Miłosna historia Magdy Lamparskiej i Bartka Osumka przypomina „Notting Hill‟, w którym księgarz zakochuje się w gwieździe filmowej. Bartek Osumek był nie mniej niż on onieśmielony, gdy poznał Magdę Lamparską. Na szczęście ona przejęła inicjatywę.
Magdalena Lamparska: Kobieta też może wybierać sobie partnera – usłyszałam kiedyś od mądrej osoby. Mimo że czasy Kopciuszka, do którego książę trafia dzięki zgubionemu pantofelkowi, minęły, kobiety wciąż weryfikują utarty romantyczny stereotyp wybawcy. W 2016 roku zostałam zaproszona na Festiwal Filmowy „Leżak” w Częstochowie. Bartek był organizatorem wydarzenia i prowadzącym. Kiedy go zobaczyłam, w pierwszej chwili pomyślałam: „To będzie mój mąż!”. Ta myśl mnie przeraziła i rozbawiła jednocześnie, bo w ogóle się nie znaliśmy. Intuicja!
Wtedy jednak byłam ostrożna przy zawieraniu znajomości z osobami spoza mojego środowiska. Zakładałam, że ktoś zbuduje mój obraz na podstawie plotek internetowych czy fałszywych doniesień. Wiedziałam, że muszę osobiście wykonać pracę i przestać się bać. Nie chciałam odgrywać księżniczki zamkniętej w wieży i stać ze spuszczonym warkoczem, wypatrując wybranka, bo współczesna księżniczka nosi krótsze włosy, a książę może utknąć w korku. (śmiech) Zaczęłam brać pod uwagę, że to ja będę musiała wykonać pierwszy krok, bo popularność odrealnia. Chciałam pokazać Bartkowi, że jestem normalną dziewczyną.
Kiedy Bartek żegnał mnie na zakończenie festiwalu, nie byłam przekonana, czy jest mną zainteresowany. Spojrzałam mu w oczy, mówiąc: „Do zobaczenia”, ale nie odpowiedział… (śmiech) Na drugi dzień zerknęłam na jego profil na Facebooku. Uff, na szczęście był wolny. Wysłałam mu zaproszenie do grona znajomych, natychmiast je przyjął i zaczęliśmy pisać. Szybko zaprosił mnie do swojego świata. Bartek jest podróżnikiem, więc zabrał mnie na wyprawę do swojej ukochanej Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Z każdą minutą utwierdzałam się w przekonaniu, że chcę z nim iść przez życie. W górach naprawdę można się poznać. Na co dzień jestem silna, wierzę w relację partnerską i taką właśnie mamy, ale podczas wypraw od początku daję mu się prowadzić. Lubię, kiedy bierze mnie za rękę, jest przewodnikiem. Bartek podchodził do mojego świata z dużą ostrożnością. Przyjeżdżał do Warszawy, spotykał moich przyjaciół, znane osoby. Zależało mi, żeby poznał mnie przede wszystkim jako Magdę: ciepłą, spontaniczną, zabawną, czasem gotującą, a czasem… denerwującą.
Raz, w trasie do Zakopanego, zatrzymaliśmy się o czwartej rano na drzemkę w aucie na stacji benzynowej. Bartek zdjął kurtkę i mnie nią okrył. Był to dla mnie symbol troski i opiekuńczości. Ważny. Kiedy się poznawaliśmy, akurat grałam tytułową rolę w serialu „Niania w wielkim mieście”. Zdjęcia trwały całą jesień, często na dworze, więc bywałam przeziębiona. On przyjeżdżał do Warszawy i podawał mi gorącą herbatę z miodem. Czy nie jest tak, że w życiu chodzi właśnie o ten kubek herbaty, o wsparcie i rozmowę?
Rodzina stała się moim najsilniejszym fundamentem, dzięki któremu czuję się szczęśliwa i spełniona. Szybko postanowiliśmy, że chcemy ją stworzyć. Nasz ukochany synek ma już trzy lata. Musieliśmy poradzić sobie z nowymi obowiązkami i zmęczeniem, które przekładało się na związek. Od początku staraliśmy się łączyć nasze pasje i podróżować. Chcemy pamiętać, że jesteśmy nie tylko mamą i tatą, ale również małżeństwem, partnerami, przyjaciółmi. Wciąż chcemy siebie zaskakiwać. Kreować sytuacje, które na nowo będą nas w sobie rozkochiwać. To mogą być drobiazgi, jak kwiaty bez okazji czy przygotowanie rano śniadania, ale i duże rzeczy. Tak jak nasz ubiegłoroczny ślub w Rzymie. Wymarzyliśmy sobie, aby ten pełen duchowości dzień był spędzony po naszemu, z obecnością najbliższych, którzy zjechali z całej Europy i z USA. Tyle razy brałam ślub na ekranie, ale gdy doszło do mojego, wzruszenie odbierało mowę. To był niewątpliwie najpiękniejszy dzień w naszym życiu.
Uważam, że najdotkliwsza jest samotność, co pokazał nam pandemiczny dystans społeczny. Paradoksalnie przedtem nigdy nie zjedliśmy wspólnie tylu śniadań, obiadów i kolacji, co teraz. I nie mieliśmy tyle czasu dla siebie. To była dla nas ważna lekcja. Można było się na nowo poznać. Jedynym sposobem na rozwój związku jest bardzo szczera, nie zawsze prosta rozmowa.
Różnice? Jestem ekstrawertyczką, wszędzie mnie pełno, a mój mąż to oaza spokoju. Ale jak już wyznaczy granice… nie przekraczam ich. Uwielbiam jego wyważenie i mądrość. Bartek doskonale unosi trudności mojego zawodu. Niedawno mierzyłam się z wymagającą rolą w filmie „Banksterzy” Marcina Ziębińskiego. Gram matkę dwójki małych dzieci, której z powodu kredytu sypią się związek i rodzina. Gdy jestem podenerwowana przed zdjęciami, mąż potrafi mnie zmotywować. Kiedy jestem pochłonięta emocjami przed premierą teatralną, Bartek wie, że nie ma sensu wchodzić ze mną w dyskusje, bo to nie ja przemawiam do niego, tylko moja rola. (uśmiech)
Magdalena Lamparska – aktorka, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie; zagrała w takich filmach, jak: „Jutro idziemy do kina”, „Listy do M. 2”, „Porady na zdrady”, „Azyl”, „365 dni”, „Banksterzy” (już w kinach). Popularność przyniosły jej także role w serialach: „39 i pół”, „Niania w wielkim mieście”, „Hotel 52”. Można ją oglądać w spektaklach warszawskich teatrów Polonia, Och-Teatr czy Spektaklove. Mieszka z mężem i synkiem w Warszawie.
Bartek Osumek: Pakowałem plecak na wyprawę, gdy zobaczyłem Madzię w telewizji. Tak ciekawie opowiadała w „Dzień Dobry TVN” o spełnianiu marzeń w Hollywood, dokąd pojechała za nią kamera, że przerwałem i zacząłem oglądać ten materiał. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie jako ambitna pasjonatka i marzycielka, która próbuje sił na amerykańskich castingach. Kilka lat później, już jako jej narzeczony, poleciałem z Madzią w te same miejsca w Kalifornii, które pokazywała w „DD TVN”. Czułem się jak w filmie.
Cztery lata temu przeprowadziłem z nią wywiad podczas gali na festiwalu filmowym w Częstochowie. Zapowiedziałem gwiazdę Magdalenę Lamparską, na co ona, z uśmiechem, przez mikrofon: „Proszę państwa, ja jestem aktorką. Gwiazdą to jest Krystyna Janda!”. Pomyślałem: „Oho, zaczyna się, będzie pod górkę!”. Ale było już tylko lepiej. Następnego dnia dostałem od Madzi zaproszenie na Facebooku. Zdziwiłem się pozytywnie. Sam bym się na to nie odważył. Podziękowałem jej, zaczęliśmy wirtualną rozmowę. Kiedy okazało się, że uwielbiamy podróże, zaprosiłem ją w góry. Zaczęliśmy wyjeżdżać, spotykać się, lepiej poznawać. Na początku byłem nieco wycofany. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, nawet rodzicom powiedziałem dużo później. Czułem się jak księgarz z filmu „Notting Hill”, grany przez Hugh Granta, który spotyka gwiazdę graną przez Julię Roberts. Byłem przecież chłopakiem z Częstochowy, z daleka od wielkiego świata. Niedługo potem Madzia zaprosiła mnie na swój spektakl „Klaps! 50 twarzy Greya” do warszawskiego Teatru Polonia, co dodało mi odwagi. Uświadomiłem sobie, że oto mogę zostać jej równorzędnym partnerem. Byłem gotowy wejść na wyższy poziom relacji, zaczęliśmy rozmawiać o mojej przeprowadzce.
Dzięki niej mam i wewnętrzny spokój, i motor do działania. Od początku postanowiłem, że nie będę jej poznawał przez internetowe wyszukiwarki, tylko osobiście. W podróży – to dla mnie najlepszy „test”. A zabierałem Madzię na wymagające wyprawy. (śmiech) Tuż po premierze spektaklu „Hollywood” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego zawiozłem ją w Tatry. Akurat była sroga zima: mróz, śnieg, trudne warunki. Zaimponowała mi postawą. Mimo zmęczenia po premierze wykazała się hartem ducha. „Idziemy”, zdecydowała bez wahania, kiedy zaplanowałem wymarsz o… siódmej rano. Poszliśmy na Halę Gąsienicową i nad Czarny Staw Gąsienicowy. Nie narzekała, cieszyła się ze mną widokami. Wracając, byłem pewien: „Co za świetna dziewczyna!”. W ciągu czterech lat odwiedziliśmy wiele miejsc, od USA przez Francję, Włochy, Hiszpanię, Grecję i dalej Norwegię, Danię, Niemcy, Czechy i Słowację aż po ukochaną Polskę: Pomorze, Mazury, Tatry, Kaszuby… Widzę, ile frajdy wynoszą z naszego podróżowania i Madzia, i nasz trzyletni dziś syn.
Oboje mamy mentalność Włochów. Kiedy emocje wzbierają, ktoś musi wyluzować. Na szczęście też to potrafimy. I zaczynamy rozmawiać, nie zawsze spokojnie. Bywa, że zamykam się w sobie, ale moja żona potrafi wyciągnąć rękę na zgodę, czym mi imponuje.
Kiedy była w ciąży, towarzyszyłem jej na każdym kroku. Uważam, że w tym szczególnym czasie rola faceta jest bardzo ważna (i za mało się o tym mówi). Dla kobiety noszenie dziecka pod sercem przez dziewięć miesięcy jest wyzwaniem godnym wejścia na Mount Everest. Lubię wspierać Magdę także aktorsko. Pomagam jej przygotowywać nagrania do domowych castingów, tzw. self taping. Oboje motywujemy się do rozwoju i zmiany. Dzięki wsparciu Magdy napisałem w czasie pandemii e-book pt. „Gdzie szukać skarbów? Podróże z dzieckiem po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej”. Zmieniłem styl podróżowania, od kiedy mamy syna. Wiadomo, że każde dziecko (i w wózku, i starsze) weryfikuje program zwiedzania. Jak pogodzić jego i nasze potrzeby? Wbrew pozorom nie ma na ten temat wielu informacji, postanowiłem wypełnić lukę. Madzi od razu spodobała się treść. A ja teraz pracuję nad kolejną książką.
Potrafię oddzielić moją żonę od aktorki. Na premierze filmu „365 dni” Barbary Białowąs siedziałem obok Magdy. Wciągnęła mnie akcja. Podczas napisów końcowych moja żona powiedziała, że właśnie podarowałem jej jeden z najlepszych prezentów. „Jaki?”, zdziwiłem się. Usłyszałem: „Spontanicznie śmiałeś się w scenach z moim udziałem”. I wtedy zdałem sobie sprawę, że w kinie nie patrzę na nią jako na towarzyszkę życia, tylko postać, którą stworzyła. Staram się jej towarzyszyć podczas ważnych wydarzeń, np. kiedy zaczęła tego lata grać w spektaklu „Dobrze się kłamie” Marcina Hycnara. Przejmuję się pracą Madzi, bo wiem, ile ją ona kosztuje i ile znaczy. Chcę być przy niej. I ona wie, że będę.
Bartek Osumek – podróżnik, dziennikarz, przewodnik turystyczny. Autor e-booka pt. „Gdzie szukać skarbów? Podróże z dzieckiem po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej”. Pasjonat odkrywania świata, zwiedził już m.in. Izrael, Włochy, Maroko, Skandynawię, Kanadę i Stany Zjednoczone. Zdobywał szczyty w Tatrach, Dolomitach, Alpach oraz górach Atlasu.