Dlaczego dziewczyny Jamesa Bonda budzą takie zainteresowanie? Można sobie wyobrazić Jamesa Bonda bez szybkiego samochodu. Można sobie wyobrazić Bonda bez wódki z martini. Wstrząśniętej, nie zmieszanej. Ale najsłynniejszy agent świata bez swoich dziewczyn po prostu by nie istniał. Przypomnijmy sobie parę z nich. Tych typowych i tych innych od innych.
„Czy mogę panu jeszcze czymś służyć, panie Bond?”, pyta dziewczyna. „O tym porozmawiamy później. Choć już teraz do głowy przychodzi mi parę drobiazgów…”, odpowiada agent 007. Podobnych dialogów są w filmach o Bondzie są dziesiątki. I dziesiątki są dziewczyn Bonda. Jak wyliczyli skrupulatni bondolodzy w 24 oficjalnych ekranizacjach, nie uwzględniając jeszcze ostatniej czyli „Nie czas umierać”, najsłynniejszy agent świata zawarł bliższą znajomość z prawie siedemdziesięcioma kobietami. Co w przeliczeniu daje przeciętnie trzy i cztery setne dziewczyny na film. Statystyka nie buduje jednak pełni obrazu. Na przykład w „W obliczu śmierci” (1987) Timothy Dalton ogranicza się tylko do jednej dziewczyny, pięknej wiolonczelistki Kary Milovy (w tej roli Maryam d’Abo). Oznacza to jednak, że w innych filmach cyklu agent musiał nadgonić średnią.
Pora na kolejny pouczający dialog. Vesper (Eva Green) z „Casino Royale” (2006): „Krótko się znamy, więc nie nazwę pana draniem bez serca. Ale mogę sobie wyobrazić, że traktuje pan kobiety jako przedmioty jednorazowego użytku. Zatem zajmę się lepiej rządowymi pieniędzmi a nie pana kształtnym tyłkiem”. Bond: „Zauważyła pani?”. Vesper: „Nawet księgowe mają wyobraźnię”. Zasadniczo piękna Vesper miała rację. Dziewczyną Bonda jest się tylko raz. Wyjątek od tej reguły stanowi niejaka Sywia Trench (Eunice Gayson). Spotykamy ją na początku pierwszego filmu o Bondzie „Doktor No” (1962). Bond zagaja: „Podziwiam pani odwagę, panno…”. „Trench, Sylvia Trench”, odpowiada dziewczyna. „A pan, jak się nazywa?”. „Bond, James Bond”, pada po raz pierwszy jedna z najsłynniejszych fraz w historii kina. Rezolutna panna Trench pojawia się również w kolejnym Bondzie „Pozdrowienia z Rosji” (1963). Podobno miała zagrać jeszcze w czterech, ale zmienił się reżyser…
Co łączy wszystkie siedemdziesiąt dziewczyn Bonda? Bez wątpienia, uroda. Do tych ról angażowano nie tylko piękne aktorki, ale też prawdziwe królowe piękności. Była miss Rzymu Daniela Bianchi wystąpiła w „Pozdrowieniach z Rosji”, miss Francji Claudine Auger w „Operacji Piorun” (1965). Dla obu pań były to bardzo udane występy, bo wkrótce potem wyszły za milionerów. Tradycja zatrudniania królowych nie zaginęła wraz z latami sześćdziesiątymi. W „Casino Royale” zadebiutowała na ekranie miss Włoch, Catarina Murino. Zauważmy też, że twórcy Bonda w ogóle unikali i wciąż unikają pokazywania nieatrakcyjnych kobiet. Właściwie w całej serii można wypatrzeć tylko jedną brzydulę, a właściwie potworną babę z piekła rodem. To porucznik Rosa Klebb z „Pozdrowień z Rosji”. W tej roli wystąpiła legendarna austriacka aktorka i piosenkarka, była żona Kurta Weilla, Lotte Lenya.
Wiemy już, że w filmach Bondzie nie ma brzydkich kobiet. Pewnym zaskoczeniem może być natomiast, że zasadniczo nie ma też… seksu. Przy bliższych oględzinach okazuje się bowiem, że 007 więcej mówi niż robi, raczej uwodzi, niż konsumuje. Potwierdza to Britt Ekland grająca Mary Goodnight w „Człowieku ze złotym pistoletem” (1974): „W tych filmach nie zdejmuje się ubrań i nie uprawia się miłości. Nawet pocałunki są krótkie, bo zaraz ktoś przeszkadza bohaterom. A to organizacja Widmo, a to KGB, a to MI6… Człowiek nie ma chwili dla siebie!”. Trochę w tej sprawie zmienili Pierce Brosnan i Daniel Craig, ale zażaleń panny Dobranocki pominąć nie sposób.
Innym mitem, który próbuje obalić naukowa dysertacja Roberta A. Caplena zatytułowana „Wstrząśnięty i zmieszany. Feminizm Jamesa Bonda” (2012) jest przekonanie, że cykl o agencie 007 to przejaw męskiego szowinizmu w najczystszej postaci. Autor przekonuje, że filmy o Bondzie pokazują różne stadia walki o równouprawnienie płci. Owszem, początkowo dziewczyny Bonda są głównie „odpoczynkiem wojownika”. Ale również - aktywnymi seksualnie kobietami, które swobodnie czerpią przyjemność ze zbliżeń z atrakcyjnym mężczyzną. Nie grozi im niechciana ciąża, są paniami własnych ciał (swoją drogą, w filmach o Bondzie dzieci spotyka się tylko w dwóch wyspecjalizowanych miejscach: cyrkach bądź wesołych miasteczkach). Z biegiem czasu stają się równoprawnymi uczestniczkami wydarzeń, a nawet zyskują cechy superbohaterek równych Bondowi. Kto widział, jak Halle Berry wskakuje do wody w „Śmierć nadejdzie jutro” (2002), wie, że a poradzi sobie ona w każdej sytuacji. Z Bondem lub bez niego. Choć z nim może być trochę weselej.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Od niej wszystko się zaczęło. Honey Ryder (Ursula Andress) wyłoniła się z fal niczym Wenus Botticellego w pierwszym filmie o Bondzie zatytułowanym „Doktor No” (1962). Jej kosztujące trzy dolary, a kupione w jamajskim sklepiku bikini sprzedano po latach na aukcji za około sto tysięcy złotych.
Po słodkiej Honey w kolejnych Bondach przyszły dziesiątki dziewczyn, którym scenarzyści przeznaczyli jedno jedyne zadanie: być chwilową rozrywką dla agenta 007. To one! Recepcjonistki, stewardesy, tancerki i specjalistki od rozbijania atomu szepczące raz po raz: „Ależ, panie Bond…”.
Fizyczne zbliżenie z Jamesem Bondem doprowadza często u kobiet do przemiany o charakterze moralnym lub nawet nawrócenia. Najlepszym tego przykładem może być niebezpieczna wspólniczka szalonego Maxa Zorina z „Zabójczego widoku” (1985) grana brawurowo przez Grace Jones. Oświecona przez Bonda May Day woli zginąć, niż dopuścić do zwycięstwa dawnego kochanka. Niektórzy uważają, że jeszcze bardziej spektakularny jest jednak przypadek niejakiej Pussy Galore (Honor Blackman) z „Golfingera” (1964). Po kwadransie spędzonym na sianie z Bondem Pussy przestaje być lesbijką i bez wahania zdradza swego przestępczego pryncypała.
Wyświetl ten post na Instagramie.
„Nie mam już skorupy. Odarłaś mnie z niej. Teraz wszystko należy do ciebie”, mówi Bond (Daniel Craig) do Vesper Lynd (Eva Green) w fenomenalnym „Casino Royale” (2006). A potem padają słowa, których nigdy wcześniej żadna kobieta nie usłyszała od agenta 007: „Kocham cie. Oddaje ci to, co ze mnie zostało”. Za tę chwilę słabości przyjdzie Bondowi drogo zapłacić. Kiedy okazuje się, że że Vesper go zdradziła, jej śmierć żegna w starym cynicznym stylu: „Ta suka już nie żyje”. Cierpi jednak i cały film „Quantum Of Solace” poświęca wyjaśnieniu motywacji Vesper. Oto Bond na miarę XXI wieku: człowiek, jak my wszyscy.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Mało kto pamięta, że Bond raz jeden wypowiedział sakramentalne „tak”. Być może dzieje się tak dlatego, że miało to miejsce w niezbyt cenionym obrazie „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” (1969). W filmie tym agent 007 (australijski model George Lazenby) parokrotnie przychodzi z pomocą hrabinie Teresie di Vincenzo (Diana Rigg). Ta niezbyt stabilna emocjonalnie osóbka wywołuje u niego klasyczny „syndrom wybawcy”. Skutkiem czego skołowany Bond staje z nią na ślubnym kobiercu. Małżeństwo nie trwa jednak długo. Teresa ginie z rąk wspólniczki przeciwnika 007. Jej grób w filmie „Tylko dla twoich oczu” (1981) odwiedzi już inny Bond - Roger Moore.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Jest w filmach o Bondzie kategoria kobiet, które z zasady źle kończą. To wspólniczki, pracownice bądź kochanki przeciwników 007, które poprosiły Bonda o pomoc lub w jakiś inny sposób okazały się nielojalne wobec swoich mocodawców. Ich los najlepiej uosabia Jill Masterton (Shirley Eaton) z „Goldfigera” (1964). Za zdradę tytułowego złoczyńcy ostaje pomalowana złotą farbą i ginie z braku powietrza. Hołd dla tej sceny znajdziemy po latach w „Quantum Of Solace”: tam powodem śmierci jest mnie malownicze pokrycie ciała ropą naftową. Zresztą w ostatnich filmach o Bondzie jego dziewczyny giną w coraz to potworniejszy sposób. Zabawa w strzelanie do stojącego na głowie Severine (Berenice Marlohe) kieliszka w „Skyfall” (2012) ma w sobie element niespotykanego wcześniej sadystycznego okrucieństwa. A zatem, lepiej się dobrze się zastawić zanim poprosi się Bonda o pomoc!
Wyświetl ten post na Instagramie.
W „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa pada wspaniałe zdanie: „Hiszpańskie kobiety mają w sobie coś naglącego”. Podobną kwestię mógłby wygłosić James Bond, tylko że on dostrzegał wyjątkową atrakcyjność kobiet zza Żelaznej Kurtyny. Chodzi tu głównie o Rosjanki i jedną obywatelkę ówczesnej Czechosłowacji. W kilku filmach cyklu możemy zobaczyć, jak agent 007 robi co może, by ocieplić z nimi zimnowojenne stosunki oraz budować dalszą przyszłość w duchu wzajemnego zrozumienia i współpracy. Dużą rolę w tym procederze odgrywały luksusowe hotele, szybkie samochody i piękne sukienki.
Gdy Tatiana Romanowa (Daniela Bianchi) z „Pozdrowień z Rosji” (1963) zobaczyła swój nowy peniuar, szybko zapomniała o ustaleniach ostatniego partyjnego plenum. Bo James Bond wie, jak nikt inny, że żadna ideologia, w tym komunistyczna nie jest w stanie wytrzymać podobnych pokus.
Zdarzają się na tym świecie kobiety tak złe, że nawet Bond nie może nic na to poradzić. Taka była miłośniczka obdzierania ze skóry Helga Brandt (Karin Dor) z „Żyje się tylko dwa razy” (1967), czy sadystyczna morderczyni Xenia Siergiejewna Nagórna (Famke Janssen) z „GoldenEye” (1995). Ale chyba najpełniejszy i najbardziej złożony portret złej kobiety otrzymaliśmy w jednym z najbardziej pesymistycznych filmów cyklu – „Świat to za mało” (1999). A w nim spadkobierczyni naftowego imperium Elekra King nie zawaha się by zabić własnego ojca i doprowadzić do katastrofy atomowej na globalną skalę. Dzięki świetnej roli Sophie Marceau możemy ją nie tyle polubić, co zrozumieć.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Wyjątkową pozycję wśród dziewczyn Bonda zajmuje Camille (ukraińska modelka i aktorka Olga Kurylenko) z „Quantum Of Solace” (2008). A to dlatego, że agent 007 się z nią ani razu nie przespał. Przyczyny tego stanu są chyba dwie. Po pierwsze Bond przeżywa żałobę po zdradzieckiej Vesper (patrz: Ta, której powiedział „Kocham cię”). Po drugie, na planie psychoanalitycznym piękna Camille zajmuje w życiu Jamesa rolę jego nigdy nieistniejącej młodszej siostry. Tak jak on jest sierotą i jak on pragnie dokonać zemsty, która zamknie bolesny rozdział w jej życiu… Ale Bond, który nie śpi ze swoją dziewczyną?! „Quantum Of Solace” jest w ogóle filmem niezwykłym. Po raz pierwszy od 1967 roku nie padają w nim słowa: "My name is Bond, James Bond".
Wyświetl ten post na Instagramie.
To był naprawdę genialny pomysł scenarzystów. W filmie „GoldenEye” (1995) rolę przełożonego Bonda nazywanego „M” zajęła po latach męskiej supremacji Judi Dench. Zresztą ruch ten był odzwierciedleniem rzeczywistości. W roku 1992 Stella Rimington jako pierwsza kobieta w historii stanęła na czele brytyjskiego wywiadu. Relacja nowej „M” i Bonda w pełni przypomina układ matka-syn. To perfekcyjna mieszanina dumy i zawiedzionych nadziei.
Ich kontakty zaczynają się od deklaracji „M”: „Jesteś seksistowskim, mizoginistycznym dinozaurem, reliktem dawno minionej epoki”. Ale czy zawsze trzeba wierzyć w to, co opowiada rozżalona matka? W chwili śmierci mówi przecież Bondowi: „Chociaż ty mi się udałeś!”.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Najbardziej udany ze związków Bonda i najbardziej długotrwały (przecież to ponad pięćdziesiąt lat!) łączy agenta 007 z osobistą asystentką „M”, panną Moneypenny. Co jest sekretem tej trwałości? Związek ten opiera się on wiecznym flircie i niczym więcej. Lata mijają, a kolejne filmy pełne są dialogów w rodzaju: „Co ci przywieść z Amsterdamu, Moneypenny?”. „James, przywieź mi diament… w pierścionku zaręczynowym”, pada błyskawiczna odpowiedź. Bond i Moneypenny mogą się tak ze sobą droczyć bez końca… Ciekawostką jest fakt, że grająca od początku cyklu Moneypenny Lois Maxwell zaproponowała w 1987 roku by powierzono jej dla odmiany rolę „M”. Jej prośbę uznano wtedy za absurdalną (patrz: M jak… mama?). W najnowszych Bondach w rolę Moneypenny wciela się znana z serii „Piraci z Karaibów” Naomie Harris. Świat się zmienia, zmienia się Bond.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Polska premiera 25. części przygód Jamesa Bonda, „Nie czas umierać” odbyła się 1 października 2021 roku.