Pieniądze są narzędziem, dzięki któremu możemy poprawić swój byt. I jeśli tak na nie patrzymy, nasze życie staje się proste i szczęśliwe – mówi nasz ekspert, psycholog prof. Agata Gąsiorowska z Uniwersytetu SWPS.
Niektórzy psychologowie mówią, że żądza pieniądza to naturalne ludzkie pragnienie. Po prostu chcemy poprawić swój byt. To prawda?
Widzę to inaczej. Oczywiście można mówić o prastarej potrzebie do poprawy bytu. To naturalne, że jeśli jesteśmy w kiepskiej sytuacji, chcemy być w lepszej. Ale mówienie o żądzy sugeruje niepowstrzymany apetyt, chciwość, a nie naturalna potrzebę, którą trzeba zaakceptować. Przez całe wieki w zachodniej kulturze chciwość była traktowana jako wartość negatywna.
Żądza dręczy, sprawia, ze żyjemy w napięciu i zagrożeniu frustracją. To, czego pożądamy, staje się najważniejsze. W sensie psychologicznym nie ma w tym nic dobrego.
W ostatnich dekadach pojawiły się próby jej przedefiniowania w wartość pozytywną. Przykładem jest rola Michaela Douglasa w filmie Wall Street i jego słowa „greed is good” (chciwość jest dobra). W zasadzie nigdy przedtem w naszej kulturze ludzie spalani żądzą zysku nie byli traktowani jako postacie atrakcyjne czy pozytywne.
Ale chyba nie jest tak, że wszystkie nasze aspiracje związane z pieniędzmi są niezdrowe?
Na dłuższą metę jednak są, z bardzo prostego powodu. Ile to jest mieć dużo pieniędzy? Ile musielibyśmy mieć, żeby uznać, że to wystarczy?
Myślę, że każdy ma taką kwotę w głowie.
Okay, to cofnijmy się w przeszłość. Jaką kwotę chcieliśmy mieć 15 lat temu? Czy to przypadkiem nie jest tyle, ile mamy w tej chwili? A jednak nie jesteśmy zadowoleni, potrafimy wyznaczyć następną „sumę szczęścia”. Mówiąc wprost, aspiracje finansowe to coś, czego nie da się zaspokoić. W momencie, gdy osiągamy zamyślany poziom zamożności, nie potrafimy sobie powiedzieć: Dobrze, osiągnąłem tyle, ile zamierzałem i nie potrzebuję więcej. Takie zjawisko w ekonomii behawioralnej nazwano kieratem hedonistycznym. To pogoń za królikiem, który wciąż nam ucieka.
Myślę, że wiele z nas ma dość zwyczajne pragnienia: chcemy mieć tyle pieniędzy, żeby dobrze żyć. Nie marzymy o luksusie, tylko o codziennym dobrym życiu.
Jeśli tak jest, wtedy wiemy mniej więcej ile powinniśmy zarabiać, by osiągnąć ten poziom wygodnego życia i nie chcemy więcej. Można to poznać po tym, że nie jesteśmy skłonni rezygnować z życia rodzinnego i czasu wolnego, by zarobić dodatkowy tysiąc złotych. To podejście wydaje się zdrowe: mam to, czego potrzebuję.
Czyli w zdrowym podejściu do pieniędzy ważne są umiarkowane aspiracje?
Umiar to bardzo dobroczynna zaleta, ale z aspiracjami jest trochę inaczej. Tim Kasser amerykański psycholog, który zajmuje się badaniem ludzkich wartości i celów, szczególnie tych związanych z posiadaniem, stworzył aspiration index – zgodnie z nim nasze aspiracje można podzielić na dwie grupy: wewnętrzne i zewnętrzne. Zewnętrzne to sukces finansowy, wizerunek i popularność. Wewnętrzne: bliskie relacje z ludźmi, samoakceptacja, zdrowie i szeroko pojęta duchowość.
I te wewnętrzne są zdrowsze od zewnętrznych?
Niezupełnie o to chodzi. Ważne, czy poziom aspiracji wewnętrznych jest wyższy. Jeśli nawet pieniądze są ważne, ale rodzina jest ważniejsza, to wszystko OK. Natomiast jeśli pieniądze są dla nas umiarkowanie istotne, ale rodzina zupełnie nieważna – to jest kiepska prognoza dla naszego funkcjonowania psychologicznego.
Zauważyłam, że wspominając szczęśliwe chwile często wracamy do wspomnień, w których paradoksalnie nie mieliśmy pieniędzy. Momenty z młodości, gdy z przyjaciółmi przeszukiwaliśmy kieszenie w poszukiwaniu drobnych na herbatę, składkową kolację pod koniec miesiąca. Czym to tłumaczyć?
Gdy nie mamy pieniędzy instynktownie zwracamy się ku innym ludziom. Gdy mamy pieniądze, oddalamy się od nich, kupując dobra i usługi. Ta ciekawa zależność była przedmiotem moich badań. Najprościej można powiedzieć, że pieniądze podsycają w nas egoizm - w tym sensie, że skłaniają nas do koncentracji na sobie, własnych celach i potrzebach, oraz ignorowania celów i potrzeb innych ludzi. Jeśli mamy pieniądze, chcąc się przeprowadzić wynajmujemy firmę – płacimy, dyktujemy warunki, wybieramy termin i możemy nawet żądać odszkodowania, gdy nam potłuką wazon. Jeśli nie mamy pieniędzy – prosimy o pomoc przyjaciół. Musimy się do nich dostosować z terminem, ugościć ich w nowym domu, przeboleć potłuczone szkło. Jednak w ten sposób powstają więzi. Robią nam przysługę, może poproszą o rewanż w innej sprawie. Ta „niewygoda” zbliża i opłaca się w sensie psychologicznym, bo badania jednoznacznie pokazują, że dobre relacje społeczne najsilniej przekładają się na nasze poczucie szczęścia i komfortu. Dlatego wspominamy te chwile. Konsumpcja przypomina raczej taki moment, gdy bardzo głodni sięgamy w samotności po chińską zupkę. Najesz się, rozgrzejesz, może nawet będzie ci smakowało, ale na pewno nie będziesz szczęśliwszy ani zdrowszy.