Jest specjalistką od rozwiązywania problemów. Mobilizuje nas do pozytywnych zmian i odnajdywania się w kryzysach. Zaczynamy cykl rozmów z Ewą Woydyłło o tym, jak radzić sobie w świecie szybkich zmian i nieoczekiwanych zwrotów akcji, których doświadczamy dziś wszyscy.
Twój STYL: Gdy coś idzie nie tak, myślimy "katastrofa", "porażka". Można na taki moment życiowy spojrzeć inaczej?
EWA WOYDYŁŁO: Można, a nawet trzeba! Jeśli zatrzymamy się na "porażkowym" myśleniu i będziemy sytuacje, w których nasze nadzieje się nie spełniły, uznawać za "dramat", zbudujemy w sobie poczucie klęski. Stąd blisko do utrwalenia negatywnych przekonań na swój temat: "mnie nigdy nie wychodzi", "inni potrafią, a ja nie", "mam pecha". Z czasem taka osoba zacznie unikać stawiania sobie ambitnych celów, by nie przeżyć porażki. Tylko co to za życie, jeśli nie chcemy marzyć i zadowalamy się tym, co nas nie zadowala? Dlatego uważam, że porażka to czasem coś, za co warto podziękować.
Ten wniosek pewnie wiele osób zezłości. Bo jak to?! Coś mi nie wyszło i mam dziękować?!
Jak ktoś się zezłości, to ja się ucieszę! Bo to znaczy, że moje słowa pobudziły go do refleksji. A to między innymi uważam za swoją misję. Przecież nie o to chodzi, by głosić aprobowane przez ogół oczywistości ani by wszyscy się ze mną zgadzali. A wracając do porażki – warto się jej przyjrzeć, bo może okazać się cennym zbiorem informacji o tym, jak nieświadomie sabotujemy swoje działania, czego nie dostrzegamy i jakimi iluzjami się żywimy. Zwłaszcza jeśli pewien typ porażek przydarza nam się... jakoś tak powtarzalnie.
Rozumiem, że porażka to potężna lekcja, o ile odważymy się ją odrobić. Jak się do tego zabrać?
Warto poczekać, aż emocje odparują. Bo jeśli zawalił nam się duży plan, żal, smutek i złość mają prawo nas zalać. Ważne, by w tym nie pozostać. Gdy ochłoniemy, zapytajmy siebie: o czym jest ta lekcja? O moich błędach, niesłużących mi przekonaniach? A może o tym, że okoliczności nie sprzyjały, moment był niewłaściwy? Porażka to kopalnia wiedzy o nas i potencjał do zmiany, czasem imponującej! Obserwuję takie sytuacje w gabinecie. Pamiętam dojrzałą kobietę, pielęgniarkę, od której odszedł mąż po latach związku. Scenariusz na życie tej kobiety legł w gruzach: miała w nim być pełna rodzina i partner dający oparcie. Gdy przyszła do mnie, myślała, że jej świat się skończył. Ale po czasie wydobyła się z rozpaczy i zapytała siebie: co jest możliwe w obecnej sytuacji? Napisała dla siebie nowy scenariusz. Znalazła pracę w fundacji działającej w Afryce, która stała się jej pasją, misją i przygodą życia. Poczuła się sprawcza i doceniana. Przeżywa teraz życie intensywniej, niż kiedykolwiek się spodziewała.