Wywiad

Michał Koterski przyznaje, że najważniejsze osoby w jego życiu nie czytały jego książki!

Michał Koterski przyznaje, że najważniejsze osoby w jego życiu nie czytały jego książki!
Michał Koterski był uzależniony od narkotyków i alkoholu. Osiem lat temu udało mu się wyjść z nałogu. Napisał o tym książkę.
Fot. AKPA

Jego książka "Michał Koterski. To jest moje ostatnie życie" właśnie ma trzeci dodruk. Bo historia walki z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu to wstrząsający obraz człowieka, który wydostał się z piekła. "Jestem naprawdę w tym niewielkim procencie ludzi, którzy dzisiaj mogą z Tobą rozmawiać. A wielu moich przyjaciół już nie ma. I to nie żuli tylko pięknych wspaniałych ludzi, którzy mogli odnosić sukcesy. Bo to nie jest choroba biedaków czy ludzi zdegenerowanych" - mówi nam. I opowiada o tym, jak udało mu się ułożyć życie po wyjściu z nałogu. 

O czym opowiada książka Michała Koterskiego ?

CRCR: Dlaczego napisałeś tę książkę?

Michał Koterski: Tak naprawdę nie chciałem jej napisać. To jest dla mnie trudna sprawa i powrót do przeszłości budzi demony. Dziś żyję bardzo dobrze. Jestem osiem lat trzeźwy, mam wspaniałą partnerkę, super syna, sukcesy zawodowe. Pomyślałem sobie: "Po co mi taki ciężar, jest niepotrzebny".

Co się więc wydarzyło, że ją napisałeś?

Cztery lata temu zadzwonił do mnie Krzysztof Skórzyński i zapytał czy nie udzieliłbym wywiadu do jego książki pt. "Świat na głowie". Miała to być rozmowa o tacierzyństwie. Akurat urodził mi się syn, więc się zgodziłem. Krzysiek przelał na papier tę moją opowieść dosłownie, tak jak mu to opowiedziałem. Książkę wydawał Znak. I wtedy po raz pierwszy zadzwoniła do mnie pani z wydawnictwa, z propozycją, czy nie chciałbym wydać swojej biograficznej książki o walce z uzależnieniem. Powiedziałem: "tak, nie chciałbym". Wtedy nie czułem się gotowy. Byłem na początku mojej drogi do trzeźwienia. Mój terapeuta od razu mi powiedział, że to nie jest czas, bo jestem zbyt świeży i kruchy na tej drodze i może to zachwiać moja trzeźwością.

 

Co było potem?

Dwa lata później Jakub Żulczyk z Juliuszem Strachotą robili taki podcast pt. "Co ćpać po odwyku". Zaprosili mnie do rozmowy, która odbiła się szerokim echem. I znów przypomniała się pani ze Znaku, że trzeba napisać książkę, że to ważne dla tych, co się zmagają z uzależnieniem. Też odmówiłem.

Ale jednak zmieniłeś zdanie.

Nagle zaczęły przychodzić do mnie maile z prośbą o pomoc. Pisała matka, że syn ćpa i nie wie co robić, pisała żona, że mąż pije, pisał policjant, że jest trzeźwy od kilku miesięcy, bo gdzieś wysłuchał mojego świadectwa. Do dziś takich maili dostaję po kilka dziennie. Ludzie chcą abym osobiście przyjechał i porozmawiał. Nie jestem gotów poświęcić swojego życia na taką działalność non stop, a poza tym nie jestem terapeutą. Straciłem 23 lata przez chorobę uzależnienia. Ale osiem lat temu, kiedy byłem na samym dnie to uklęknąłem i poprosiłem: "Boże odbierz mi tę obsesję picia i brania, a zawsze jak mnie wezwiesz, to odpowiem na to wezwanie". I do dziś mam taką umowę z Bogiem. Wierzę w znaki. A to były dla mnie znaki. I tak zaczęliśmy pracować nad książką z Beatą Nowicką.

Wróciły demony z przeszłości?

Po pół roku rzuciłem to w cholerę. Zadzwoniłem do wydawnictwa i oznajmiłem, że nie piszę dalej. Już wcześniej ustaliłem warunki, że nie godzę się na żadne terminy i w każdej chwili mogę się wycofać. Zbyt dużo kosztowało mnie to psychicznie. I znów zaczęły "hurtowo" przychodzić do mnie maile, z prośbą o pomoc. Pomyślałem: "No nic, widocznie mam skończyć tę książkę".

Michał Koterski z narzeczoną Marcelą Leszczak.
Michał Koterski z partnerką.
Akpa

Kto pierwszy ją przeczytał: mama, tata, twoja narzeczona Marcela?

Nikt z wymienionych i myślę, że czytać nie będą. Marcela zna tę historię ode mnie. Ma takie podejście, że nie wraca do tego, co działo się ze mną wcześniej. To ja mówię: "Jezu, kiedyś to było". A ona jest zdania, że poznała mnie jak byłem trzeźwy i to się liczy. Słyszę od niej często: "Nie chcę znać tamtego. To jest przeszłość". I ma rację. Przeszłość i przyszłość są dla każdego z nas szkodliwa. Bo przeszłość i życie w poczuciu winy odbiera nam szansę na rozwój. A przyszłość generuje lęki. Istnieje tylko dzisiaj tu i teraz.

Twoi rodzice też nie czytali?

Szczerze? Ja bym im nie polecał, z jednego względu. Po co mają przeżywać jeszcze raz ten koszmar, kiedy dziś są szczęśliwymi rodzicami swojego dziecka. Tam nie ma nic, czego nie znają i o czym nie wiedzą. Oni to piekło przeżyli w realu. Jak ja sobie wyobrażam, że miałbym coś takiego przeżyć z moim synem, to mnie to przeraża. Nie wiem jak bym się zachował i co bym zrobił.

Choroba Michała Koterskiego - jak bliscy reagowali na jego uzależnienie? 

Terapeuci radzą: "wyrzucić z domu na ulicę".

Mówią tak i mojej mamie też to powiedzieli. A ona na to: "ja mojego Misia?". Żadna matka tego nie zrobi.

Też nie wyrzuciłabym własnego dziecka na ulicę.

Ludzie, którzy nie są uzależnieni lub w tym nie siedzą, nie rozumieją. Chodzi o to, by się odciąć. Jeśli pomagasz osobie uzależnionej, to stwarzasz mu komfort do picia i ćpania. Tak działa ta choroba - żeruje na dobroci. Boi się tylko skrajnych posunięć. Kiedyś Kotański mówił "narkomana trzeba złamać i ułożyć na nowo". I coś w tym jest. Narkoman ma o sobie takie przekonanie, że jest Bogiem, gdy tymczasem przemierza ulicę śmierdzący, w podartych butach. Ale jemu wydaje się, że jest królem. Takie poczucie dają narkotyki. Ktoś, kto nie był uzależniony, nie zrozumie tego i trudno od niego wymagać zrozumienia. Od tego są specjaliści.

Michał Koterski z ojcem Markiem Koterskim.
Michał Koterski z ojcem. 
Akpa

Ale zasada jest nieżyciowa.

Chcę powiedzieć, że każdy przypadek jest inny. Piszą do mnie matki: "Jak ja mogę mu pomóc. Może pan się z nim spotka, porozmawia". Odpisuję, że nie praktykuję tego. Zaraz też piszę, że to nie jest tak, że narkoman czy alkoholik wyleczy się dzięki ośrodkowi, czy że Bóg go uzdrowi. Nie, bo Bóg dał człowiekowi wolną wolę. To człowiek uzależniony sam musi podjąć decyzję. Gdybym sam nie poprosił o to Boga, to on by mi nie pomógł. Jeśli ktoś idzie do ośrodka i nie chce się leczyć, to się nie wyleczy. I to właśnie pokazuje ta książka. Cała rodzina może chcieć, mogą się wszyscy modlić, stać nad nim terapeuci…to nic nie da, jeśli sam nie podejmiesz decyzji. Tymczasem często rodzice, gdy się zorientują, że jest problem, posyłają dziecko do ośrodka. Na siłę go tam ciągną, a on nie wie co się dzieje.

To jak ratowali cię bliscy?

Moja mama nigdy nie piła alkoholu. I kiedy mój terapeuta powiedział jej, że palę marihuanę, to ona nie wiedziała, co to znaczy "palić". Przez lata nie używałem alkoholu, bo miałem awersję. A narkotyki wydawały mi się odpowiedzią na wszystkie moje lęki. Nie wiedziałem tylko, jaki rachunek mi wystawią. Rodzice nie prawili mi kazań, bo wiedzieli, że szybko bym się od nich oddalił. Po prostu to puścili. Bo to tak jak powiedział mój terapeuta: wierzę Tobie, ale nie wierzę Twojej chorobie. 

W pierwszym ośrodku dla uzależnionych, do którego trafiłeś, poczułeś się dobrze. Przeszedłeś wszystkie etapy wychodzenia z nałogu. Ale wróciłeś do ćpania. A potem znalazłeś się w show-biznesie. Pozostały Ci jakieś przyjaźnie z tamtego okresu?

Kiedy spadłem na samo dno, moje wszystkie kontakty z ludźmi z show-biznesu się rozeszły. Wszyscy nagle wyłączyli telefony. Miałem wtedy poczucie żalu, bo dotarła do mnie rzeczywistość. Dziś mam dwóch przyjaciół, nie mówię tu o moim ojcu, mamie i Marceli, bo ich też uważam za przyjaciół. Nikt o mnie nie wie tyle, co oni. Mogę też wymienić Tomasza Iwana i Adama mojego przyjaciela, który był ze mną na dobre i na złe, a dzisiaj jest chrzestnym mojego Syna. One przetrwały próbę czasu, reszta nie. I nie mówię tego z wyrzutem. Może po prostu wydawało mi się, że to są przyjaźnie, a to były zwykłe znajomości.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Michał Koterski (@misiekkoterski)

 

Ojciec Michała Koterskiego - Marek Koterski też miał problem z alkoholem 

Jak udało Ci się zaprzyjaźnić z ojcem, do którego mógłbyś mieć żal do końca życia. W dzieciństwie zgotował ci piekło, bo sam był alkoholikiem. Ratowałeś, gdy był w tzw. ciągu alkoholowym. Był też czas, kiedy w ogóle ze sobą nie rozmawialiście.

Podczas Wielkanocy złożyliśmy sobie życzenia "żeby ta chwila trwała, żeby nie zepsuć tego, co jest. Bo teraz jest w naszym życiu dobrze". Ojciec powtórzył mi też coś, czego kiedyś nie rozumiałem, a dopiero to tego dojrzałem. Otóż, że ten alkoholizm to była łaska. Bo gdybyśmy nie przeszli przez tę trudną drogę: jego alkoholizm, moje uzależnienie, drogę do trzeźwości, to nigdy nie bylibyśmy tak blisko i nie rozmawiali ze sobą tak szczerze. Przeszliśmy terapię, umiemy sobie powiedzieć o trudnych sprawach, mimo dużych emocji. Jeśli jest jakiś problem, nie zamykamy się w sobie, nie uciekamy od siebie. Powiedzieliśmy sobie najtrudniejsze rzeczy. Taka szczerość między dzieckiem a rodzicem to rzadkość. I to nie jest zarzut, po prostu często nie mamy takich umiejętności.

Michał Koterski ma bliskie relacje z ojcem Markiem Koterskim.
Michał Koterski z ojcem. 
akpa

Szczególnie pokolenie powojenne, których ojcowie milczeli, straumatyzowani wojennymi doświadczeniami.

W domu mojego ojca nigdy nie rozmawiało się uczuciach. Jego ojciec też był alkoholikiem. Pamiętam dokładnie moment, kiedy robiliśmy z ojcem film "7 uczuć". Zawsze marzyłem, żeby zagrać Miauczyńskiego i w końcu to się zadziało, spełniło się moje marzenie. I wtedy dowiedziałem się, że Marcela jest w ciąży. A trwały dopiero próby przed wejściem na plan filmu. Od razu powiedziałem o tym ojcu: "będziesz dziadkiem".

 

Jak zareagował?

No więc mój ojciec zrobił taką minę, która mówiła o pewnej niezgodzie na to. No bo przecież on kręci najważniejszy film w jego życiu, ja w roli głównej. Od razu odczytałem z jego oczu to, co chciał do mnie powiedzieć. A chciał powiedzieć dokładnie tak: "czy to nie może poczekać!". Ale kiedy uświadomiłem mu, że będzie to pierwszy Koterski, który urodzi się w trzeźwej rodzinie, to wtedy coś w nim pękło i łzy poleciały mu po policzkach. Dziś moim największym sukcesem jest to, że mam kontakt z ojcem i że mój syn urodził się w trzeźwej rodzinie.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Michał Koterski (@misiekkoterski)

 

Dziecko Michała Koterskiego - czy Fryderyk jest podobny do ojca?

Fryderyk jest do Ciebie podobny?

Mój syn jest kontaktowy, a ja w jego wieku byłem wycofany, zamknięty w sobie. Dopiero po terapii, kiedy spotkałem się sam ze sobą, ze swoimi emocjami, kiedy zobaczyłem rany, pogodziłem się z tym, wybaczyłem bliskim, to stałem się otwarty do ludzi. Bo zacząłem im ufać. Jak pielęgnujesz w sobie żale, to nikomu nie ufasz. Fryderyk to wulkan energii, ciekawy świata i tego co wokół się dzieje. Kiedy przychodzę do niego do przedszkola, to mówię mu często na ucho: "Kocham Cię". I on też mi to mówi. Ja tak nie potrafiłem w dzieciństwie, mimo że mój ojciec często mi mówił, że mnie kocha.

Poświęcasz synowi dużo czasu?

Frysio ma już pięć lat i widać, że bardzo potrzebuje i mamy, i taty na co dzień. Gdy wychodzę rano do przedszkola to mój syn mówi: "tata, tylko mi nie mów, że dziś znów idziesz do pracy. Bo chciałem z tobą porozmawiać, myślałem, że się pobawimy". A kiedy ostatnio wracaliśmy wszyscy, to od razu zapytał: "Ale idziemy razem do domu". Mamy teraz z Marcelą naprawdę dobry czas. Boję się o tym mówić, bo nie chcę zapeszać, ale marzy nam się i drugie dziecko, i wspólne życie.

Michał Koterski i Marcelina Leszczak dali sobie drugą szansę 

Dwa razy się rozstawaliście, teraz daliście sobie trzecią szansę.

Moim największym marzeniem zawsze było stworzenie pełnej rodziny. Dlatego postanowiliśmy z Marcelą spróbować jeszcze raz. Nasza historia tak się ułożyła, że pierwsza szansa na stworzenie trwałego związku była z góry skazana na porażkę.

Dlaczego?

To był bardzo burzliwy okres. Bo zaledwie po roku znajomości urodził się Fryderyk. I zanim się dobrze poznaliśmy, pędziliśmy już do szkoły rodzenia. Nie zdążyliśmy pochodzić na randki, zaprzyjaźnić się, zaakceptować naszych wad. Skoczyliśmy na głęboką wodę, a słabo pływaliśmy. A potem trudno było to wszystko nadrobić, bo czas intensywnie wypełniał nasz syn.

Mówi się, że dwa plus jeden równa się rozwód

Szkoda, że nikt w szkole rodzenia nie mówi o tym, jak trudno jest wtedy w związku. Podaje się techniczne szczegóły, a należy przygotować mężczyznę na to, że na rok zostanie odsunięty. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że tak będzie, że dziecko będzie w stu procentach potrzebować matki, reagowałbym inaczej. A wtedy czułem się im do niczego niepotrzebny. Bo oni świetnie sobie radzili. Ale też dla Marceli wraz z pojawieniem się dziecka, skończyło się marzenie o karierze modelki. Miała o to przez dłuższy czas żal.

Wciąż z Marcelą mieszkacie oddzielnie.

Kiedy się rozstaliśmy, naturalne było, że nie będziemy dzielić wspólnego lokum. Ale powoli układamy wszystko na nowo. Co oczywiście nie jest takie proste, bo przyzwyczailiśmy się już do pewnych nawyków, które nas denerwują, kiedy mieszkamy razem. Ktoś bardziej bałagani, a ktoś inaczej ustawia kubek. To są takie drobnostki, które jednak budzą złość, a ta potrafi niszczyć relację. Uczymy się powoli zmieniać siebie, dlatego pomieszkujemy razem, z myślą o wspólnym zamieszkaniu.

Jaki dom chcielibyście stworzyć?

Moim wzorem byli moi dziadkowie. U nich w przedpokoju wisiał oprawiony list w podziękowaniu za 50 lat pielęgnowania rodziny. Dopóki żyli, spajali rodzinę: organizowali święta, uroczystości. I ja też staram się to dzieło dziadków kontynuować. Na święta zapraszam moich rodziców, rodziców Marceli, naszych przyjaciół. Czuję się super, jak wszyscy jesteśmy razem. Bardzo się cieszę, że nasz dom stał się właśnie domem rodzinnym. I taki chciałbym prowadzić dom.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Michał Koterski (@misiekkoterski)

 

Gratuluję książki, bo jest bardzo szczera, wstrząsająca, ale też pełna nadziei.

Ta książka to jest taki ukłon do ludzi, którzy nie mogą żyć tak, jak ja. I nie ukrywam, że nie raz zadaje sobie pytanie, dlaczego akurat mnie wybrał Pan Bóg, a innym się nie udało. Ale jeśli już mnie wybrał, to czuję w obowiązku, by to oddać. I na koniec powiem, że udzielam tego wywiadu, bo ja jestem naprawdę w tym niewielkim procencie ludzi, którzy dzisiaj mogą z Tobą rozmawiać. A wielu moich przyjaciół już nie ma. I to nie żuli tylko pięknych wspaniałych ludzi, którzy mogli odnosić sukcesy. Bo to nie jest choroba biedaków czy ludzi zdegenerowanych. Jak Marek Kondrat przyjechał do mojego ośrodka to był w szoku, jak zobaczył tych wspaniałych pięknych młodych ludzi. I oni często mówili, że mieli super relacje z rodzicami, była miłość i nie wiadomo jak to się stało. Nigdy nie wiesz czy to nie przytrafi się twojemu dziecku. Ja dziś żyję.

Nowicka_Michal-Koterski_1000pcx
Książka Michała Koterskiego 
materiały prasowe

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również