Gustaw Holoubek, jeden z największych polskich powojennych aktorów. Jego role w „Pętli” Hasa, „Lawie” Konwickiego przeszły do historii kinematografii. Jakim był człowiekiem? Zabawnym, zdystansowanym. Snującym przez całe życie niezliczoną liczbę anegdot i facecji. Zakochanym w życiu. O życiu, twórczości, trzech małżeństwach i dzieciach Gustawa Holoubka opowiada Zofia Turowska, autorka książki "Gustaw. Opowieść o Holoubku".
Spis treści
PANI: Gustaw Holoubek to postać mityczna. Wybitny aktor, słynny Gustaw-Konrad w „Dziadach” Kazimierza Dejmka z marca 1968 roku. Wieloletni dyrektor Teatru Dramatycznego i Ateneum w Warszawie. W książce podąża pani śladami Holoubka. Jedzie pani do jego Krakowa, gdzie się urodził, odwiedza szkołę, do której chodził, ba, nawet mierzy pani kroki na boisku, na którym grał z ojcem w piłkę. Ale co najciekawsze, w biografii „Gustaw. Opowieść o Holoubku” zebrała pani opinie znajomych i przyjaciół spoza środowiska artystycznego. To absolutnie bezcenne.
ZOFIA TUROWSKA: Bardzo zależało mi na tym, żeby dotrzeć także do ludzi spoza środowiska artystycznego. Czułam, że jego znajomi i przyjaciele widzieli go inaczej. Dotarłam więc do lekarzy, z którymi się przyjaźnił, do państwa Niemczyckich, u których latem gościł w hotelu Bryza i namiętnie grywał w pokera, i do wieloletniego przyjaciela pana Janusza Hellicha, który – jak sam o sobie mówi – jest Holoubkologiem. Tenisista, na co dzień mieszkający w Norwegii, przyjaźnił się z Gustawem Holoubkiem kilkadziesiąt lat i przyjeżdżał do Polski w najróżniejszych momentach życia aktora (i tych łatwych, i tych szalenie trudnych), mógł więc z dystansu wiele historii skomentować. No i oczywiście do górali, do państwa Budzyńskich z Bukowiny Tatrzańskiej, u których gościł, gdy przyjeżdżał na Podhale. Ale wszystkie głosy przyjaciół i znajomych były tylko uzupełnieniem tego, co o samym sobie przez lata opowiadał Holoubek.
Holoubek to przedstawiciel ginącego dziś gatunku polskiej inteligencji. Jak duży wpływ na to, kim się stał, wywarł dom rodzinny? Wielokrotnie wracał do tematu krakowskiej przeszłości, mówił, że miała dla niego znaczenie pierwotne. Dom go ukształtował?
Niewątpliwie krakowski dom na Zwierzyńcu był fundamentem bezpieczeństwa i zaufania. Ogromny wpływ miał na niego ojciec. Czech z pochodzenia. Ale też to, że wychował się w licznej rodzinie, w której miał pięcioro przyrodniego rodzeństwa – dzieci rodziców z poprzednich związków. On był szósty, najmłodszy. Gusteczek, Gustek. Tak na niego wołano. Już w tych zdrobnieniach widać, jak bardzo był kochany. Wszyscy się nim opiekowali, jak to najmłodszym. Miał poczucie stabilności. Kompletności.
Ale w książce pisze też pani: „Od ojca nie doznaje czułości, jest przecież byłym wojakiem z temperamentu i powołania, przestrzegającym dyscypliny. Szalenie aktywny, pełen fantazji nauczyciel gimnastyki i działacz Sokoła”.
Ta wojskowość była trochę na pokaz. On chyba więcej udawał, że był taki srogi. Stosunek Gucia do ojca widać w jego opowieści, jak czekał na niego, kiedy ten wracał z pracy. Gdy widział go, jak idzie, jak kołysze się na boki jak okręt, zamierało mu serce z dzikiej ciekawości, co wraz z powrotem taty padnie na niego nowego, olśniewającego. To ojciec zainteresował go operą, kupował płyty z muzyką, zabierał na jasełka do klasztoru Braci Albertynów. Ojciec może był szorstki w ruchach i wprowadzał „wojskowy dryl”, ale bardzo go kochał. Natomiast mama była szalenie zdystansowaną osobą. Trudno się dziwić – miała przecież solidną gromadę dzieci do wychowania, nakarmienia i ubrania, więc koncentracja na jednym dziecku była prawie niemożliwa. Nie była oschła, raczej bardzo praktyczna.
Gdy Gustaw ma 10 lat, ojciec umiera na powikłania po grypie i matka zostaje sama z dziećmi. Gustaw traci wtedy grunt pod nogami?
To wielki cios, bo ojciec umiera w wieku 57 lat. Od tej pory Gucio musi nauczyć się dawać sam sobie radę. Zostaje osamotniony. Na szczęście pewną stabilizację emocjonalną daje mu wspaniała szkoła. Proszę pamiętać, że Gustaw chodzi do cieszącej się sławą męskiej szkoły powszechnej im. Świętego Jana Kantego. Szkoła została założona w 1873 roku i wypełniała znakomicie swoje zadanie. Wychowanie wśród kanonu lektur, dbanie o tężyznę fizyczną, dorastanie wśród podstawowych wartości, by nie niszczyć innych, tylko pomagać i wspierać. Kiedy zbierałam materiały do książki, przeszłam drogę od mieszkania rodziny Holoubków do szkoły powszechnej (dziś im. Romualda Traugutta), a potem do mającego jeszcze dawniejszą historię gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego, do którego Gustaw junior zaczął uczęszczać. Do dziś jest w tej szkole coś innego, atmosfera szacunku i tradycji. Kiedy szłam jej korytarzami, poczułam, że przy takiej wrażliwości Gustawa i z takimi wartościami wyniesionymi ze tej szkoły nie mógł wyrosnąć ktoś przeciętny.
Wspomniała pani o matce, że była może nieco zdystansowana, chłodna, ale przede wszystkim racjonalna. Lecz to matka wykazała się ogromną determinacją, by kilkunastoletniego Gustawa wyciągnąć ze stalagu. Przypomnijmy, wojna wybucha, kiedy Gustaw ma 16 lat. W ramach mobilizacji dostaje mundur z drelichu, angielskiego remingtona, pas z amunicją i zostaje wcielony do 20. Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej. I kiedy ta grupa młodzieży dociera do Tarnopola, zostają złapani przez Niemców i osadzeni w stalagu koło Magdeburga. Matka walczy, by jej najmłodszy syn wrócił do domu.
Tak, broni go niczym lwica, robi wszystko, by go stamtąd wydostać. Tym bardziej że to nie jest ukształtowany mężczyzna. Dziecko właściwie. Osamotnione, wystraszone, między kilkudziesięcioma obcymi mężczyznami. Właśnie w stalagu zaczynają się jego pierwsze problemy z gruźlicą. Zimno, niedożywienie dają się we znaki. W tamtym czasie gruźlica jest tak powszechna jak dzisiaj grypa. Matka pisze listy do zarządu stalagu, powołuje się na dokumenty i odznaczenia męża, który w czasie I wojny światowej był oficerem armii austriackiej. Po siedmiu miesiącach Gustaw jest w końcu wolny.
Gustaw wraca ze stalagu i rozpoczyna pracę w miejskiej gazowni w Krakowie, ale mama pragnie, by syn został urzędnikiem magistratu.
Takie czasy. Wydaje mi się, że to marzenie też wynikało z jej praktyczności. Stała pensja oznaczała możliwość utrzymania, zawsze można potem awansować na kierownika działu, zapewne tak kalkulowała. W ich domu obowiązywała też zasada, by nie oglądać się na pomoc finansową z domu, „od najbliższych nie żąda się pieniędzy”, mówiono. Musiał więc Gustaw radzić sobie sam. Z gazownictwem potem nie ma nic wspólnego. No może poza odznaczeniem. (śmiech) Jak wspomina Magdalena Zawadzka, żona Gustawa, po latach przyznano Guciowi tytuł „Zasłużonego Gazownika” z napisem na ozdobnej szarfie.
Ale Gustaw myśli o aktorstwie. Ma już wtedy do siebie duży dystans. We wspomnieniach napisze: „Warunki zewnętrzne zaprzeczały, że powinienem zostać aktorem. Ważyłem 48 kg, z urody miałem tylko nos i uszy, na dodatek mówiłem tylko gwarą krakowską”. To dlaczego ten rachityczny, mało urodziwy młodzieniec zapisał się w czasie wojny do szkoły dramatycznej przy Teatrze Słowackiego?
Kraków w czasie II wojny był jednym z największych, buzujących ośrodków teatrów podziemnych. Młodzież spotykała się w domach, czytali poezję, prozę. Tworzyli „teatr słowa”, by jakoś przetrwać te straszne lata. By ocalała kultura. Gustaw miał przyjaciela Andrzeja, który mieszkał w willi przy ulicy Królowej Jadwigi. W swoim pokoju na poddaszu miał cały sprzęt nagłośnieniowy do nagrywania słuchowisk i poezji. Gustaw tam wpadał. Raz w tygodniu nagrywali swoje występy. Miarą sukcesu było zainteresowanie słuchaczy. Z czasem zabawa przekształciła się w rodzaj turnieju, kto wypadnie najbardziej efektownie i oryginalnie. Były monologi, skecze, recenzje z widzianych filmów, przeczytanych książek. Gustaw był od wierszy. Ta „zabawa w kulturę” trwała cztery lata, aż do zakończenia wojny.
Kiedy kończy się wojna, Holoubek ma 22 lata, zostaje studentem Państwowej Szkoły Dramatycznej, która powstaje z inicjatywy jego wielkiego mistrza Juliusza Osterwy. Po szkole dostaje się do Teatru Słowackiego. W zespole są Ludwik Solski, Adam Hanuszkiewicz, Tadeusz Łomnicki… Same przyszłe sławy i znakomitości.
Na przedstawienie dyplomowe zaprasza matkę. Śmiał się po latach, że było to jedyne przedstawienie, na które ją ściągnął: „Widziała mnie w sztuce, w której graliśmy prawie nago – o starożytnej Grecji. Wszyscy mieliśmy kostiumy sprowadzone tylko do przepaski na biodrach. Odys ważył 106 kilogramów, a ja 49. Matka zapytała, czy ten Odys to jestem ja. Postanowiłem więc już jej nie zapraszać, skoro nie rozróżniała takich wyraźnych cech fizycznych”, wspominał z wrodzonym sobie dystansem. A co Teatru Słowackiego… Gustaw ma chyba szósty zmysł lub niesamowitą intuicję, bo szybko się orientuje, że wśród tak silnych osobowości będzie mu trudno zaistnieć. A przecież w teatrze chodzi o to, żeby ciągle grać znaczące role. Przenosi się do Katowic, gdzie w Teatrze Śląskim jest jego mistrz ze szkoły teatralnej Władysław Woźnik. Ale decyzję podejmuje też z powodu miłości. Poznana w krakowskiej szkole teatralnej Danuta Kwiatkowska dostaje angaż właśnie w Teatrze Śląskim. Wkrótce zostaje jego żoną. Na początku wydawało mu się, że w tych Katowicach nie wytrzyma. Ale po kilku miesiącach odkrył, że Śląsk to miejsce magiczne. Zakochuje się w Ślązakach, których do końca życia wspomina z ogromnym sentymentem.
Wyświetl ten post na Instagramie
Przełom lat 40. i 50. to czasy stalinowskie. Trudne, bezwzględne. Holoubek gra w repertuarze głównie klasycznym, ale zdarzają się też role w sztukach zgodnych z linią partii. Prywatnie Gustaw bardzo się wyróżnia. Pisze pani, że: „Nosi gabardynowy płaszcz, w którym chodzi na stadion chorzowskiego Ruchu, ma piękne oczy, powłóczyste spojrzenie, jest bardzo uwodzicielski i ma ogromne powodzenie u płci pięknej”.
To prawda. Nie był amantem, nie wyróżniał się jakąś wyjątkową przystojnością, ale rzeczywiście przyciągał wzrok. Miał zniewalający uśmiech. Robił duże wrażenie. Jak wielkie – uświadomiła mi kuzynka Magdy Zawadzkiej, która opisała mi, jak wielkim szokiem było dla niej zobaczenie po raz pierwszy Magdy z dużo starszym mężczyzną. Wszyscy mówili: „Jak to nasza piękna, młoda Madzieńka i taki starszy pan?”. I nagle wchodzi Gustaw, zaczyna mówić, opowiadać i cała rodzina jest wpatrzona tylko w niego. Wszystkie wątpliwości znikają.
Mówi pani „nie był amantem”, ale miał na koncie trzy małżeństwa. Zawsze zakochiwał się w młodszych kobietach, coraz młodszych…
Urok Holoubka polegał na tym, że w ogóle nie musiał uwodzić, on był. Miał w sobie stałość. Kiedy interesował się na poważnie jakąś kobietą, to można było mieć pewność, że to poważna znajomość. Że będzie można się na nim oprzeć, że nie zrobi krzywdy, nie zawiedzie. Zuzanna Łapicka powiedziała kiedyś o Gustawie: „On nie romansuje, on się oświadcza i żeni”. W swoich miłościach był długodystansowcem. Z ostatnią żoną Magdą Zawadzką żył ponad 35 lat.
A poprzednie małżeństwa? Pierwszy związek rozpada się, gdy Gustaw Holoubek postanawia przeprowadzić się wraz z żoną Danutą Kwiatkowską i ich córką Ewą do Warszawy.
Tak, pierwsze małżeństwo rozpada się po 13 latach. Jako małżeństwo przeszli twardą szkołę życia. Oboje chorowali na gruźlicę. W ostatnich miesiącach w Katowicach Holoubek grał już bardzo osłabiony. Miał ciągły stan podgorączkowy, ledwo powłóczył nogami. W końcu lekarze zalecili przerwanie pracy i skierowali go wraz z żoną do sanatorium w Zakopanem. Córka musiała być osobno, w prewentorium, by nie zaraziła się od rodziców. W różnych sanatoriach, często rozdzieleni, spędzili dwa lata. Gustaw dużo czytał, polegiwał na tarasie. Dla niego pobyt w Zakopanem był rodzajem katharsis. Kiedy zostali wyleczeni odkrytą w tym czasie streptomycyną, Holoubek, zwolniony już wtedy z funkcji kierownika artystycznego śląskiego teatru, postanowił, że już tam nie wrócą. Był już zupełnie na innym etapie życia. Przenoszą się do Warszawy. On w warszawskich teatrach odnalazł się błyskawicznie, ona osamotniona, przytłoczona stolicą zapadła na nostalgiczną chorobę. Zrezygnowała z zawodu, zajęła się wychowaniem córki Ewy. Szkoda, bo była niezwykle piękną i zdolną aktorką tragiczną.
Potem w życiu Gustawa przyszedł czas na kolejną miłość. Wiąże się z przepiękną Mają Wachowiak (naprawdę miała na imię Maria, ale wszystkich prosiła, by zwracano się do niej Maja – red.). To młoda aktorka, panienka z dobrego, zamożnego domu na Saskiej Kępie. Poznają się na planie „Pożegnań” Wojciecha Jerzego Hasa. Wachowiak tak bardzo chce dobrze wypaść przed Holoubkiem, że wcześniej ogląda „Pętlę” z jego udziałem. Była w nim szaleńczo zakochana. Po jakimś czasie zawiązuje się romans. W przerwie zdjęć do „Spotkania w bajce” biorą ślub cywilny. A po paru miesiącach kościelny, o którym mówi cała Warszawa. Wesele odbywa się w pałacu w Jabłonnie. Jak opowiadał Staś Dygat, przyjaciel Gustawa, wszystko przebiegało z niesamowitym zadęciem, a młodzi państwo Holoubkowie złośliwie nazywani byli „Hrabiostwem Wachowiakowstwem”. Wesele jest tak wystawne i głośne, że zostaje opisane w „Miazdze” przez Jerzego Andrzejewskiego. Oczywiście nazwiska zostają zmienione, ale łatwo doszukać się autentycznych postaci z życia publicznego. Kilka lat uchodzą za parę idealną. Wachowiak pragnie grać i robić karierę u boku męża, jednocześnie wymagając, by on nieustannie podwyższał ich życiowy standard. Z domu wyniosła potrzebę wygody i luksusów. A Gustawowi zdarza się pożyczać pieniądze od Dygata na taksówkę, a nawet na autobus i papierosy. Po kilku latach podejmują decyzję o separacji. Holoubek skomentuje koniec małżeństwa z Mają Wachowiak jak zwykle bardzo elegancko: „Najpierw zaniedbałem Maję, a dopiero potem poznałem Magdę. To nie było coś za coś”.
Wróćmy do aktorstwa. Na przełomie lat 50. i 60. Holoubek wiąże się zawodowo z Wojciechem Jerzym Hasem. To w jego filmach gra znaczące role. W „Pętli, „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, „Pożegnaniach”. To była bardzo ważna zawodowa relacja.
Niewątpliwie. Wkrótce przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. Has jest zachwycony Holoubkiem. Jego poczuciem humoru, niezwykłą błyskotliwością. Wszyscy są pod wrażeniem, że Holoubek w tym kostiumie szanowanego, statecznego intelektualisty potrafił zaskoczyć np. opowiadaniem najbardziej sprośnych dowcipów, uroczych facecji, które snuł z pokerowym wyrazem twarzy, rozbawiając wszystkich do łez. Towarzysko rozkwitał, brylował i kradł – jak to się dziś mówi – show na przyjęciach i spotkaniach. Film go szybko dostrzegł i pokochał. Lata 60. były dla niego niezwykle aktywne. Jerzy Hoffman odkrył jego komediowy talent w „Gangsterach i filantropach”, zobaczył w nim „kowboja” z Ziem Odzyskanych w „Prawie i pięści”. Niedawno ktoś w rozmowie ze mną wyraził żal, że Holoubek na miarę swojego talentu nie został w pełni wykorzystany w polskim filmie. A ja powiem: daj mi, Boże, mieć chociaż cztery takie role w filmie, jakie miał Holoubek w Hasowskim „Rękopisie znalezionym w Saragossie” i „Pętli” czy w „Salcie” i „Lawie” u Tadeusza Konwickiego. To są role, które przeszły do historii polskiego filmu i będą z nami na zawsze.
Dzięki Hasowi Holoubek poznaje Stanisława Dygata. Przez lata Dygat i Konwicki będą jego najlepszymi przyjaciółmi, powiernikami i sparingpartnerami w nieskończonych intelektualnych rozgrywkach.
Holoubek obdarza przyjaźnią niewiele osób, ale te przyjaźnie są trwałe do końca życia i każda z nich jest absolutnie wyjątkowa. Najbliżsi są Stanisław Dygat, Tadeusz Konwicki, małżeństwo państwa Hellichów, Zosia i Jasiek Budzyńscy z Bukowiny. Każda z tych osób wsiada na ważnym i innym przystanku jego życia. Przyjaźń z Dygatem jest zaborcza, domaga się posłuszeństwa i podporządkowania, ale też fascynująca. Wszystkie demonizmy Dygata Holoubek wybacza, bo uważa, że piekielnie złośliwy Dygat skrywa za tą formą swoją dobroć, wylewność i czułość. A Gustaw dzięki Stasiowi i Kalinie wchodzi w krąg elity artystycznej i intelektualnej stolicy. Z Konwickim natomiast to jest przyjaźń na najczulszych nutach. To jest nie tylko porozumienie intelektualne, ale przede wszystkim duchowe. Najlepiej to widać w filmie syna, Jana Holoubka, pt. „Słońce i cień”. Jan krótko przed śmiercią ojca nagrał rozmowy Gustawa z Konwickim. W tym kameralnym dokumencie widać, jak oni się rozumieją, jak Konwicki zawsze dodaje jakąś łagodną ripostę albo puentę, ale przede wszystkim, jak towarzyszy przyjacielowi, w jak mądry i dojrzały sposób pięknie słucha. Oni rozmawiają o zwykłych codziennościach, a jest w nich tyle mądrości, że można by nimi obdzielić kilka pokoleń. „Tak, Guciu?”, „tak, Tadziu?” – zawsze zwracali się do siebie z niezwykłą czułością.
„Holoubek obdarzał przyjaźnią tych, którzy nie zawodzą”, napisała pani w książce.
Góralka Zosia Budzyńska wiedziała o nim wiele. Pan Gustaw przyjeżdżał do Bukowiny przez ponad ćwierć wieku. Budzyńskich traktował jak rodzinę. Odpoczywał tam, zbierał siły przed kolejnym sezonem teatralnym. A Zosia mu dogadzała. Co chwilę pytała, co by zjadł, czego by się napił. Prowadzili godzinne dyskusje o życiu. W kuchni, gdzie stał piec kaflowy, gdzie na płycie żeliwnej z fajerkami stały ciepłe potrawy, których zawsze można było skosztować. Proste, dobre góralskie życie. Bez miastowych plotek, intryg i nielojalności. Zawsze mówił o Budzyńskich, że to ludzie, którzy nigdy nie zdradzą.
Magdalenę Zawadzką poznaje na planie sztuki „Życie jest snem” Calderóna w Teatrze Dramatycznym w 1969 roku.
We wspomnieniach pisze, że ta znajomość zaczęła się niedobrze. (śmiech) W ogóle nie wzbudził zainteresowania. Był po prostu przez nią ignorowany. Ale uporem i konsekwencją, które trwały długimi tygodniami, zwrócił na siebie uwagę. „I w końcu zapewne z powodu straszliwego zmęczenia przyjęła moje zaloty”, wspominał. Magda Zawadzka zaś pamięta, że nigdy nie zetknęła się z mężczyzną, który byłby tak bezpośredni i czarujący. Po każdym spektaklu zostawiał jej kwiaty i bilecik, np. z tekstem z Calderóna: „Cóż można ci życzyć, skoro jesteś słońcem, jutrzenką, różą, gwiazdą i diamentem”. We wrześniu 1973 roku w USC w Zakopanem biorą skromny ślub, bez najmniejszego rozgłosu.
Holoubek od lat 60. kojarzy się mocno z polityką. Najpierw rola Gustawa-Konrada u Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym, którą po 11. spektaklu zdjęła cenzura i Holoubka wyrzucono z teatru. Zaczął się marzec '68. Trzy lata później wraca do Dramatycznego, obejmuje dyrekcję, ale w 1982 roku znów zostaje wyrzucony za sprzyjanie „Solidarności”. Jest w nim jakiś dualizm polityczny. W latach 70. zostaje posłem na Sejm, aktywnie chodzi na pochody pierwszomajowe.
Proszę pamiętać, że w 1970 roku Gustaw Holoubek zostaje prezesem ZASP-u, który jest najważniejszą organizacją dla środowiska artystycznego. To jest najdłuższa kadencja w historii ZASP-u. Walczy o Dom Artystów w Skolimowie, o stypendium dla syna Zbyszka Cybulskiego, o mieszkania dla młodych aktorów. Ale bycie przewodniczącym ZASP-u wiąże się też z negocjacjami i współpracą z władzą. Rzeczywiście pokazuje się na pochodach z okazji Święta 1 Maja. Idzie obok Siemiona, Szczepkowskiego, Łomnickiego, Łapickiego, Englerta czy Olbrychskiego. Ale na spotkaniu z Edwardem Gierkiem krytykuje propagandę sukcesu. Co, jak powiedział Erwin Axer, było aktem dużej odwagi.
Czyli cel uświęcał środki? By uzyskać więcej dla środowiska artystycznego, prowadzi pewnego rodzaju flirt z władzą. Ale wielu nie rozumie też tego głębokiego wejścia do polityki.
Ale on nie wchodzi zbyt głęboko. I nie jest to w ogóle związane z przekonaniami ideologicznymi. Nigdy nie należał do partii. Wiedział, że jeśli podjął się bycia najważniejszym przedstawicielem środowiska, to musi znaleźć jakąś wspólną dróżkę, by od władzy coś dla tego środowiska wyrwać. Wtedy nie było żadnych grantów, środków ze zbiórek, prywatnych sponsorów. Dawało tylko państwo albo nie. Musiał więc z władzą prowadzić rodzaj gry. Holoubek był może najbardziej ludzką twarzą tego sytemu. Co zresztą nie uchroniło go przed wyrzuceniem z Dramatycznego w 1982. A został wylany za sprzyjanie Solidarności. Na spektaklu „Pieszo” Mrożka pojawił się na widowni Lech Wałęsa. To był pretekst, by rozwalić wybitny zespół Dramatycznego. Za Holoubkiem odeszło 20 aktorów. Był stan wojenny, bojkot telewizji publicznej. Gustaw i Magda zostali bez pracy. A ich synek Jaś miał dopiero trzy latka.
Holoubek w wieku 55 lat po raz trzeci zostaje ojcem. Z poprzednich związków ma dwie córki, Ewę i Magdalenę. Jak pisze pani w książce, to nie był ojciec, który uczył syna jazdy na rowerze czy gry w piłkę, ale ojciec, który przekazuje synowi chyba najcenniejszy dar – swojego przykładu. Syn Jan wspominał w wielu wywiadach, że ojciec nie robił mu wykładów, jak trzeba żyć. Wystarczyło, że obserwował rodziców i wyciągał wnioski.
Myślę, że narodziny Janka podwoiły jego szczęście w związku z Magdą. W mieszkaniu na Narbutta otoczeni są życzliwością mokotowskiej paczki. W pobliżu mieszkają Adrianna Godlewska, Karolina i Chris Niedenthalowie, Joanna i Janusz Kindlerowie. Pod koniec czerwca rokrocznie przyjeżdżają z Norwegii państwo Hellichowie. Magda i Gustaw to jest małżeństwo, które się kocha i wspiera nieustannie.
Ostatnie cztery lata życia Gustawa Holoubka to trudna walka. Musi być dializowany. Wianuszek przyjaciół dba, by podczas pobytów w Bryzie wozić go na dializy do Wejherowa. Kiedy jest w Bukowinie, Zosia Budzyńska załatwia transport do stacji dializ w Zakopanem.
Do ostatnich chwil otoczony był wielką miłością najbliższych. Zosia Budzyńska załatwiała pozwolenie na wjazd samochodu do Morskiego Oka, by w ostatnich latach Gustaw mógł się jeszcze nacieszyć widokiem jeziora i gór. Nie mógł jechać bryczką, bo miał silną alergię na sierść konia. Kiedy mieszkał na Narbutta i był już przykuty do fotela, odwiedzającego go Janusza Hellicha wysyłał na spektakle do Ateneum. Kiedy tylko słyszał chrzęst przekręcanego klucza w zamku, wołał: „Chodź, opowiadaj. Jak im poszło, co się tam działo”. Odchodzenie pana Gustawa było zgodne z zasadą „dajesz miłość, dostajesz miłość”.
Pisze pani, że on nawet na OIOM-ie palił i symulował, że jest zdrowy. Zaprzeczał chorobie, że jest tak źle, nie chciał nikogo martwić, zawracać sobą głowy.
Tak, w szpitalu w kieszonce szlafroka miał zawsze swoje cienkie vogue'i. Wypalał je potajemnie, z tą swoją niezwykłą kulturą i dyskrecją. Zosi i Jaśkowi Budzyńskim nigdy nie powiedział, jak bardzo jest chory. Zamiast mówić, że pewnie się już nie zobaczą, wolał powiedzieć: „Naszykuj mi ten pokoik, Zosiu, ale raczej na dole”.
Gdy Gustaw Holoubek odszedł, jego syn Jan powiedział: „Kiedy ojciec zmarł, poczułem się spokojny, bo zrozumiałem, że ojciec tak naprawdę nie umarł i nigdy nie umrze”.
Tak, Gustaw Holoubek żyje w pamięci mnóstwa ludzi. Wzbudza wciąż żywe wspomnienia. Zachwyca poczuciem humoru, dystansem do życia. Ale także tym, że wszystko traktował z dowcipem i przymrużeniem oka.
Gustaw Holoubek - (1923–2008) Wybitny aktor filmowy i teatralny. Dyrektor teatrów Dramatycznego i Ateneum w Warszawie. Poseł na Sejm w latach 1976–82, senator I kadencji 1989–1991. Prezes Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu. Był jedynym dzieckiem Czecha Gustawa Holoubka, który osiedlił się w Polsce po I wojnie światowej, żeniąc się z owdowiałą Eugenią Estreicher z Krakowa. Miał pięcioro przyrodniego rodzeństwa. W 1947 roku ukończył Państwową Szkołę Dramatyczną w Krakowie. Zagrał ponad 50 ról filmowych m.in. u Wojciecha Jerzego Hasa, Tadeusza Konwickiego czy Jerzego Hoffmana. Wystąpił w ponad 100 przedstawieniach Teatru Telewizji. Współpracował m.in z Adamem Hanuszkiewiczem, Andrzejem Łapickim, Olgą Lipińską, Jerzym Gruzą czy Andrzejem Wajdą. Trzykrotnie żonaty. Z ostatnią żoną Magdaleną Zawadzką spędził ponad 35 lat życia. Tata trojga dzieci: córek Ewy i Magdaleny oraz syna Jana Holoubka.