Karolina Ferenstein-Kraśko z radością patrzy, jak czwarte pokolenie przejmuje pałeczkę i wiążę swoją przyszłość z miłością do koni.
- Brak mi słów, pękam z dumy – napisała, dzieląc się wspaniałą nowiną. Karolina Ferenstein-Kraśko (43) i jej mąż, Piotr (49), cieszą się z osiągnięć najstarszego syna, Kostka. 13-latka powołano do Narodowej Kadry Młodzieżowej na jeździeckie mistrzostwa Europy. – Nie będzie zachwycony, że się chwalę jego sukcesami, ale to dla nas całe życie, ogromna pasja, i to już zaczynając od pradziadka Ludwika Ferensteina – tłumaczy szczęśliwa mama.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Miała 5 lat, gdy zaczęła jeździć konno. Miłość do tych zwierząt przechodzi w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Dziadek jako kawalerzysta walczył w wojnie polsko-bolszewickiej i dwóch wojnach światowych. Gdy wieczorem oficerowie wznosili toasty, pierwszy pili za zdrowie, a drugi za swoje wierzchowce, bo od ich szybkości, sprytu i odwagi zależało życie jeźdźców. Ludwik nawet w trudnych warunkach nie porzucił pasji hippicznej. – Kiedy podczas wojny polsko-rosyjskiej front cofał się spod Kijowa, on ze swoim pułkiem w każdej wiosce organizował zawody jeździeckie – podkreśla Ferenstein-Kraśko. Rywalizacja kończyła się dopiero, gdy na horyzoncie pojawiali się goniący Polaków sowieci. Zasługi i odwagę Ludwika Ferensteina doceniono – był najmłodszym oficerem prowadzącym defiladę przed marszałkiem Piłsudskim.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Podczas II wojny światowej został ranny w walkach we francuskiej Szampanii i dostał się do niemieckiej niewoli. Gdy nastał pokój, wrócił do ojczyzny. Skończył studia inżynierskie, ale pozostał wierny miłości do koni. Organizował zajęcia w klubie dziennikarzy i szkolił gwiazdy filmowe, m.in. Daniela Olbrychskiego, który przed kamerą wielokrotnie dawał pokaz swoich umiejętności. Prowadził także jazdy w Centralnym Wojskowym Klubie Sportowym Legia, gdzie pod jego profesjonalnym okiem trenował też syn, Krzysztof. Ludwik z satysfakcją śledził jego karierę. Chłopak zdobywał medale w zawodach w Polsce i za granicą. Krzysztof studiował zootechnikę, tak jak jego przyszła żona, Wanda Bucholc. Ona wybrała ten kierunek w tajemnicy przed rodzicami, którzy pragnęli, by kształciła się w Akademii Sztuk Pięknych. Pod wpływem ukochanego stała się znawczynią i miłośniczką koni. Jako wykładowczyni warszawskiej SGGW założyła katedrę hodowli tych zwierząt. Małżonkowie pracowali w stadninie w Liskach przy granicy polsko-rosyjskiej. – W okresie transformacji na przełomie lat 80. i 90. zamarzyli, by mieć coś swojego – opowiada Karolina. Postawili wszystko na jedną kartę, sprzedali mieszkanie w stolicy, by kupić niepozorne gospodarstwo na Mazurach. – Była to tylko drewniana stodoła, malutka obora i praktycznie nic więcej – opisuje córka. Dziś, po 32 latach, w Gałkowie działa stadnina mieszcząca aż sto koni. – To zasługa wielkiej determinacji i pracy rodziców – podkreśla Karolina.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Stara się rozwijać to miejsce, sprawiła, że stało się znane. Organizuje tu pokazy konne, szkolenia oraz imprezy. Najsłynniejsza to odbywające się od lat Gałkowo Masters, międzynarodowe zawody w skokach przez przeszkody. Męża, Piotra Kraśkę, też poznała dzięki koniom. Dziennikarz zapisał się na kurs instruktorski w Gałkowie i sumiennie trenował pod okiem amazonki. Zaimponował jej niezwykłą wytrwałością, połączyła ich przyjaźń, która z czasem zmieniła się w miłość. Dziś wychowują razem troje pociech: Konstantego, dwa lata młodszego Aleksandra oraz oczko w głowie rodziców, 5-letnią Larę. Dzielą życie między Warszawę a mazurską posiadłość.
Wyświetl ten post na Instagramie.
W stolicy ona prowadzi agencję PR, Piotr jest dziennikarzem „Faktów”, ich synowie chodzą tam do szkoły, ale serce Karoliny jest na Mazurach. – Wszystko, co robię, robię z myślą o Gałkowie i rozwoju stadniny. Te konie są trochę jak moje dzieci – wyjaśnia bizneswoman. Tam, na łonie natury, czuje się najlepiej. Wszystkie jej pociechy jeżdżą konno. Lara jest na to jeszcze za mała, ale Kostek i Olek ze sporymi sukcesami biorą udział w zawodach – zdarza się, że razem z nimi startuje także ich mama. Jest jedną z najbardziej utytułowanych amazonek w Polsce i zapewnia, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wie, jak ciężko trzeba pracować na sukcesy, pamięta, jak podczas treningów dłonie marzły jej na 20-stopniowym mrozie. Dziś ma u boku męża, który wspiera ją we wszystkim. Obydwoje cieszą się, że ich dzieci połknęły bakcyla i kontynuują tradycję rodzinną. Sport uczy dyscypliny, uczy życia. Może kiedyś któreś z dzieci Karoliny i Piotra przejmie stadninę?
Wyświetl ten post na Instagramie.