Portret

Stefan Friedmann: "Z żoną jesteśmy bardzo niedobrani, ale strasznie się kochamy"

Stefan Friedmann: "Z żoną jesteśmy bardzo niedobrani, ale strasznie się kochamy"
Fot. fot. Szymon Szcześniak

„Jedni w życiu zbierają pocztówki, ja zbieram żywych ludzi i historie”, mówi Stefan Friedmann. O tym, co zebrał, napisał w książce „70 lat mojego dzieciństwa”, a teraz opowiada także nam.

Kim jest Stefan Friedmann

STEFAN FRIEDMANN – rocznik 1941 r. Aktor, satyryk, prezenter, reżyser, pisarz. Sam o sobie mówi „humorysta”. W 1971 r. zdał aktorski egzamin eksternistyczny. Jako 16–latek dostał rolę Gienka w kultowych radiowych „Matysiakach”, grał ją ponad 20 lat. W jego bogatej biografii artystycznej znajdziemy takie aktorskie perły, jak tytułowa rola w „Na kłopoty Bednarski” czy drugoplanowe kreacje w „Lalce”, „C.K. Dezerterach” i „Zmiennikach”. Z Jonaszem Koftą tworzył radiowy duet satyryczny, ich najsłynniejsze dzieło to „Dialogi na cztery nogi”. Autor słynnej piosenki „Cienki Bolek”. Ma żonę Krystynę i synów Filipa i Wojciecha.

PANI: Intuicja mi podpowiada, że w domu, za zamkniętymi drzwiami, nie jest pan wesołkiem.

Stefan Friedman: żona opowiada o tym, jaki jest prywatnie 

STEFAN FRIEDMANN: Słynny dowód na nasze pożycie małżeńskie: „Krysiu, ale ty masz fajnie w domu, ale ty masz wesoło z tym Stefanem”. Wtedy widać ponurą twarz mojej żony i pytanie: „Chcesz się zamienić? To jest smutas”. Nie zawsze. Czasami staram się wczuć w jej nastrój, rozładować sytuację tak głupio, że jeszcze bardziej ją to wkurza. Wtedy słyszę: „Nie! Daj spokój”. Mamy różne poczucia humoru. Wszyscy  mówią:  „Jesteście tacy dobrani”. Jesteśmy bardzo niedobrani, ale strasznie się kochamy i rozumiemy swoją  niedobraność. Przez to wszystko ciągle drży i się rusza. Staramy się. Nigdy nie wiadomo, co będzie jutro. Natomiast jest jedna rzecz, której nic nie zastąpi. Krysia: „Ty chcesz w tym wyjść?! W tym swetrze?! Zobacz w lustrze, jak ty w tym wyglądasz”. „Aha, to nie?” „No pewnie, że nie”. Zmieniam sweter. „Ty wychodzisz w tych butach?! Zobacz, jak one wyglądają, przede wszystkim są brudne!”. „Aha”... Zmieniam buty. Więc jestem najstarszym z synów, ale to mi bardzo pomaga, bo ja nie łapię, w czym powinienem wyjść, jak wyglądać. „A zęby już umyłeś?!”. „Eee”...  „To już z powrotem”. To jest nasz rodzinny dialog.

Nigdy się tak nie śmiałam w czasie wywiadu. Przez „70 lat dzieciństwa” poznał pan mnóstwo wyjątkowych osób.

Stefan Friedman wspomina znanych przyjaciół, którzy go ukształtowali

Sporo ich odeszło: Perepeczko, Kofta, Janczarski, Młynarski. Żałuję, że tak krótko, że tak mało, że nie zdążyłem im czegoś powiedzieć, o coś spytać, dowiedzieć się, coś przekazać. Dużo im zawdzięczam. Myślę o nich codziennie. Mam ich zdjęcia w swoim gabinecie, czasami rozmawiam z Markiem. Mówię „No co tam Perep?” albo mu opowiadam, jak się czegoś ciekawego dowiem. Marek bardzo stawiał na mnie, pilnował, traktował jak brata. Myślę o tym, że oni wszyscy mnie zostawili po to, żebym o nich opowiadał. Żeby te czasy, ten zapach, to co się działo, czego byłem doraźnym świadkiem, zostało jako historia w miarę śmieszna, bo takie rzeczy łatwiej się zapamiętuje. Chyba chciałem, żeby to było takie moje coś, co byłem winien tym wielkim postaciom, o które się otarłem. Bo nawet jeśli opowiem nieprawdę, to będzie na śmiesznie. Skarżyłem się kiedyś zaprzyjaźnionej pani profesor Tarnogórskiej, że nie pamiętam, jak było naprawdę, nie mogę siebie przypomnieć, a ona mi na to powiedziała zdanie, którego się trzymam:  „Stefan, prawda i szczerość nie mają żadnej wartości literackiej”.

Piękne.

No piękne! Jonasz mi zawsze zazdrościł, chciał pisać tak jak ja: „Bo ty piszesz takie głupoty i one są takie śmieszne, a ja nie wiem dlaczego”. Nie obrażałem się o „głupoty”, tylko byłem dumny. Chodzi o to szybkie dojście do puenty. Dlatego fajnie połączyły się nasze siły: jego poetyckość z moją głupotą.  O  „Dialogach na cztery nogi” pani profesor Tarnogórska powiedziała: „Genialne”.

Mogę dostać w prezencie anegdotę tej przyjaźni?

Stefan Friedman o przyjaźni z Jonaszem Koftą

Pojechaliśmy razem do Ameryki. Jonasz pierwszy raz w życiu. Uważał mnie, choć nie uzewnętrzniał tego mocno, za bardziej światowego człowieka. Byłem zawsze fajnie ubrany, jemu nie zależało. Przylecieliśmy i Jonasz mówi: „Stefan, ja bym chciał pójść do jakiejś restauracji i zjeść po amerykańsku”.  „C za  problem, tu jest tyle restauracji” - udawałem bywalca. Wchodzimy, pusto, sala jedna, druga, trzecia. Siadamy przy  stoliku, siedzimy, siedzimy, nikt nie podchodzi. Jonasz na mnie patrzy. W pewnym momencie idzie kelnerka, dochodzi do nas i robi gest ręką. Jonasz: „Mamy wyjść?”. Ja: „Nie, nie, ten zajęty stolik jest. Tam usiądziemy”. Przesiadamy się do drugiego stolika. Kelnerka idzie, robi ten sam gest. „No widzisz, ten też zajęty”, mówię. A knajpa pusta. Nikogo. Usiądziemy przy tamtym stoliku w kącie. Jonasz już się trzęsie, ja udaję bohatera, ale nie wiem, co się dzieje. Siedzimy. „Idzie kelnerka”, mówi Jonasz. „Ciiii, spokojnie”. „Powiesz po angielsku?”. Coś  tam powiem. Ale nic nie umiałem. Podchodzi do nas kelnerka i mówi: „To jest szwedzkibufet. Weźcie talerze, idźcie tam, nałóżcie sobie i siadajcie, gdzie chcecie”. Najedliśmy się wstydu i jedzenia.

Wnukowie odziedziczyli gen humorysty?

Stefan Friedman: wnuki. Aktor opowiada, jaki jest dziadkiem

Nie ma tego błysku... Cholera, może to nie moje geny?! Może jesteśmy na tropie wielkiej  zdrady.  (śmiech) Ja byłem jeden, a mam czterech wnuków: Max, Szymon, Alex, Karol. Oczywiście nie odpuszczam, tłumaczę, daję książki, ale oni mają inny światopogląd i do mojego żartu, który jest oczywisty, podchodzą z boku, od tyłu, z kosmosu. Co innego chciałem, tylko mi nie wyszło. Albo: dziadek już nie bardzo wie, co mówi. Teraz mnie olśniło, gdy pa-ni zapytała... Ale kiedy coś palnę na przyjęciach rodzinnych, śmieją się. Zobaczymy, jak będzie z biografią.

Czy przeczytają, zaczną cytować, dopytywać, jak było wtedy?

Stefan Friedman w czułych słowach o żonie 

Bardzo bym chciał. To jest moje wyzwanie dla nich, żebyśmy porozmawiali o tym, jak się tworzył żart, śmieszne sytuacje, co można było żartem załatwić, co stracić. Co można było załatwić żartem? Dużo rzeczy bez kolejki: „A pan to zawsze coś takiego powie... Dobra niech pan bierze”. Żona uważa, że ja zawsze zwracam na siebie uwagę, a ja nie mogę się powstrzymać, żeby czegoś nie określić, ocenić, wy-dobyć inne znaczenie. Ktoś mi coś mówi, a ja to przerabiam. Krysię szlag trafia: „Musisz się zawsze popisać”. „No i po co to mówisz”. Synowie i wnuki strasznie ją kochają: „Babcia jest fajna. Babcia rozumie. Babcia świetnie gotuje”. A ona lubi ich karmić: synów i wnuki. Synowie dzwonią i ze mną rozmawiają krótko: pach, pach i cześć: „Cześć, synku, co u ciebie?”. „Daj mamę”. „A co robisz?” „Mamę daj, tato”. A z Krysią godzinami, jak dwie sąsiadki.

Cały tekst przeczytacie w najnowszy wydaniu magazynu PANI

 okładka Pani _07 bez kodu

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również