Utalentowani i intrygujący: Marcin i Jędrzej Hycnarowie. Marcin dostał chyba wszystkie nagrody teatralne. Teraz gra prezydenta w serialu "Sługa narodu" – w oryginalnej wersji była to rola Wołodymyra Zełenskiego. Jędrzeja po serialu "Dziewczyna i kosmonauta" okrzyknięto polskim Jamesem Deanem. Choć dzieli ich 14 lat, przyjaźnią się, wspierają i rozumieją, choć... różnią się bardzo. Z czego wyrosła więź braci Hycnarów? I co dziś dla nich znaczy
TS: Na co dzień jesteście ze sobą blisko?
MH: Wiemy, co się u nas dzieje, kto o jaką rolę walczy…
JH: Kto z kim pracuje…
MH: I kogo unikać. Brzmi zabawnie, ale mówimy sobie, że z tym warto, a od tamtego, choćby ci zapłacili trzy razy tyle, uciekaj. Nie wszystkie rodzeństwa są tak blisko. Mamy relację braterską, która oparta jest na przyjaźni.
Powiedziałeś, Marcin, że jesteś „szczególarzem”, a Jędrzej – niekoniecznie. Czym jeszcze się różnicie?
MH: Poza tym, że Jędrek jest dużo młodszym, niebieskookim i dosyć wysokim – przynajmniej z mojej perspektywy – blondynem? Na pewno jestem bardziej introwertyczny, choć... czy ty, Jędrek, jesteś ekstrawertykiem? Też nie jesteś przesadnie ekshibicjonistyczny.
JH: Mamy inne temperamenty. Mój jest chyba żywszy.
MH: To kwestia wieku… Ja jestem już po czterdziestce, dzieciaku!
JH: Ale nawet na studiach byłeś bardziej stonowany.
MH: Ja?! No coś ty! Byłem jak „żywe srebro”. Jan Englert mówił, żebym nie robił tylu kroków, jak chodzę, bo „za szybko zapierniczam”!
JH: Mnie też ciągle mówią, że wszystko robię za szybko.
MH: Różnimy się też ogólnożyciowym „ogarnianiem”. Ja muszę mieć kalendarz, plan, ustalone godziny na wszystko, żeby się nigdzie nie spóźnić. Dzienny grafik rozpisuję co do minuty, z wyprzedzeniem kupuję bilety, gdy mam gdzieś jechać. Brat ma bardziej swobodne podejście do czasu, eufemistycznie mówiąc.
JH: Częściej się spóźniam, sporo improwizuję w kwestiach organizacyjnych, co ma swoje wady i zalety. Ale wiesz co, Marcin? Ja też wiele razy słyszałem, że mam starą duszę, choć może... nieco młodszą niż ty, bracie.
A jak wasza odporność na uderzenia wody sodowej?
JH: Kiedy grałem w dwóch serialach dla Netflixa ("Brokat" oraz "Dziewczyna i kosmonauta"), a byłem tuż po "Recepturze", czyli miałem ciąg trzech dużych projektów i w planach były już dwa spektakle, poczułem się jak mistrz świata. Trudno mi było znaleźć dzień bez pracy. Za to przez ostatni rok nie byłem na planie zdjęciowym ani razu. Udało mi się zrobić dwie premiery w teatrze, więc nie narzekam, ale rok 2022 był trudny. Wydawało mi się, że propozycje będą przychodzić do mnie same, a zetknąłem się z trudną rzeczywistością. Dzisiaj wiem, że ten „pełny” rok mnie rozleniwił. A w zawodzie aktorskim cały czas trzeba być aktywnym, gotowym na nowe. Szczególnie kiedy nie ma się etatu. Ta obserwacja uodparnia na wodę sodową. W końcu się ogarnąłem. To była ważna lekcja i dobrze, że się zdarzyła.
"Dziewczyna i kosmonauta" oraz 20 innych polskich seriali na Netflix. Co obejrzeć?
A u ciebie jak było, Marcin?
MH: Był moment, gdy czułem się w Teatrze Narodowym tak pewnie, że paru reżyserom, koleżankom czy kolegom aktorom powiedziałem mało przyjemnie rzeczy lub zachowałem się bezwzględnie. Dziś mam świadomość, że to było niegrzeczne i można było przestać mnie lubić. Ale to minęło. Reżyseria i dyrektorowanie nauczyły mnie pokory. Dzisiaj już wiem, jak trudno dojść do pewnych efektów. Robienie z ludźmi sztuki to trudna sprawa. Jeśli ktoś się stara, to już jest dobrze, i trzeba szanować każdego, komu zależy. Nawet jeśli mu nie wychodzi. Zmiana perspektywy dużo mnie nauczyła.
Jak dzisiaj siebie widzicie? Co w sobie podziwiacie? I czego sobie zazdrościcie?
MH: Jędrek ma ogromną łatwość bycia przed kamerą. Ona lubi go bardziej niż mnie. I po wiem szczerze: też bym tak chciał! Prywatnie również czegoś tam mu zazdroszczę, ale zachowam to dla siebie. Poza tym Jędrek ma coś takiego, że jeżeli na horyzoncie pojawia się sprawa, na której mu naprawdę zależy, poruszy niebo i ziemię, żeby dotrzeć do celu. Dla mnie to imponujące. Wiele razy sądziłem, że z jego charakterem czegoś nie uda mu się ukończyć, dopiąć, a jednak ma w sobie zaskakującą determinację i dociera do mety. Tylko musi mu zależeć.
JH: Czasem żałuję, że nie zaczynałem w tych czasach teatralnych, co on, z tymi reżyserami. Chodzi mi o rodzaj pracy, atmosferę, wspólnotowość zespołu. Imponuje mi podejście Marcina do tworzenia roli. Ma łatwość w kreowaniu postaci na scenie. U Marcina zamiana pomysłu, idei w realny środek aktorski odbywa się tak szybko, że ja pewnie potrzebowałbym zrobić to z siedem razy, by osiągnąć podobny efekt. A on robi to „na pstryk”. Szkielet postaci potrafi zarysować na pierwszej próbie! Mnie zajmuje to dużo więcej czasu. Ale... fajnie mieć brata, o którym można powiedzieć takie rzeczy. Z którym dzieli się wspólną pasję. I któremu można czegoś pozazdrościć.
MH: I z tym się w pełni mogę zgodzić.
Cały wywiad można przeczytać w czerwcowym wydaniu Twojego STYLu.