni. Mówię, poważnie. Można się wyżywać, ale nie na drugiej osobie. Można zadbać o rzeczy, które przyniosą rozładowanie. Kupić sobie worek bokserski, zacząć biegać, chodzić do lasu i krzyczeć w nim. Kolorowanki mindfulnessowe też mogą pomóc. Warto zadbać o kontakty ze znajomymi choćby online lub w małym gronie. Obowiązkowo wziąć partnera za rękę i pójść na godzinny spacer, żeby poczuć bliskość z tą drugą osobą. Pytać się drugiej osoby, na co ma ochotę, czego potrzebuje, czego oczekuje i odpowiadać na te potrzeby.
Dobrze jest nawet tolerować dziwactwa, żeby druga osoba czuła się akceptowana, np. muzykę, którą lubi partner, choć może irytować. Oglądajmy romantyczne filmy o miłości. Grajmy w gry planszowe
- np. w „Grę wstępną” Aleksandry Sulej, która dotyczy tego, co partner lubi, o czym marzy, czego potrzebuje. Po takiej partyjce inaczej sobie przetwarzamy związek. Jeśli mamy poczucie, że nudzi nam się w łóżku, warto zajrzeć na stronę internetową z gadżetami erotycznymi i sobie coś wybrać. Wiele par nie chce uprawiać seksu w swoich czterech ścianach, dobrym pomysłem jest zamiana otoczenia - pójście np. do hotelu (gdy obostrzenia ulegną poluzowaniu).
Andrzej Gryżewski - seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny , psycholog, certyfikowany edukator seksualny. Autor książek: bestsellerowej „Sztuki obsługi penisa" , „Niekochalni, czyli lęk przed bliskością" oraz „Być parą i nie zwariować". Założyciel Gabinetu Psychoterapii Seksualnej CBTseksuolog.pl