Relacje

Obwinianie rodziców o własne niepowodzenia nie ma sensu! Terapeuta mówi, jak żyć lepiej mimo trudnego dzieciństwa

Obwinianie rodziców o własne niepowodzenia nie ma sensu! Terapeuta mówi, jak żyć lepiej mimo trudnego dzieciństwa
Fot. 123rf

Uważasz, że miałaś trudne dzieciństwo, chcesz zapomnieć o rodzicach, rodzeństwie, tym, co działo się w waszym domu? Paradoksalnie najszybciej uwolnisz się od złych wspomnień, gdy... zaakceptujesz fakt, że twoi rodzice cię kochali – mówi Kurt Ludewig, światowej sławy terapeuta.

Rodzice na kształtują - chcemy to odrzucić?

Rodzice nas krzywdzą, ranią, karzą za swoje własne błędy. Chyba nie ma wielkich szans, żeby się z nimi pojednać?

Kurt Ludewig: To tylko jedna z perspektyw, którą można przyjąć, spoglądając na rodziny z problemami: niepełne, takie, w których jedno z rodziców pije lub stosuje przemoc. Nie wydaje mi się jednak, żeby przyjmowanie tej właśnie perspektywy było korzystne dla samych zainteresowanych, czyli – dzieci, dziś już dorosłych. Rodziny nas kształtują, budują. Mówi pani po polsku, bo to jest język, w którym zwracano się do pani w niemowlęctwie, on w panią wrósł. Podobnie wrosły w panią emocje, zachowania rodziców. Byli formą, która panią ukształtowała. Chce to pani odrzucić?

 

No dobrze, ale nie zaprzeczy pan: są rodziny, które ułatwiają dzieciom start w dorosłość i takie, które go utrudniają. Prawda?

To inna historia. Rodzina jest miniaturowym światem i w tym świecie mogą obowiązywać podobne zasady, co na zewnątrz. Na przykład: ważne, by być uczciwym, asertywnie wyrażać swoje potrzeby. Wtedy dorastające dziecko jest dobrze przygotowane do społeczeństwa. Rozumie, co się wokół niego dzieje. Zgodnie z metaforą języka: młody człowiek posługuje się tym samym językiem, co wszyscy wokół, bo tak mówili jego rodzice. Ale są rodziny „obcojęzyczne”. I wtedy trudniej jest się zaadaptować do tego, co za drzwiami domu.

 

Dlaczego uważa pan, że odrzucenie rodziny jest niemożliwe?

Bo tam jest miłość. To jest więź, której nie da się zerwać. Można nienawidzić, to też jest forma kochania, bo zamiast zakończyć relację, wciąż jątrzymy dawne rany, działamy nie dla rodziców, ale przeciwko nim. Lecz więź zostaje. Terapeuci rodzinni dzisiaj doskonale to rozumieją. Choć kiedyś pracowaliśmy inaczej.

 

To znaczy?

W latach siedemdziesiątych byłem w zespole psychologów, którzy zaczynali pionierską pracę z rodzinami anorektyczek. Sądziliśmy wówczas, że dziewczyny chorują, bo mają „toksycznych” rodziców. Postanowiliśmy, że będziemy je izolować. Im bardziej pragnęliśmy je oddzielić, tym bardziej one dążyły do tego, by ze swoimi bliskimi być. Pamiętam, jak kiedyś wychodziłem wcześniej z pracy i usłyszałem na korytarzu przyciszone głosy. Okazało się, że to pacjentka z oddziału zamkniętego spotykała się potajemnie z matką i ojcem na zapleczu kuchni, w spiżarce. Zmieniliśmy taktykę. Przestaliśmy działać przeciwko rodzicom i nagle dostrzegliśmy, że nasze wysiłki terapeutyczne zaczynają przynosić rezultaty! Proszę pamiętać o jednym: niezależnie od tego, jak bardzo dysfunkcyjny, nieodpowiedzialny wydaje się rodzic osobom postronnym, on kocha swoje dziecko. Najbardziej na świecie, tak mocno, jak tylko potrafi.

 

No wie pan, to dość odważne stwierdzenie. A co powie pan o rodzinach, w których stosowana jest przemoc? Dziecko w takiej rodzinie musi kochać swojego rodzica, bo przecież on na swój sposób wyraża miłość?

Powiem inaczej: jeśli to dziecko jest dziś dorosłe i kocha swoich rodziców, ma szczęście. Nie wszyscy ludzie potrafią kochać w dojrzały sposób. A niektórzy, choć kochają, nie umieją tego okazać.

 

Warto zobaczyć, jak bardzo pogubieni mogą być rodzice

 

Jakie rozwiązanie pan proponuje? Trzeba wybaczyć rodzicom?

Nie mówię, że mamy rodzicom odpuszczać winy. Twierdzę tylko, że dobrze byłoby spróbować ich zrozumieć. Dostrzec to, jak bardzo skomplikowanymi, a nieraz pogubionymi ludźmi byli. Bywa, że rodzi się wtedy w nas współczucie. A złość na matkę czy ojca znika.

 

Czyli dobrze byłoby – używając modnego określenia – przepracować dzieciństwo?

Można spróbować, choć nie wiem, czy to nie strata czasu. Nie jestem zwolennikiem wieloletniego grzebania się w „grzechach rodziców” czy „błędach młodości”. Z przeszłością można wiele zrobić: można o niej milczeć lub mówić, zapomnieć lub pamiętać. Nie można tylko jednego: zmienić jej. Jeśli więc chcemy dokonać jakieś zmiany na lepsze w swoim życiu, tkwienie latami we wspomnieniach mija się z celem. To tylko wymówka.

 

Skuteczna?

Rzadko. Jeśli jesteś dorosły, to nie twoja rodzina czyni dzisiaj twoje życie trudnym. Ty to robisz. Zamiast mówić: „Matka była alkoholiczką i dlatego ja dzisiaj boję się bliskości i uciekam w alkohol”, powiedz: „Matka była alkoholiczką i dlatego wiem, że człowiekowi w życiu potrzebna jest bliskość i nie powinien uciekać w alkohol”. Bierzesz początek swojej opowieści o dzieciństwie i dodajesz do niej inne zakończenie. Takie, dzięki któremu będzie ci się lżej żyło.

"Nigdy nie spotkałem rodziny, w której nie byłoby miłości"

 

Dużo pan mówi o miłości, pracował pan przez kilkadziesiąt lat z rodzinami nieraz poważnie zaburzonymi, w szpitalach w Niemczech, w ośrodkach terapii w Polsce. Czy kiedykolwiek spotkał pan rodziców, którzy nie kochali swojego dziecka?

Z czystym sercem mogę powiedzieć, że nie. Pracowałem natomiast z takimi, którzy twierdzili, że nie kochają swoich dzieci i nie chcą ich widzieć. Czasem, gdy człowiek jest już starszy i zapiekły w swoich schematach i emocjach, niewiele da się zrobić. Ale rodziny, w której nie byłoby miłości, nie spotkałem nigdy.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również