Paul Baran był Amerykaninem z polsko-żydowskimi korzeniami i milionerem, ale za to oszczędnym do bólu. Ten wzięty inżynier na studiach miał problemy z matematyką. Zaczynał od projektowania elektroniki do rakiet, skończył zaś jako jeden z twórców internetu. Dokładnie pół wieku temu jego pomysły doprowadziły do połączenia komputerów w sieć, co w biografii Paula Barana opisał Wojciech Orliński.
Dwa komputery Honeywell DDP-516. Jeden stanął na uczelni UCLA, drugi w Stanford. Sparowano je ze sobą (zajęło to miesiąc!), żeby spróbować kontrolowanej „łączności” pomiędzy maszynami sygnalizowanej przez Paula Barana. Żeby potwierdzić wysyłkę i odbiór danych, operatorzy zmuszeni byli do siebie zadzwonić. Wojciech Orliński: „Krzyczeli, żeby się słyszeć”. Całość trzeba było restartować, ale podczas kolejnej próby wszystkie znaki dotarły do adresata – komunikacja bezprzewodowa pomiędzy komputerami stała się faktem. Chwilę później kolejne komputery podłączono z Santa Barbara i z Utah. Dokładnie w taki sposób 24 października 1969 roku – ponad pół wieku temu! – zaczęła się era internetu, choć na jego rozpowszechnienie w naszych PC-tach trzeba było czekać do lat 90. Na samym początku sieci www trudno było sobie wyobrazić, że może służyć do czegoś więcej niż tylko oglądania wieszających się ciągle, kiepskiej jakości filmików i pojedynczych zdjęć. Handel? Bazy danych? Zdalna praca? Słowniki? Wirtualne biblioteki i niczym nieograniczony dostęp do muzyki? Wysyłanie pieniędzy? Oglądanie filmów jak w telewizji? To było trudne do wyobrażenia.
Rodzina Baranów – mieszana polsko-żydowska – wyjechała z Grodna do Ameryki w wyjątkowo kiepskim momencie. Wylądowali w USA w maju 1928 roku, tuż przed tzw. Wielkim kryzysem. Z tamtych chudych lat Paul Baran wyniósł skromność. Dopiero pod koniec życia pozwolił sobie na większy dom, a na co dzień jeździł używanymi samochodami odkupowanymi z wypożyczalni. W domu Baranów liczył się przede wszystkim cel – wykształcenie. Paul poszedł na studia podczas II wojny światowej, ale nie nadawał się do służby w wojsku z powodu krótkowzroczności. Wybrał Uniwersytet Drexel, bo pozwalali się tam uczyć za odpracowanie czesnego. Młodzik postanowił zostać radiotechnikiem.
Nie ma sensu wymieniać kolejnych posad Barana. Nie ma też znaczenia, że te firmy nie były wielkimi korporacjami w stylu Forda czy AT&T. Liczy się to, że wszystkie próbowały zrobić coś nowego. Tak było z Raymond Rosen Engineering Products, gdzie Paul zaczął pracować w roku 1950. Firma była lokalnym przedstawicielem koncernu radiowego RCA, naprawiano w niej również radiostacje wojskowe oraz do łączności z... taksówkami. Tymczasem wybuchła wojna w Korei, Raymond Rosen zaś zaczął zajmować się rozwiązaniami do rakiet, dokładniej odbiornikami wykorzystywanymi do telemetrii. Telemetria, która pozwalała „wiedzieć”, co dzieje się z rakietą pokonującą przestworza. Urządzenie od Rosena miało jednak wadę – odbiornik rejestrujący sygnał FM pracował na taśmie magnetycznej. Technologia była niedopracowana. Taśma lubiła się rozciągać, co powodowało utratę danych. To właśnie Baran odkrył, że problem kryje się w nierównościach na jej powierzchni, które zaczepiały o głowicę magnetofonową. Pod mikroskopem podobno przypominały kobiece piersi, ale problem dało się usunąć, wygładzając taśmę końcówką noża.
Amerykanin obserwował odpalenie pierwszego pocisku rakietowego Matador z przełomową elektroniką. „Rakieta wzniosła się, a potem zaatakowała wyznaczony cel na Bahamach. I tylko na koniec miała miejsce krępująca porażka: Matador nie trafił”. Długo analizowano dane, ale to Baran wykrył, że za wypadek nie odpowiadała telemetria, ale błąd w mapach. Wyspy po prostu w tym miejscu nie było! Ktoś ją kiedyś namalował, a kolejnych map nigdy nie skorygowano.
Po rakietach Baran pracował m.in. nad systemami radarowymi w Hughes Aircraft. Przeniósł się następnie do Los Angeles, gdzie na Uniwersytecie Kalifornijskim studiował informatykę, tranzystory, statystykę oraz biotechnologię. W 1959 roku zaczęła się kolejna jego przygoda, tym razem w RAND Corporation. Baran dumał ta, nad wieloma pomysłami: od „gorącej” linii cyfrowej do komunikacji Białego Domu z pierwszym sekretarzem w radzieckiej Rosji po lotniskowy wykrywacz broni, który wymyślił w szoku po zabójstwie prezydenta Kennedy’ego. Wśród innych pomysłów był również system znakowania broni palnej (niewdrożony), a także „telewizja edukacyjna dla młodzieży ze slumsów”. Ta ostatnia też nie chwyciła, ale chyba z oczywistych powodów – kto chciałby sam o sobie powiedzieć, że jest ze społecznych nizin? Przygoda w RAND-zie trwała do roku 1968, gdy Baran postanowił się usamodzielnić.
Wielu naukowców, informatyków czy inżynierów twierdzi, że wymyślili internet, ale to Paul Baran zdefiniował założenia zdecentralizowanej sieci komputerów. Zrobił to z obawy o losy świata. Na początku lat 60. XX wieku doszło do kryzysu atomowego. Baran zastanawiał się nad bezpieczną siecią komunikacyjną, która przetrwa pierwsze uderzenie. Wkopanie w ziemię przewodów nie wchodziło w grę, bo to za drogie. Inżynier rozpatrywał różne scenariusze (także zastosowanie masztów radiowych), w końcu zaproponował, żeby połączyć ze sobą „obwody elektryczne dysponujące minimum inteligencji”. Jeśli będzie ich wystarczająco dużo, w myśl tzw. redundancji (nadwymiarowości) sieć przetrwa każdy kataklizm. Założył, i całkiem słusznie, że za kilkanaście lat komputery trafią do domów.
Jak za pomocą sieci wysłać dane? „Trzeba je spakować w cyfrowe bloki po 1024 bity (128 znaków, czyli krótkie zdanie). Do bloków dołączony byłby adres sieciowy docelowego węzła oraz numery porządkowe, żeby sam węzeł mógł sobie poskładać cały komunikat z poszczególnych pakietów, które mogły do niego dotrzeć różnymi drogami i niekoniecznie w pierwotnej kolejności” – pisze Orliński w biografii Barana. Bloki danych wędrowałyby po tej sieci wedle „heurystycznej zasady gorącego kartofla” – każdy węzeł traktowałby otrzymany blok jako coś, co „parzy” i trzeba jak najszybciej „problem” przerzucić dalej. Trzeba też było wymyślić, jak sieć ma zareagować, gdy dane będą „kręciły się w kółko”. Nawet teraz brzmi to zawile, a co dopiero przed półwieczem.
Paul miał jedną żonę i zarazem wielką miłość: Evelyn Murphy. Na pewno doceniał urodę kobiet, ale z domu wyniósł przede wszystkim miłość do nauki. Evelyn po prostu była dla Barana stworzona. Zostali małżeństwem. Kochającym się i nieczułym na zmiany. Evelyn Baran, inteligentna doktorantka z mormońskiej rodziny z tradycjami, żyła dla Paula
i ich jedynego syna. Zmarła cicho cztery lata przed ukochanym mężem. Ten, od chwili, gdy zostawił RAND, prowadził wiele własnych firm, wprowadzając masę innowacji. Zarobił m.in. na modemach do szybkiego łączenia z siecią www przez telefon (nawet gdy jest słabe połączenie), a także dostępie do internetu przez kablówkę. Do tego należy dołożyć ok. 150 prac naukowych i mniej więcej 40 patentów. Żył pełnią inżynierskiego życia.