"Składam swoje życie na nowo" - mówi aktorka Justyna Sieńczyłło. Minął rok od śmierci jej męża, Emiliana Kamińskiego. Jak teraz wygląda jej życie?
Spis treści
Myślała, że nie da rady, gdy odszedł jej mąż… – Ale przecież od kilku lat wiedziałam, że tak się może zdarzyć, a poza tym obiecałam mu, że zaopiekuję się Kamienicą najlepiej, jak będę mogła – mówi Justyna Sieńczyłło. Na szczęście ma dwóch synów, tatę, siostrę, przyjaciółki i ukochany Teatr Kamienica. Siostra namówiła ją, by wyjechała na kilka dni. To był dobry pomysł. – Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na żałobę, ale potrzebowałam czasu na zebranie myśli i poskładanie mojego życia na nowo dla tych, których już nie ma między nami i dla mojego zespołu. A także dla siebie, ponieważ od zawsze sztuka, architektura, muzyka, poznawanie nowych miejsc i ludzi dawało mi siłę i inspirację. Wróciłam spokojniejsza, trochę bardziej świadoma tego, co nieodwracalne, że Emiliana już nie ma. Choć czuję go w każdym fragmencie, każdej cegiełce miejsca, dla którego poświęcił swoje zdrowie, siły i które z taką miłością tworzył od samego początku. Na przekór wszystkim i wszystkiemu.
Po raz pierwszy spotkała go, kiedy jako piętnastolatka wzięła udział w castingu do głównej roli w filmie „Szaleństwa panny Ewy”. – Na szczęście dla mnie sepleniłam. Kilkanaście lat później spotkaliśmy się u Krysi Jandy. Zaprosiła nas do reżyserowanej przez siebie sztuki „Na szkle malowane” Ernesta Brylla, najpierw Emiliana, a potem mnie. I tak to się zaczęło – opowiada Justyna.
Myślę, że mój ojciec zakochał się w cieple, jakie roztacza mama. Bo wokół niego z pewnością kręciło się wiele pięknych kobiet, ale tylko mamę uznał za idealną kandydatkę na żonę. I miał rację – mówi Kajetan, starszy syn pary.
Emilian zakończył właśnie związek z matką swego dziecka. Mężczyzna po przejściach, znacznie starszy, nie był wymarzonym kandydatem dla młodej dziewczyny. – Ale coś mnie do niego ciągnęło. To był mój kolejny sezon w Teatrze Powszechnym, wówczas „teatrze marzeń”, pełnym wybitnych osobowości, aktorek i aktorów, a oprócz tego byłam w związku. Wydawało mi się, że jestem w najlepszym momencie życia – wspomina. Postanowiła zakończyć związek i dać szansę Emilianowi. Rodzice postawili sprawę jasno. – Pamiętam, jak przyjechali do nas i Emilian się oświadczył. Ale w naszym domu decydowały kobiety. „Proszę bardzo”, powiedziała moja żona. „Jak dwa lata miną, będziecie dalej ze sobą i wszystko będzie w porządku, możecie brać ślub”. I tak było – opowiada Sławomir Sieńczyłło, ojciec Justyny. Przyznaje jednak, że przyszłego zięcia polubił znacznie szybciej.
I tłumaczy się z tych dwóch lat sprawdzianu: – Baliśmy się, że Emilian jest znacznie starszy od Justynki i ma swoją przeszłość, chcieliśmy się upewnić, że ten związek to nie chwilowa fascynacja. Szybko przekonałem się do niego. Wiedziałem, że oddaję córkę w dobre ręce.
Młodzi postanowili zamieszkać razem. – Ze studenckiego życia w centrum Warszawy przeniosłam się do domu Emiliana w Józefowie – wspomina Justyna. – Myślałam, że się nie nadaję do wiejskiego życia, a jednak szybko pokochałam ten dom, rzekę Świder, bliskość natury. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy to miłość na całe życie. Wiedziałam tylko, że warto z nim przeżyć każdy kolejny dzień. I tak minęło 28 lat.
„Jakie piękne mieliśmy życie”, powiedziałam podczas jednej z ostatnich rozmów. Dotknął mojej ręki i odpowiedział: „Tak, tylko za krótkie”.
Na początku XXI wieku Emilian grał w Narodowym. – Ale nie mieścił się tam ze swoimi pomysłami – śmieje się Justyna. – Kamienica była spełnieniem jego marzeń. Gdyby nie jego szaleństwo, gigantyczny upór i nadludzka siła, ten teatr by nie powstał. Do końca mieliśmy rzucane kłody pod nogi i walczyliśmy o to miejsce. W czasie powstawania teatru byłam w zagrożonej ciąży i pamiętam, jak z brzuchem pod nosem błąkałam się po urzędach w sprawie teatru – wspomina. – Emilian żył za pięciu, a pracował za dziesięciu. Od najmłodszych lat próbował zarabiać na kieszonkowe. Począwszy od robienia dziecięcych zabawek po wyładowywanie wagonów z węglem w latach młodzieńczych, by utrzymać mamę i siostrę. Czasem pytał mnie: „Dlaczego wszystko muszę wyrwać, wymordować, wywalczyć, wyżebrać?”. Nic nie miał dane. Oprócz mnie.
Justyna pamięta, jak na rękach męża odchodziła pani Tereska, od której Emilian dostał dom w zamian za dożywotnią opiekę. – Przecież nas nie byłoby stać na taki dom. Prawie 20 lat się nią zajmował, był jej jedyną rodziną, a Tereska stała się naszą. Nie było z nią lekko, a jednak byliśmy przy niej do końca wraz z mamą Emiliana – mówi Justyna. Pamięta też heroiczną walkę męża z jego własną chorobą, która spadła jak grom z jasnego nieba. – Lekarze dawali mu dwa, trzy miesiące, a żył prawie pięć lat. Do końca pracował i do końca wierzył, że stanie się cud. Premiera ostatniego spektaklu w jego reżyserii „Wariatkowo sp. z o.o.” odbyła się na półtora miesiąca przed najgorszym. Niewiele osób wiedziało, że od 11 lat trwa batalia sądowa w obronie Kamienicy. – Walka była przyczyną jego choroby, odebrała mu siły i zdrowie i jestem przekonana, że przyśpieszyła najgorsze. Emilian odszedł rano 26 grudnia 2022 r. Przyszedł do mnie tylko raz. Zawsze dostawaliśmy znaki od ludzi w formie motyli. Nagle po czyjejś śmierci przylatywał motyl i wiedzieliśmy, że ma duszę osoby, która odeszła. W środę pochowałam Emiliana, a w sobotę, 7 stycznia, w naszej sypialni pojawiła się ćma. W poniedziałek natomiast wyemitowali spektakl „Słomkowy kapelusz”, w którym razem zagraliśmy. Oglądam i nagle widzę, jak ćma odrywa się od ściany i zaczyna krążyć nad moją głową, kilkanaście razy. „Wiem, że to ty”, powiedziałam. Po chwili ćma usiadła przy mojej ręce. Przyśnił mi się po pół roku. Bioenergoterapeuci mówią, że wtedy dusza odchodzi.
Przyjaciółka z dzieciństwa, Agata, podziwia Justynę za to, że wciąż jest tą samą osobą co przed laty. I że wciąż przyjaźni się z dawnymi koleżankami (w tym gronie jest jeszcze Beata). I choć drogi dziewczyn się rozeszły – Justyna wyjechała do Warszawy, Beata do Krakowa, a Agata została w Białymstoku – wciąż są blisko siebie i mogą na siebie liczyć. – Każdego lata spotykamy się we trzy u Justynki, siedzimy w przepięknym ogrodzie, zajadamy owoce, pijemy dobre wino i nie możemy się nagadać – mówi Agata. Ze szkoły pamięta Justynę szaloną, z rozwianymi włosami lub niechlujnie związanymi w kucyk i z pluszowym misiem w tornistrze. – Spod fartuszka zawsze wystawała oryginalna spódniczka czy bluzka – mówi koleżanka aktorki. – Nie lubiła szkolnego nudnego mundurka. W szkole wszyscy ją kochali. – Ja kocham w Justynce to, że pochyla się nieustannie nad problemami innych – mówi z niekłamanym podziwem siostra Justyny, Joanna. – Ja tego nie mam, a przynajmniej nie w takim stopniu. Ona oddaje siebie ludziom w stu procentach.
Potwierdza to Kajetan, starszy syn Justyny i Emiliana. – Mama jest za dobra i za bardzo ufna. Wszystkimi chce się opiekować, nad każdym roztoczyć parasol ochronny. Martwi się nie tylko o rodzinę, ale też o sąsiadów i pracowników teatru. Pierwsza biegnie z pomocą, nawet w środku nocy. Zawsze martwiła się o mnie ponad miarę. „Czy na pewno ciepło się ubrałeś?” – to pytanie długo było jednym z ważniejszych. Oniemiała z przerażenia, kiedy dowiedziała się, że morsuję. (śmiech) Ale to tata był od trzymania mnie i brata w ryzach, choć oboje dawali nam dużo wolności. Nie musiałem wracać przed 22, wystarczyło, że wiedzieli, gdzie jestem. Obdarzali nas zaufaniem, które głupio byłoby stracić.
– Myślę, że marzenie Emiliana się spełniło. Kamienica to teatr rodzinny – mówi Justyna. „Witamy w naszym domu, to znaczy w Teatrze Kamienica” – to powitanie, które słychać przed każdym spektaklem. A zapraszają Państwa do niego: Justyna Sieńczyłło, Kajetan Kamiński, Cyprian Kamiński i Natalia Kamińska. Kamienica wciąż tętni życiem.
Justyna Sieńczyłło - Rocznik 1969. Aktorka, wokalistka. Wychowywała się w Białymstoku. W 1992 roku skończyła warszawską PWST (dziś Akademia Teatralna) i dołączyła do zespołu Teatru Powszechnego. Stworzyła w nim wiele świetnych kreacji aktorskich, m.in. Chris w „Tańcach w Ballybeg” (1993), za którą została nagrodzona na Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu w 1994, Swoją w „Na szkle malowane” (1993), Goplanę w „Balladynie” (1994), Anielę w „Ślubach panieńskich” (1995), Annę Page w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” (2000) czy Ruth w „Panieńskim raju” (2005). Występowała również w warszawskich teatrach muzycznych Syrena i Roma, a także w filmach i serialach (np. „Klan”).
W 2009 roku po wielu latach przygotowań wraz z mężem Emilianem Kamińskim otworzyli warszawski Teatr Kamienica. Po śmierci aktora w prowadzeniu teatru Justynie pomagają synowie Kajetan i Cyprian oraz córka Emiliana, Natalia.
Cały tekst do przeczytania w najnowszym numerze magazynu "PANI".