Zakupoholizm to problem, z którym mierzy się coraz więcej kobiet, bez względu na wiek. Powód? Uczucie błogiej przyjemności, szybkiej satysfakcji i dziecięcej euforii, które dają kompulsywne zakupy. Sprawdź, które nawyki powinny Cię zaalarmować jako te wskazujące na problem i dowiedz się, jak sobie z nimi poradzić.
Spis treści
Nie ma chyba drugiej rzeczy, która równie szybko i (pozornie) bezboleśnie jak impulsywne zakupy przynosi ulgę w trudnościach, leczy zranione serce i zawiedzione nadzieje, zły dzień i każdą porażkę, błyskawicznie aktywując ośrodek nagrody w mózgu.
No bo tak z ręką na sercu, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto sam choć raz sam tej zależności nie doświadczył. Tej ulgi, błogiej przyjemności, szybkiej gratyfikacji i dziecięcej euforii – to działa lepiej, niż przeciwbólowa tabletka! Zwłaszcza, że świat zdaje się bardzo temu sprzyjać: z każdej strony bonusy, promocje, gratisy, debetowe karty, które są trochę jak koszyk bez dna – trzeba by mieć nerwy ze stali, żeby w chwili słabości choć temu wszystkiemu nie ulec.
Zakupoholizm: co to jest?
Tymczasem jednak eksperci mówią o zakupoholizmie jako o syndromie XXI wieku i tłumaczą, że to nic innego jak niebezpieczna, bardzo złudna forma rozładowania napięcia, stresów czy rozprawienia się z mniej lub bardziej uświadomionym poczuciem niedowartościowania. A same zakupy, nawet jeśli długo od tej świadomości uciekamy, służą nam często jako forma łatwo dostępnej, pozornie bezkosztowej terapii i ucieczki przed przygnębieniem i frustracją.
Ale jest kilka pułapek, na które zwracają uwagę psycholodzy, którym warto bliżej się przyjrzeć – zignorowane zaprowadzą wprost w sidła uzależnienia, przyjemny dreszczyk emocji zmieniając w poczucie winy, wyrzuty sumienia, wstyd, rozczarowanie i obniżoną samoocenę, a bywa, że przy próbie walki ze słabością, także syndrom odstawienia. Bo w którymś momencie trzeba stanąć z nałogiem twarzą w twarz.
Pierwsza z nich brzmi niewinnie, nie wzbudza podejrzeń, dlatego rzadko kiedy zapala się nam czerwona lampka. No bo co może być niebezpiecznego w pilnym śledzeniu ofert ulubionych butików, porównywaniu cen i czajeniu się na najlepsze okazje? Albo w ustawianiu sobie powiadomień o rozpoczynających się wyprzedażach? Albo przyglądaniu się produktom, których... może wcale nie potrzebujemy, ale są tak okazyjne, aż same się proszą o to, by dodać je do koszyka!
Czy nie jest to raczej odpowiedzialne podejście do tematu oraz dowód rozważności, przedsiębiorczości, przebiegłości, zaradności? Aż chciałoby się powiedzieć, że takie podejście do zakupów to powód do dumy.
Może i byłby, gdyby nie fakt, że to właśnie tutaj ma początek zakupowa równia pochyła. Dalej jest tylko gorzej choć i rzadko kiedy odczuwamy niepokój. No bo skoro już się coś upatrzyło, coś całkiem wyjątkowego i to za naprawdę nie duże pieniądze, grzechem byłoby nie skorzystać, po prostu nie sposób powstrzymać się przed zakupem.
Przymus jest silniejszy od nas, a impuls do działania całkowicie poza kontrolą rozumu – wiele kobiet przyznaje, że po prostu nie wie jak to się stało, ta chwilowa utrata kontroli jest całkiem poza nimi, taki chwilowy "blackout", po którym zostają tylko rachunki i zalew niepotrzebnych przedmiotów jako dowód tego, że "to" jednak się stało. Często takich, którym "na trzeźwo" naprawdę trudno znaleźć przeznaczenie. Ale pokusa była nie do odparcia – tak jak nie walczy się z głodem, bo to walka przegrana.
I tutaj sprawa powoli robi się jasna: skoro to silniejsze od nas, ale wciąż w jakiś dziwny sposób przyjemne, to niemożliwe do zastąpienia. Kawa z przyjaciółką – świetnie, łyżwy z dzieckiem – też nieźle, joga – niech będzie, ale to wszystko "oprócz", a nie "zamiast" zakupów! Bo powoli staje się jasne, że wywołują one emocje, których zwyczajnie nie da się wzbudzić niczym innym.
I tutaj wpadamy w spiralę ciągnącą prosto w dół, na równi pochyłej nabieramy prędkości nie do wyhamowania – ot, psychologia i czysta fizyka. Pojawia się błędne koło: wyrzuty sumienia, poczucie bycia gorszą, winną, słabą (uzupełnij o własne odczucia). Jest źle, nieprzyjemnie, coraz gorzej. A co najlepiej pomaga? No zakupy… I tutaj najczęściej przychodzi obezwładniająca bezradność i poczucie całkowitej kapitulacji. To znak, że sprawa wymknęła się spod kontroli na dobre.
To zresztą nie koniec trudności, bo z jak każdy -holizm, także i zakupoholizm nieleczony z upływem czasu się pogłębia. I żeby przynieść sobie ulgę, poczuć się lepiej, potrzeba kupić więcej. Więcej ergonomicznych wieszaków, więcej sukienek z poliestru (wyjątkowo okazyjnie, nieważne że nie nosimy sztucznych tkanin), więcej foremek do babeczek w kolorowe wzorki (chociaż wcale się pieczemy, tylko zaglądamy do cukierni), więcej prawideł do butów, z jeszcze szlachetniejszego drewna, kolejną bazę pod makijaż (a nuż okaże się tak skuteczna, jak ta kupiona ostatnio!) i wiele innych wynalazków, czasem tak irracjonalnych, że aż głupio przyznać się przed sobie, że się im uległo.
A czasem przeciwnie: kolejny flakon luksusowych perfum, kolejny elektroniczny gadżet (bardziej nowoczesny od poprzedniego), drogi sprzęt do ćwiczeń w domu (bo sport to podstawa) – wtedy tłumaczenie przychodzi łatwiej, bo zakup był "po prostu konieczny".
Ale jest też i dobra wiadomość. Skoro zakupoholizm oficjalnie sklasyfikowany jest jako choroba, to znaczy, że można się z tego wyleczyć! Nie ma niestety magicznej tabletki, ale terapia niesie wysokie szanse powodzenia, działając u źródła problemu.
Profilaktycznie warto też przestrzegać kilku prostych zasad: sztywno trzymać się sporządzonej wcześniej listy zakupów, płacić gotówką, dając sobie lepszy wgląd w ilość wydawanych pieniędzy. I robić zakupy w sklepach stacjonarnych – te wirtualne dają dużo większe ryzyko "popłynięcia". I najważniejsze: trzymać się z dala od wyprzedaży! Bo nie trzeba być zakupoholikiem, żeby wiedzieć, że to właśnie wtedy najłatwiej stracić zdrowy rozsądek i wydać najwięcej.
W kwestii nawyków zakupowych Polaków ciekawe wnioski przynosi najświeższy raport Klarny, firmy realizującej misję zrewolucjonizowania branży bankowości detalicznej, która za cel stawia sobie spełnienie zmieniających się wymagań konsumentów, pomagając im oszczędzać czas i pieniądze, lepiej zarządzać przepływem gotówki i podejmować bardziej świadome decyzje zakupowe.
W badaniu Klarna’s Fashion Trends Survey powstałym we współpracy z agencją badawczą Dynata, z ogółu 1247 polskich konsumentów wyłoniono reprezentatywną grupę 1104 konsumentów mody w wieku 18-65+, którzy w marcu br odpowiedzieli na zadane im online pytania. Dołączyli oni do 11740 konsumentów z pozostałych 11 krajów objętych badaniem, czyli Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Niemiec, Austrii, Holandii, Belgii, Francji, Szwecji, Norwegii i Finlandii.
Obok napawających entuzjazmem wniosków wskazujących na szczególne zamiłowanie Polaków do rodzimej mody, udało się także zaobserwować zwyczaje zakupowe heavy shoppers, czyli konsumentów nabywających nowe dobra z kategorii "moda" przynajmniej raz w tygodniu.
Okazuje się, że tę grupę zakupowiczów do wypróbowania nowych trendów w największej mierze inspirują social media takie jak TikTok, Instagram czy YouTube (aż 56% badanych) – co nie wydaje się dużym zaskoczeniem, aczkolwiek daje do myślenia.
Dodatkowo, decyzje zakupowe heavy shoppers podejmują chętniej, jeśli zaoferuje się im innowacyjne rozwiązania w zakresie zakupów online (taką formę zgodnie z badaniem Klarny preferuje prawie połowa ankietowanych Polaków). Podczas gdy 1 na 2 kupujących korzysta obecnie z kart debetowych lub kredytowych podczas zakupów online, dwie trzecie Polaków (67%) chętniej kupowałoby produkty online, gdyby dano im możliwość odroczenia płatności za zakup, przy użyciu dostępnych elastycznych opcji płatności – tę obserwację zakupoholiczki także powinny potraktować jako przestrogę.
A Wy, czy macie na sumieniu niekontrolowane wydatki, a hasło "zakupoholizm" chcąc nie chcąc bierzecie do siebie?