Wywiad

Jacek Cygan: "Nie martw się o własny finał"

Jacek Cygan: "Nie martw się o własny finał"
Fot. Szymon Szcześniak/Visual Crafters

Z prawdziwą przyjemnością zapraszamy na spotkanie z Jackiem Cyganem, autorem niezapomnianych piosenek, takich jak: „Jaka róża, taki cierń”, „Wypijmy za błędy” czy „Jestem kobietą”. Dowiedzmy się, czy rzeczywiście czas nas uczy pogody? 

Naprawdę myślisz, że piękno ocali świat?

Tę sentencję przypomina sobie stary profesor w moim opowiadaniu z książki „Przeznaczenie, traf, przypadek”. Mnie chodziło trochę o coś innego niż Dostojewskiemu, który tym zdaniem obdzielił księcia Myszkina. Gdy czytasz „Prześliczną rudowłosą” Apollinaire'a lub wiersz „Spotkanie” Miłosza, możesz odnieść wrażenie, że kondycja świata w tym momencie się poprawia. Generalnie zapewne piękno nie ocali świata, może jednak odegrać inną niebagatelną rolę. Tam, gdzie „przeszła” poezja, ludzie myślą bardziej samodzielnie, są trudniejsi do omamienia. I dlatego przywódcy mas niezbyt ją kochają. W tym sensie nasz kontakt z pięknem, zwłaszcza z wielkim pięknem, może pomóc światu, wyrwać go z obłąkańczych często rąk rządzących. Brodski powiedział, że zło, zwłaszcza polityczne, jest zawsze fatalnym stylistą. A człowiek obdarzony smakiem, w szczególności literackim, może to bez trudu dostrzec. Takie to myśli chodzą mi po głowie w tym okresie wychodzenia z pandemii.

Nie można pisać piosenek na telefon. Muszę się spotkać, spojrzeć w oczy.

Jak sobie radzisz z izolacją?

Jestem człowiekiem, który i tak zawsze pisał w samotności, ale brakuje mi odreagowania. Mogę męczyć się i pracować w takim napięciu, w którym zdarza się książkę włożyć do lodówki. Ale potem muszę odreagować. Spotkać się z przyjaciółmi, pośmiać się, napić wina, poopowiadać dowcipy i tego mi w głębokiej pandemii bardzo brakowało. Koronawirus odgrodził nas od przyjaciół, od spotkań, od teatrów, premier, koncertów. Życie nie wróci do normalności jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zmieniły się też relacje na styku mistrz–uczeń. Mamy z żoną przyjaciół, których syn chodzi do szkoły muzycznej, ma dziewięć lat i pan kazał mu się nauczyć grać na marimbie przez internet. Dziecko płacze i ja je rozumiem. Sam bym nie umiał zdalnie nauczyć się grać nawet na fujarce, a co dopiero na marimbie. Uczeń nie czuje dziś dotyku oczu mistrza. W moim przypadku też nie można pisać piosenek przez komputer albo na telefon. Jeśli pojawia się ktoś, z kim nie pracowałem, to muszę się z nim spotkać, spojrzeć mu w oczy, przegadać pewne rzeczy. Uważam, że to okres dotkliwych strat, których konsekwencje dopiero poznamy. Największą stratę poniosła kultura, i to nie dlatego, że ktoś popełnił błąd, że twórcy czy artyści niesamowicie zbiednieli, ale dlatego, że ludzie zaczynają uważać, że bez kultury można żyć. A jeśli do tego dołożymy jeden z najniższych wskaźników czytelnictwa w Europie, to jest to, jak młodzież mówi, masakra.

Całą rozmowę przeczytasz w lipcowym numerze Pani. Już w sprzedaży!

PANI 0721

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 07/2021
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również