#Książkorys to cykl, w którym pisarki i pisarze opowiadają o literaturze, która miała wpływ na ich życie i twórczość. Kształtowała jako ludzi, wzruszała, pomagała w procesie twórczym i inspirowała do własnych poszukiwań. Poznajcie osobiste wybory tytułów Wojtka Friedmanna, pisarza, autora bestsellerowej "Baśki" oraz książki "Przezabawny pies o imieniu Kolka", której premiera 26 kwietnia.
Spis treści
„Czy książki, które miały na mnie wpływ, to wyłącznie te, które przeczytałem? Absolutnie nie! Mam taką jedną pozycję, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie w dzieciństwie. Mowa o „Ulissesie”. To była pierwsza książka, która spowodowała we mnie falę rozmyślań. Po pierwsze, zastanawiałem się, kto miał tyle czasu żeby ją napisać? Po drugie, kto ma tyle czasu, żeby ją przeczytać? (śmiech). Dlatego chciałem zacząć od "Ulissesa", którego nawet nie dotknąłem. Nie dotknąłem ręką, bo zwykle spadała mi na głowę z regału z książkami. Taka była ciężka”.
„W każdej bibliotece są podziały na gatunki książek. Kryminał, fantasy, a to będzie coś z półki z... romansem. Był taki moment w okresie mojego dorastania, kiedy modny stał się Wharton. Wszyscy go czytali i dobrze było znać chociaż kilka pozycji tego autora. „Spóźnieni kochankowie” to książka, którą przeczytałem raz. Była to szmira pierwszej kategorii, ale cudna! Wciągnięty w fabułę, czytałem z wypiekami na twarzy do końca, bo byłem ciekaw, jak rozwinie się miłosna układanka między głównym bohaterem a niewidomą, starszą panią. To dzisiaj jest dla mnie jedną z tych książek, które zapamiętam na zawsze. I nie wstydzę się tego”!
„Wrócę do wczesnego dzieciństwa. To były podsłuchane w rozmowach dorosłych fragmenty książki „Raz w roku w Skiroławkach” Zbigniewa Nienackiego. Wtedy nie było dostępu do filmów erotycznych ani innych źródeł, z których młody człowiek mógłby się dowiedzieć, na czym to wszystko polega. A „Raz w roku w Skiroławkach” była wtedy powieścią bulwersującą czytelników. Wszystkie meandry były opisane ze szczegółami! Z kolei żeby dobrnąć do „tych momentów”, my biedne dzieciaki musieliśmy przeczytać całą książkę. Dwutomową powieść obyczajową dziejącą się na wymyślonej mazurskiej wsi".
„Książka, do której często wracam i ją lubię, chociaż nie uważam za wybitną to „Buszujący w zbożu". Można powiedzieć, że swego czasu również była moda na ten tytuł, która wiązała się z kilkoma ważnymi wydarzeniami w XX wieku. Podobno znalezioną ją przy kilku nieciekawych postaciach, m.in. Marku Davidzie Chapmanie (zabójca Johna Lennona) czy Lee Harvey'u Oswaldzie (domniemany zabójca J.F. Kennedy'ego). To książka to opowieść o przywiązaniu do tego, co było wcześniej i chęci zatrzymania się w tym momencie na zawsze, o trudnej drodze do dorastania. Przeczytałem ją kilkukrotnie i za każdym razem inny fragment mocno do mnie trafia. Nie jest to książka wybitna, ale lubię mieć ją w sobie. Lubię ją sobie przypominać”.
„Ostatnio to, co zrobiło na mnie wrażenie to „Stramer” Łozińskiego. Przeczytałem tę książkę bardzo szybko, chociaż nie gustuję w tego typu tematyce. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że jest to opowieść o rodzinie, która mieszka w Tanowie przed wojną, to podejrzewam, że skończyłbym czytanie na okładce. Okazało się, że to jedna z lepszych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałem. Świetnie napisana, ciepła historia i doskonała podróż do czasów przedwojennych. Jedna z niewielu książek, której nie chciałem skończyć czytać”.
„Książki, które nie zabierają mi wiele emocji i uwielbiam je czytać, to pozycje Christophera Moore'a. Szczególnie przypadły mi do gustu „Baranek” i jego książki o wampirach. To rodzaj pisania, który jest mi bliski. Nie absorbuje, nie zabiera czasu, bawi, wciąga, a gdy kończę taką lekturę, to czuję się lepiej. Po prostu. Chciałbym żeby podobnie były odbierane moje książki. Po fajniej lekturze czuję się tak, jakby ktoś mi coś podarował. To daje mi Moore”.