Relacje

Czas zakończyć odwieczną rywalizację teściowej i synowej. Psychoterapeutka mówi, jak naprawić tę relację

Czas zakończyć odwieczną rywalizację teściowej i synowej. Psychoterapeutka mówi, jak naprawić tę relację
Fot. Getty Images

Każda relacja, która budzi w nas silne emocje, jest jak lustro – odbija nie tylko to, co dzieje się między nami a drugim człowiekiem, ale też to, co nosimy w sobie. Synowa nie musi być wrogiem ani rywalką. Może być zaproszeniem, by spojrzeć na własne życie z nowej perspektywy, mówi psychoterapeutka. Jak w komedii "Teściowie" gdzie uczucia młodych zmieniają tytułowych teściów.

W gabinecie terapeutycznym często pojawia się temat napiętej relacji między teściową a synową. Z pozoru wygląda to jak zwyczajna niechęć, jakby dwie kobiety nie potrafiły się porozumieć. Ale gdy zaczynamy się temu uważnie przyglądać, odkrywamy, że pod powierzchnią kryje się coś znacznie bardziej delikatnego – lęk, poczucie utraty, czasem dawne rany, które odżywają w nowych sytuacjach.

Lęk i tęsknota - opowieści z gabinetu

Na jednej z sesji usiadła przede mną pani Jadwiga. Zaczęła mówić o tym, że od kiedy syn się ożenił, ona czuje się… odsunięta. "Tak jakby ktoś odjął mi część mnie samej" – powiedziała, a w oczach miała łzy. Jej doświadczenie pokazało, jak trudno pogodzić się z tym, że miejsce, które kiedyś należało wyłącznie do niej, zostało podzielone. To nie była zazdrość o synową jako osobę. To była tęsknota za dawną bliskością i obawa, że jej rola jako matki już się kończy.

Innym razem rozmawiałam z panią Krystyną. Ona z kolei opowiadała z ogromnym gniewem, że synowa "niczego nie robi dobrze". Ale kiedy poszłyśmy głębiej, za krytyką odkryłyśmy samotność. "Całe życie byłam potrzebna, a teraz czuję, że stoję z boku" – wyznała. W jej historii synowa była tylko figurą, na której odbijał się jej lęk przed byciem niepotrzebną. Terapia była dla niej przestrzenią, by zacząć odzyskiwać siebie – przypominać sobie, że może być kimś ważnym nie tylko jako matka.

Zdarza się też, że rywalizacja z synową dotyka bardziej ukrytych warstw. Pani Maria, kiedy opowiadała o relacji syna z jego żoną, nagle zaczęła mówić o własnym dzieciństwie. "Czuję się przy niej gorsza. Tak samo, jak przy mojej matce, która nigdy nie była ze mnie dumna" – mówiła drżącym głosem. Okazało się, że synowa nie była dla niej prawdziwą rywalką, lecz kimś, kto nieświadomie przypomniał jej o dawnych ranach. To właśnie one sprawiały, że relacja była tak bolesna.

Pojawienie się synowej - nowy porządek

Dlaczego więc synowa bywa odbierana jak przeciwniczka? Bo jej pojawienie się burzy dotychczasowy porządek – wnosi zmianę, która dla wielu matek jest trudna do uniesienia. Bo konfrontuje z tym, że syn dorósł, a rola matki nie będzie już taka jak kiedyś. Ale też dlatego, że obecność synowej potrafi dotknąć najbardziej wrażliwych miejsc – tęsknoty, poczucia niedocenienia, strachu przed samotnością.

Terapia pomaga zobaczyć, że to, co wydaje się wojną między kobietami, tak naprawdę jest spotkaniem z własnym wnętrzem. Że synowa nie odbiera syna, tylko wprowadza nową jakość w jego życie. Że prawdziwym wyzwaniem nie jest walka o wpływy, ale odnalezienie w sobie zgody na zmianę.

Kiedy teściowa zaczyna patrzeć na siebie z większą łagodnością, odkrywa, że nie musi już rywalizować. Że może być kimś ważnym w inny sposób – bardziej jako świadek, przewodniczka, czasem jako ciepła obecność w tle. Wtedy relacja z synową przestaje być polem walki, a może stać się przestrzenią spotkania dwóch kobiet, które przecież w gruncie rzeczy pragną tego samego – bliskości, akceptacji i poczucia, że są ważne.

 

Czego możemy nauczyć się z tej relacji?

Każda relacja, która budzi w nas silne emocje, jest jak lustro – odbija nie tylko to, co dzieje się między nami a drugim człowiekiem, ale też to, co nosimy w sobie. Synowa nie musi być wrogiem ani rywalką. Może być zaproszeniem, by spojrzeć na własne życie z nowej perspektywy – by zobaczyć, że moja wartość nie zależy od roli matki, od tego, jak bardzo jestem potrzebna synowi, ale od tego, kim jestem jako człowiek.

Kiedy w terapii udaje się dotknąć tego miejsca – lęku przed utratą, tęsknoty za byciem ważną, dawnych ran, które jeszcze bolą – wtedy napięcie zaczyna słabnąć. Pojawia się przestrzeń na akceptację zmiany. Matka nie traci syna – ich więź po prostu dojrzewa, staje się inna. A w tej nowej rzeczywistości może być miejsce zarówno na synową, jak i na teściową, ale przede wszystkim – na spokój w sercu kobiety, która pozwoliła sobie zaufać, że jej historia wciąż trwa.

To właśnie w tym tkwi terapeutyczna siła – by zamiast walczyć, nauczyć się spotykać ze sobą samą z łagodnością. Dopiero wtedy relacje w rodzinie mogą zacząć oddychać i być obecną.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również