Społeczeństwo

Kobiety nie czują się bezpiecznie: "Obcy mężczyzna po zmroku jest kimś, kogo należy się bać"

Kobiety nie czują się bezpiecznie: "Obcy mężczyzna po zmroku jest kimś, kogo należy się bać"
Fot. 123rf.com

Słyszałyśmy od matek: nie prowokuj strojem, nie spaceruj po nocy, miej w torebce gaz pieprzowy. To samo mówimy córkom. Dlaczego? Bo strach mamy zakodowany głęboko. To "nie chodź tamtędy", "uważaj na drinka w barze" i "na mężczyzn w ciemnej uliczce" jest stałą mantrą kobiet od pokoleń. Wiele Polek żyje z obawą o bezpieczeństwo. To tak oczywiste, że... już nas nie dziwi. Chyba że stanie się tragedia. Wtedy na FB piszemy "miała na imię Liza", wychodzimy na ulice. Co musiałoby się stać, żebyśmy przestały się na nich czuć zagrożone?

Wyobraź sobie, że o zmierzchu idziesz leśną ścieżką i stajesz oko w oko z niedźwiedziem. Chcesz się cofnąć, ale na drodze, którą szłaś, widzisz nieznajomego mężczyznę. Wybierzesz spotkanie z drapieżnikiem czy człowiekiem? To pytanie zadano w tiktokowym filmiku kobietom. Większość wybrała… niedźwiedzia. Filmik szybko stał się viralem, obejrzało go kilka milionów osób. Wywołał dyskusję na temat bezpieczeństwa kobiet. Tym gorętszą, że 24 kwietnia Parlament Europejski przyjął pierwsze unijne przepisy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Są potrzebne, bo około 70 proc. żeńskich ofiar morderstw zostało zabitych przez swoich partnerów. A większość ofiar przemocy seksualnej to dziewczyny.

To dane globalne. A z polskiego podwórka? Z raportu Fundacji „Ster” wynika, że 90 proc. Polek ma za sobą doświadczenie przemocy seksualnej. Co piąta – zgwałcenie.

– Tiktokowe pytanie, czy wolisz w lesie wpaść na niedźwiedzia, czy na obcego mężczyznę, tylko na pozór jest śmieszne. Według statystyk w Polsce co roku zostaje zamordowanych przez mężczyzn od 400 do 500 kobiet – mówi dr Agnieszka Kwiatkowska, socjolożka z Uniwersytetu SWPS. Zatrważające? Tak. 

"Miała na imię Liza"

Rok temu premier Mateusz Morawiecki chwalił się we wpisie na platformie X, że 96 procent Polaków czuje się bezpiecznie w swojej okolicy, bo „zadbaliśmy o bezpieczeństwo polskich kobiet i dzieci”. Chciałoby się zapytać: Pan tak serio?

Z badania firmy Avon „Równe szanse dla kobiet 2024” wynika coś przeciwnego. Aż 65 proc. z nas nie czuje się bezpiecznie, wychodząc wieczorem z domu. Co trzecia Polka boi się po zmroku korzystać z transportu publicznego, co druga – z taksówek.

– Po 25 lutego najbardziej odklejony od rzeczywistości polityk nie ważyłby się powiedzieć czegoś takiego. Bo to nieprawda. Polki z pokolenia naszych matek bały się o bezpieczeństwo, my również. Ale lęk córek jest jeszcze większy. I nie o to, czy znajdą zatrudnienie ani o ceny mieszkań. Kobiety w naszym kraju boją się, czy nie zostaną napadnięte na ulicy, w pociągu podmiejskim czy przejściu podziemnym – komentuje Małgorzata Bajko, psycholożka zajmująca się terapią traumy.

Mężczyźni też do niej trafiają i też się boją, ale jednak mniej. Większość klientek psychotraumatologów to kobiety, bo one częściej doznają przemocy. Jak Liza, młoda Białorusinka, która 25 lutego została napadnięta w bramie kamienicy przy ul. Żurawiej w Warszawie. To nie żaden „trójkąt bermudzki”, ale centrum europejskiej stolicy. Zajście widziały dwie przechodzące osoby, ale... nie zareagowały. Nieprzytomną Lizę znalazł ochroniarz wracający z obchodu. Zmarła pięć dni później.

Na jednym z transparentów, które pojawiły się na marszu protestacyjnym związanym ze śmiercią Lizy, ktoś napisał „Zabiło ją przyzwolenie na przemoc i ludzka obojętność”. Trafna diagnoza. Problem jest głębszy, niż się wydaje. Nie chodzi o zwiększenie liczby patroli policji, chociaż i to by się przydało. Ani o to, że w mieszkaniu Doriana S., aresztowanego pod zarzutem zabójstwa Lizy, znaleziono książki o przestępcach seksualnych. Czy to nie dziwne, że w kryminałach i serialach oglądamy seksualno-sadystyczne praktyki, których ofiarami są kobiety? Dlaczego godzimy się na to, że masową wyobraźnią rządzi wizerunek morderców i gwałcicieli kobiet? Może problem w tym, że nasz świat jest zaprojektowany tak, by to mężczyznom było w nim wygodnie? Tyle że konsekwencje tego faktu to brak poczucia naszego bezpieczeństwa. 

Kierowczynie i gaz pieprzowy. Czemu kobiety nie czują się bezpiecznie w przestrzeni publicznej?

Z raportu opracowanego na zlecenie ONZ przez architektów i naukowców z uniwersytetu w Liverpoolu „Cities Alive. Designing cities that work for women” (z ang. Żywe miasta. Projektując miasta dobre dla kobiet) wyłania się smutna diagnoza naszych metropolii: boimy się w autobusach i tramwajach, zwłaszcza wieczorem. Często, żeby uniknąć transportu publicznego, wzywamy taksówkę czy samochód na aplikację. W Nowym Jorku kobiety wydają na transport o 50 dolarów miesięcznie więcej niż mężczyźni. A i to nie zapewnia bezpieczeństwa. W Polsce kilka lat temu pojawił się problem ataków w pojazdach na aplikację – zapadły wyroki dla gwałcicieli, a jedna z korporacji, wspólnie z Fundacją SEXEDPL, wprowadziła opcję łączenia kobiet kierowczyń z pasażerkami.

Analitycy oenzetowscy opisują jednak inne nieprawidłowości: w miastach brak oświetlenia, szerokich, bezpiecznych chodników, brak toalet i przestrzeni, zaprojektowanych wyłącznie dla kobiet, w których mogłyby się czuć komfortowo, np. na basenach, w saunach. Znaczenie ma nawet ten „szczegół”, że tylko kilka procent pomników w miastach poświęcono kobietom. Przemykamy z duszą na ramieniu i gazem w kieszeni po ulicach upamiętniających mężczyzn, pod pomnikami na cześć mężczyzn, w miastach, w których mężczyznom jest wygodniej niż nam. Kiedyś zrezygnowałam z ciekawej oferty pracy, bo musiałabym często wracać wieczornym pociągiem do domu. To nieodosobniony problem. Międzynarodowa Organizacja Pracy podaje, że brak dostępu do bezpiecznej komunikacji zmniejsza udział kobiet w rynku pracy nawet o 16,5 procent. Niedawno w ramach kampanii Adidas „With Women We Run” czytaliśmy relacje kobiet, które biegają po pracy. „Kiedyś wydawało mi się, że męskie zaczepki, gdy kobieta ma obcisłe legginsy do biegania, które uwypuklają jej kształty, są normalne”, mówi Ada. Kilka lat temu przestała jednak biegać, bo się bała, zwłaszcza po zmroku. Wielu jej kolegów biega z czołówkami po parkach – kobiecie coś takiego nie przyjdzie do głowy. Gdy kilka lat temu zgwałcono taką biegaczkę w Lesie Kabackim, internet wypełniły hejterskie wpisy typu: „Sama się prosiła”. 

90 proc. przypadków przemocy domowej nie jest zgłaszanych

Będę przez chwilę adwokatem diabła: skoro nie czujemy się bezpiecznie na ulicach, może powinnyśmy się z tym pogodzić i siedzieć w domach, a brak bezpieczeństwa przestanie być problemem. Nic z tego. Raz w życiu poczułam się w domu niebezpiecznie, ówczesny partner obrzucił mnie wyzwiskami w trakcie kłótni, rzucił talerzem o ścianę. Przerażona zadzwoniłam na policję. Dyżurny nie był chętny, żeby wysłać patrol. W końcu przybyło dwóch miłych policjantów. Powiedzieli, że „powinnam się dogadać”, bo „przecież nic takiego się nie stało”. To wyzywanie i wrzask są normalne?

„Proszę pani, gdybyśmy mieli zakładać niebieską kartę każdej rodzinie, w której pan nazwie panią k… albo da po buzi, to musielibyśmy założyć te karty połowie tego kraju”, powiedzieli pobłażliwie. Byłam w takim szoku, że się rozpłakałam. Przeraziło mnie, że policjant, funkcjonariusz publiczny, uważa takie sytuacje za normalne. A może... to u nas jest normalne? W tym sensie, że statystycznie mieści się w granicach normy? Chyba, niestety, wiele osób uważa, że tak.

Co piąta z nas deklaruje, że doświadczyła przemocy ze strony partnera czy męża. Co czwarte zgłoszone przestępstwo to przemoc wobec kobiety ze strony mężczyzny, z którym ona mieszka. Z badań wynika, że w 35 proc. przypadków do kolejnego aktu przemocy dojdzie w ciągu kilku najbliższych tygodni po zgłoszeniu pierwszego. Na forach internetowych kobiety dzielą się poradami: co powiedzieć, żeby policja jednak przyjęła zgłoszenie, gdy czujemy się zagrożone. A co, by założyć niebieską kartę. Z szacunków specjalistów od interwencji kryzysowych wynika, że ponad 90 proc. takich spraw nie jest zgłaszane. Wiele Polek doświadczających przemocy domowej nie szuka pomocy, bo boi się, że sytuacja ulegnie pogorszeniu. Nie ufamy instytucjom publicznym powołanym do interwencji. I trudno się dziwić. Eksperci zajmujący się przeciwdziałaniem przemocy wobec kobiet mówią, że właśnie czas, gdy kobieta decyduje się walczyć o siebie, jest najbardziej dla niej niebezpieczny. Sprawca przemocy nie ma już nic do stracenia. A wielu z nich jest nieobliczalnych.

Magdalena została napadnięta w 2019 roku przez męża, od którego odeszła. Miał w samochodzie dwa młotki, stalową linkę, nóż i środek usypiający. Został skazany za pobicie – prokuraturze nie udało się udowodnić, że działał z zamiarem popełnienia zabójstwa, choć w trakcie napadu wrzeszczał: „Nie wyjdziesz stąd, k…, żywa!”. To nie jest jedyny przypadek. Czytamy gazety, oglądamy telewizję, słuchamy przyjaciółek. Uczymy się, że państwo nam nie pomoże. Że w razie ataku jesteśmy zdane same na siebie. A to wywołuje paraliż. I rezygnację. 

A gdybyśmy odwrócili role?  „O nie, kibicki wracają z meczu!”

– Kobiety, które doświadczyły przemocy, wstydzą się o tym mówić. Wciąż powszechne jest przekonanie, że ofiara jest sama sobie winna. Polacy dali temu wyraz w badaniach TNS OBOP: niemal co drugi uważał, że ofiara przemocy domowej akceptuje swoją sytuację, skoro nadal żyje ze sprawcą. A co czwarty, że sprawca nie będzie używał przemocy, jeśli nie będzie prowokowany – mówi dr Agnieszka Kwiatkowska.

Małgorzata Bajko, terapeutka, dodaje, że żyjemy w kulturze gwałtu i przemocy. Co to znaczy? Kultura masowa jest przesiąknięta brutalnością wobec kobiet do tego stopnia, że… staje się ona „niewidzialna”. Jak niewyczuwalny staje się zapach spalin dla mieszkańców miast. Chłopiec ciągnie dziewczynkę za warkocz? Chłopcy tacy są. Nastoletni uczniowie uwięzili koleżankę w szatni i siłą zdjęli jej stanik? Końskie zaloty. Licealiści robią „rankingi tyłków” swoich koleżanek? Co na to poradzić, hormony buzują. Wobec przejawów naruszania psychicznych i cielesnych granic kobiet jesteśmy tacy wyrozumiali.

– Zachęcam do próby odwrócenia ról płciowych. Przeczytajmy teksty z gazet na opak, jakby to mężczyźni byli ofiarami przemocy, a kobiety sprawcami. Spójrzmy tak na codzienne życie – zaprasza do eksperymentu Małgorzata Bajko. – Spróbujmy teksty, które słyszą na co dzień dziewczynki, zaadresować do chłopców. „Chyba nie zamierzasz tak wyjść na ulicę?”, mówi zgorszona matka do 16-letniego Tomka. Faktycznie, jego szorty były krótkie. Żeby nie zachęcać kobiet w parku, by gwizdały na jego widok i krzyczały „Uuuu, ale pupcia!”, przebrał się w dres, choć było mu gorąco”.

„Radek planował jechać na imprezę do Zośki, ale zrezygnował. Koleżanka mieszka w nieciekawej okolicy. Bał się wezwać taksówkę – ostatnio kierowczyni taksówki, pomagając mu wsiąść, złapała go niby-przypadkiem za pośladek”. „O nie, kibicki wracają z meczu!”, przeraził się Janek, patrząc przez okno autobusu na rozwrzeszczany tłum kobiet w kolorowych szalikach. Niektóre z nich piły piwo. Janek wymienił się spojrzeniami z kilkoma współpasażerami. Wyglądali na przestraszonych. „Którędy wracać? Przez lasek niebezpiecznie, w okolicy ostatnio grasowała gwałcicielka”, rozmyślał Marek. Na randkę ubrał się elegancko, ale włożył do plecaka trampki. Zamierzał zdjąć po kolacji półbuty. Mężczyzna w tym kraju zawsze musi być gotów do sprintu, jeśli jakaś kobieta – lub co gorsza kilka, będzie zbyt nachalna”. Dziwne? Nie dla kobiet. I dla jasności: każda kobieta rozumie, że wielu mężczyzn jest w porządku. I że większość z nich jest bardziej przyjaźnie i pokojowo nastawiona od niedźwiedzi.

Co muszą zrobić mężczyźni, by niektórzy z nich przestali być dla kobiet zagrożeniem?

– Rozpoczęła się rewolucja. Dzięki ruchowi #MeToo i protestom przeciwko przemocy wobec kobiet rośnie niezgoda na bagatelizowanie sprawy bezpieczeństwa kobiet – mówi dr Agnieszka Kwiatkowska. – Jeśli jednak chcemy dokonać realnych zmian, musimy przestać zastanawiać się, co kobiety mają zrobić, by czuć się bezpiecznie. Całą energię należy dziś włożyć w znalezienie odpowiedzi na pytanie, co muszą zrobić mężczyźni, by niektórzy z nich przestali być dla kobiet zagrożeniem.

I dodaje, że w tiktokowym viralu, wyśmiewanym przez wielu, umyka nam to, co najistotniejsze. Porażające jest to, jak głęboko kobiety mają zakodowane przeświadczenie, że obcy mężczyzna po zmroku jest kimś, kogo należy się bać bardziej niż obrażeń, jakie może spowodować niedźwiedź. 

PS W trakcie głosowania w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej 522 europosłów było za, 27 przeciw, a aż 72 wstrzymało się od głosu. W tym gronie znalazło się ponad 20 deputowanych z Polski. Miejmy nadzieję, że Polki podziękowały im w ostatnich wyborach do PE i ci państwo już do Strasburga i Brukseli nie wrócą. Być może lepszym i tańszym rozwiązaniem dla podatniczki byłoby oddanie tych mandatów niedźwiedziom. 

  • 75% Polek czuje dyskomfort, spacerując wieczorem lub uprawiając sport na dworze.
  • 29% kobiet czuło się czasem niekomfortowo w miejscu pracy ze względu na swoją płeć. 
  • 25% z nas dostrzega sygnały świadczące o tym, że któraś ze współpracowniczek może być ofiarą przemocy domowej.
  • 137 kobiet ginie codziennie na świecie z rąk członków swojej rodziny, głównie mężów lub partnerów.

 

Źródło: Raport Avon „Równe szanse dla kobiet 2024”; UN Women

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 07/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również