Gniazdownicy to osoby w wieku 25-34 lat, które zamiast postawić na samodzielność, ani myślą wyprowadzać się z domów rodzinnych. Uwaga, to zjawisko rośnie. Nie podoba się to ani rodzicom takich dorosłych dzieci, ani ich partnerom, ponieważ świadczy o ograniczonej samodzielności.
Kiedyś podśmiewaliśmy się z Włochów, że mieszkają z rodzicami do 40-tki; dziś ten fenomen jest coraz częstszy także u nas. Jak podaje GUS, w 2024 r odsetek osób w wieku 25-34 lata mieszkających z rodzicami wynosił w Polsce 53,8 proc. – a więc więcej niż we Włoszech, gdzie takie osoby stanowiły 49,8 proc. analogicznej grupy wiekowej (źródło: Raport „Polska w Unii Europejskiej 2025).
Średnia w Unii Europejskiej waha się w granicach 30-40 proc. Najdłużej z rodzicami mieszkają Chorwaci i Grecy, najszybciej z domu wyprowadzają się młodzi Skandynawowie. Co sprawia, że w naszym kraju liczba "gniazdowników" wzrasta? Odkładanie wyprowadzki w czasie najczęściej spowodowane jest trudną sytuacją mieszkaniową – wysokimi cenami sprzedaży i wynajmu nieruchomości, brakiem zdolności kredytowej. Ale często po prostu wygodą i komfortem, jakie wiążą się z życiem pod jednym dachem z troskliwymi rodzicami i coraz większą społeczną akceptacją tego zjawiska.
Agnieszka, 65 lat: Ja i mój mąż Daniel w tym roku oboje obchodziliśmy nasze 65. urodziny. Mieszkamy w apartamencie na warszawskiej Ochocie z psem, dwoma kotami i… naszym 32-letnim synem. Maciek studiował architekturę – to 6-letnie studia, długie i wymagające, a pierwsze kroki w branży nie wiążą się z dobrymi zarobkami. Dlatego, nawet gdy skończył studia, nie namawialiśmy go do wyprowadzki. Chcieliśmy, żeby miał czas i warunki na rozwijanie się, a własne pieniądze mógł wydawać na podróże i inne przyjemności. Poza tym niełatwo było nam pogodzić się z faktem, że nasz jedynak mógłby opuścić rodzinne gniazdo.
Minęło jednak dobrych kilka lat, Maciek skończył studia, dostał pracę, w której dobrze zarabia, a temat wyprowadzki – który tak często przez poruszał, gdy tylko skończył 18 lat – coraz rzadziej pojawiał się w rozmowach. Co więcej, słyszymy od niego dużo opowieści o kolegach czy koleżankach w tym samym wieku, którzy również nadal nie wyprowadzili się od rodziców. Na początku tym opowieściom towarzyszyła krytyczna narracja, jednak z czasem zauważyliśmy, że – być może dzięki rówieśnikom znajdującym się w tej samej sytuacji – przestał postrzegać mieszkanie z nami jako coś złego i zaakceptował, a nawet polubił swoją sytuację. Na początku było mi to na rękę, cieszyłam się, że mam synka przy sobie, lecz z czasem zaczęło niepokoić… Spodziewaliśmy się – jak chyba wszyscy rodzice – że nasze dziecko kiedyś dorośnie i się usamodzielni, w końcu opuści rodzinny dom. Nie wyobrażamy sobie mieszkania z nim przez resztę naszego życia – mimo że bardzo go z mężem kochamy. Potrzebujemy własnej przestrzeni, a Maciek lubi przebywać w domu i często zaprasza gości – regularna obecność jego dziewczyny i przyjaciół w naszym mieszkaniu zaczyna nam już (zwłaszcza mojemu mężowi) mocno grać na nerwach.
Boję się też o jego samodzielność – jak sobie poradzi z mieszkaniem samemu, skoro przez całe życie miał przy sobie mamę, która zawsze sprzątała, robiła pranie i przygotowywała kolację? Wiem, że powinnam z nim o tym porozmawiać, zasugerować, że może to już ten czas, gdy powinien znaleźć własny kąt i rozpocząć samodzielne życie, założyć własną rodzinę – jednak nie mam serca. Zwłaszcza że ceny mieszkań ciągle wzrastają i wiem, że koszt wynajmu będzie dla niego dużym finansowym obciążeniem. Daniel jest w tej kwestii bardziej stanowczy – uważa, że powinniśmy po prostu synowi oznajmić, że czas mieszkania z rodzicami się skończył i pora wynieść się na swoje. Ale jak zacząć taką rozmowę?
Ania, 28 lat: Mój chłopak Maks jest partnerem idealnym pod każdym względem – no, prawie każdym. Mamy wspólne zainteresowania, dużo razem wychodzimy, godzinami rozmawiamy i naprawdę świetnie się rozumiemy. Uwielbiam jego przyjaciół i rodzinę – i vice versa. Nie pije i nie pali, regularnie uprawia sport, świetnie wygląda. Do tego ma dobrze płatną pracę, którą lubi i w której się rozwija. Brzmi jak z bajki, prawda? Jest tylko jeden problem – ma 29 lat, za kilka miesięcy stuknie mu 30-stka, a on ani myśli wyprowadzać się z domu rodziców!
Mieszkają w willi pod Warszawą, z ogródkiem i bardzo dobrym dojazdem do centrum, a Maks jest najbardziej rozpieszczonym już (nie)dzieckiem, jakie poznałam! Rodzice gotują mu posiłki, sprzątają, piorą… obsługa jak w pięciogwiazdkowym hotelu! Wiele razy próbowałam rozmawiać z nim i przekonać go, że już czas się wyprowadzić, zacząć samodzielne życie na własny rachunek. On nie chce nawet o tym słyszeć – przecież tam jest mu tak wygodnie, oszczędza pieniądze, a samotnych na co dzień rodziców bardzo cieszy jego towarzystwo, więc w czym problem? No, może w tym, że chciałabym spędzać z nim więcej czasu sam na sam? Że marzę o tym, żebyśmy zamieszkali razem, z dala od mamy i taty? Nie wiem, co robić.
Gdyby pominąć ten aspekt, bez wahania powiedziałabym, że wyobrażam sobie nasze dalsze życie razem. Ale co, jeśli on nie będzie chciał wyprowadzić się od rodziców? Nie chcę spędzić życia w wiecznym maminsynkiem, nie wyobrażam też sobie, żebym miała się do nich wprowadzić (gdyby, oczywiście, padł taki pomysł). Czy, gdy trzeba będzie podjąć decyzję, Maks wybierze nasz związek, weźmie odpowiedzialność za swoje (a być może nasze wspólne) życie, wreszcie "odetnie pępowinę" i pójdzie na swoje? Na razie się na to nie zapowiada…