Co łączy Joannę Koroniewską z najpopularniejszym girls bandem na świecie? Ta wierna fanka Spice Girls wciąż wierzy w Girl Power i przekonuje, że dokument o słynnym zespole motywuje do walki o równouprawnienie.
Jest rok 1997. Pięć młodych kobiet – Melanie Brown, Emma Bunton, Melanie Chisholm, Geri Halliwell i Victoria Adams – właśnie podbijają świat. Ich piosenki zdobywają pierwsze miejsca list przebojów, a one same w ekspresowym tempie stają się międzynarodowym fenomenem. Jak to możliwe?
Spice Girls to nie pierwszy kobiecy zespół: lata 60. należały do The Supremes, w latach 70. uwielbiano punkowy girls band The Go-Go's i popowe Bananarama, a w latach 80. wielką popularność zdobyły dziewczyny z Salt-N-Pepa... Co więc takiego wyjątkowego było w Spice'etkach, że do dziś zajmują najwyższe pozycje w rankingach najpopularniejszych girls bandów wszechczasów? O trzyczęściowym dokumencie BBC Lifestyle poświęconym zespołowi – "Spice Girls: rewolucja Girl Power" – i seksizmie rozmawiamy z Joanną Koroniewską.
Czy była Pani fanką Spice Girls?
Joanna Koroniewska: Byłam największą fanką Spice Girls i dorastając marzyłam o tym, żeby być Posh Spice, czyli Victorią Beckham – asertywną kobietą o wyrafinowanym guście. Z tego, oczywiście nic mi nie wyszło. Beckhama też nie mam... Chociaż Dowborowi do Beckhama nie jest tak daleko. (śmiech)
Fenomen Spice Girls często tłumaczony jest filozofią lub wręcz misją jaką przypisywały sobie członkinie zespołu. Czy Pani zdaniem Spice Girls faktycznie były takie wyjątkowe, a promowane przez nich Girl Power miało aż takie znaczenie?
Joanna Koroniewska: Myślę, że ich siła, to Girl Power, miało swoje źródło przede wszystkim w charakterach tych pięciu dziewczyn. One były różne i każda z nich była nieprawdopodobnie silną osobowością. Według mnie Spice Girls są też sztandarowym dowodem na to, jak wiele się w nas, kobietach, zmieniło. Te dziewczyny przełamywały tabu, pokazywały swoje silne charaktery. I to ostatnie czuć było w ich muzyce i innych aspektach życia – w tym, że jedna z nich rozstała się z mężem, w tym, że kłóciły się między sobą... Moim zdaniem ich największą siłą była prawda. Oprócz tej kreacji, bo każda z nich była "jakaś" wizerunkowo, one faktycznie bardzo się między sobą różniły. Historia Spice Girls pokazuje, że najwięcej mają do powiedzenia i największe sukcesy osiągają ci, którzy są prawdziwi w tym, co robią. U nich było widać, że na przykład Victorii się pewne rzeczy nie podobały, że nawet w ich teledyskach ona była trochę wycofana, że Baby Space (red. Emma Bunton) – która potem robiła swoją solową karierę – była zupełnie inną osobowością niż ten wizerunek, jaki wcześniej jej narzucono. One opowiadały o swoich chorobach, o zaburzeniach odżywiania – o tych wszystkich rzeczach, o których w tamtych czasach w ogóle się nie mówiło, bo to były tematy tabu. Dlatego wydaje mi się, że Spice Girls dokonały wielkich rzeczy właśnie będąc sobą, pokazując siebie w stu procentach. A nie tylko podkreślając swoje "przymioty", jak chociażby zespół Take That składający się z mężczyzn, którzy byli po prostu... ładni.
Trzyczęściowy dokument "Spice Girls: rewolucja Girl Power" pokazuje mroczne kulisy sławy zespołu. Z dokumentu BBC Lifestyle możemy się między innymi dowiedzieć, że dziewczyny – pomimo swojego sukcesu – wciąż musiały walczyć o równe traktowanie i szacunek w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Czy te zmagania Spice’etek były dla Pani zaskoczeniem?
Joanna Koroniewska: My sobie z wielu rzeczy nie zdawaliśmy sprawy. Pamiętajmy, że w Polsce wtedy nie było jeszcze tabloidów i nie docierało do nas wiele informacji na temat Spice Girls. Myślę, że dokument BBC Lifestyle warto obejrzeć chociażby ze względów socjologicznych. To jest przerażające i porażające, jak się seksistowsko zachowywano wobec dziewczyn ze Spice Girls. Muszę przyznać, że jak sama patrzę przez pryzmat moich doświadczeń na wiele istotnych kwestii, to myślę, że u nas ta prawdomówność, naturalność i mówienie o trudnych rzeczach pojawiła się zdecydowanie później. Bo tak naprawdę, każdy się bał odezwać, bał się, że zostanie skrytykowany. A im więcej tych ciężkich, ciemnych stron życia zostanie ujawnionych, tym większa jest motywacja ludzi do działania. To jest niezwykłe, że dokument z tak zamierzchłych czasów może nas tyle nauczyć.
Jest Pani aktorką i od lat występuje przed kamerami i na scenie teatralnej. Czy zdarzyło się Pani zmagać z problemami podobnymi do tych, z którymi musiały sobie radzić członkinie Spice Girls – z seksizmem, dyskryminacją?
Joanna Koroniewska: To jest oczywiste. Nagłośniły to zresztą niedawno moje koleżanki przy okazji rozmów o tym, że kobiety dostają mniejsze gaże. Do takich sytuacji dochodzi od wielu lat. To się powoli zmienia, bo kobiety zaczęły o tym głośno mówić, a także dlatego, że kobiety trochę przejmują media społecznościowe, które w tej chwili mają bardzo dużą siłę. Jest wiele kobiet, które budują swoją odwagę właśnie na tym. Ja też byłam osobą, która wielu rzeczy nie mówiła, bo się bała. Mimo, że dużo przeżyłam, to zawsze były obawy, że nie będę mogła się obronić, bo jak powiem coś w jednym wywiadzie, w którym na przykład ktoś mnie źle zrozumie, to nie będę w stanie się z tego wytłumaczyć. Teraz, kiedy mam media społecznościowe, gdy ktoś przeprowadza ze mną wywiad i zostanę źle zrozumiana, mogę się z tego wytłumaczyć. Mam miejsce, w którym jestem w stanie powiedzieć, co rzeczywiście miałam na myśli. Wydaje mi się, że to się zmieniło i to dało nam wielką siłę – nam, artystkom, kobietom w ogóle. Nie patrzyłabym zresztą na to zjawisko tylko przez pryzmat mojej branży. Proszę zobaczyć jak w mediach społecznościowych prężnie działają kobiety, które zawodowo zajmują się czymś innym – na przykład taka Mama Ginekolog, która doszła do wielkiego sukcesu finansowego. I ona obala kolejne tabu i rozmawia otwarcie o pieniądzach. Kiedyś nie było o tym mowy, a w tej chwili otwieramy kolejne bramki i nie boimy się mówić o pewnych rzeczach. A jej mąż stoi z nią, ale często też stoi za nią – i to nie jest problem. To jest super! Mój mąż pokazuje właśnie na siebie i twierdzi, że on też stoi za mną. (śmiech)
To jest przerażające i porażające, jak się seksistowsko zachowywano wobec dziewczyn ze Spice Girls.
Razem z Zofią Zborowską i Mery Spolsky wzięła Pani udział w kampanii promującej serial dokumentalny "Spice Girls: rewolucja Girl Power". Ten spot promocyjny nie jest jednak optymistyczny. Sugerują w nim Panie, że seksizm, którego doświadczały członkinie Spice Girls powinien być historią, ale nią nie jest...
Joanna Koroniewska: Myślę, że wszystko, co wywołuje w nas takie negatywne czy porażające wrażenie, skutkuje potem motywacją do działania. Ja sama jestem osobą, która w stu procentach twierdzi, że rzeczy złe w życiu są po coś – żebym wyciągnęła wnioski, żebym się czegoś z tych lekcji nauczyła. Jeżeli miałabym oglądać i inspirować się tylko pozytywnymi rzeczami, to proszę mi wierzyć, najczęściej te pozytywne rzeczy zapominam po pięciu sekundach. Zresztą proszę sobie przypomnieć swoją szkołę. Jakich nauczycieli pani pamięta – takich, którzy panią kochali, czy takich, którzy panią gnębili, żeby była pani lepsza. Bo ja na przykład przypominam sobie matematyka z liceum, który mówił, że stać mnie na więcej. Od pierwszej klasy liceum pan Masłowski cały czas chodził za mną i mówił: "Aśka, masz tylko tróję, a mogłabyś mieć co najmniej czwórkę". I zapamiętam to pewnie do końca życia. Myślę, że zostałyśmy wybrane przez BBC Lifestyle do udziału w kampanii promującej ten dokument, bo – Zosia, Mery i ja – poruszamy tematy tabu oraz pokazujemy, że każda z nas jest inna, ale prawdziwa. Każda z nas też pracuje nad sobą, potrafi przyznać się do błędów, umie mówić o swoich słabościach. A ten dokument pokazuje coś, przez co Spice Girls musiały przejść z otwartą przyłbicą i z wielką siłą. I to daje nam moc! Mnie takie dokumenty nie wbijają w fotel i nie powodują, że mam depresję – one sprawiają, że mi się aż chce walczyć. Ten dokument daje taką siłę.
Czy Pani zdaniem Girl Power to nadal aktualne hasło?
Joanna Koroniewska: Zdecydowanie jest aktualne i ma wielką siłę. Wydaje mi się, że w każdym kraju są takie skoki – zaczynają dziać się ważne rzeczy, coś się zmienia. Parę miesięcy temu moje koleżanki zaczęły głośno mówić o różnicy w zarobkach między kobietami i mężczyznami, i to był rzeczywiście bardzo duży problem. Mówi się też bardzo często o seksizmie. Kiedyś też w ogóle nie mówiło się o przemocy wobec kobiet, a teraz mówi się o niej bardzo dużo. Dawniej kobieta w związku przemocowym siedziała zamknięta w domu i nie odzywała się, bo bała się o swoje życie. W tej chwili wychodzi ze swojej strefy cienia. Ważne jest, żeby uświadomić kobietom, że mamy dużo większą siłę niż nam się wydaje. To, że rodzimy dzieci – to nie jest przypadek. Z iloma rzeczami my kobiety musimy się często zmagać jeszcze na etapie zajścia w ciążę! Powinnyśmy zdawać sobie sprawę z siły, jaką mamy wewnętrznie. To jest bardzo ważne, żebyśmy o tym pamiętały, wspierały się i żebyśmy szukały takiej inspiracji w innych kobietach. Żeby kobieta drugiej kobiecie nie była wilkiem, tylko była dla niej inspiracją. Nawet jeżeli my nie mamy w sobie tyle siły, to słuchajmy kobiet, które jakoś jej się nauczyły. Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle – nie byłam przez całe życie silna. Nauczyłam się być silna przez wiele moich złych doświadczeń życiowych. Nikt mi nie pomagał – ja sama znalazłam swoją wartość, ja sama się pokochałam. A przede wszystkim ja – sama zrozumiałam, jakim wojownikiem jestem.
Dokument "Spice Girls: rewolucja Girl Power" obejrzymy na kanale BBC Lifestyle w piątek, o godz. 21:00.