Wywiad

Michał Czernecki: " Dla najbliższych jestem gotów naprawdę na wiele, ale to wąskie grono"

Michał Czernecki: " Dla najbliższych jestem gotów naprawdę na wiele, ale to wąskie grono"
Fot. AKPA

Bez zaufania nie przetrwamy ani jako gatunek, ani jako jednostki, mówi Michał Czernecki, który ufa w ciemno księgowym i ekipom remontowym, różnie na tym wychodząc. Tylko sam do siebie podchodzi czasem… z pewną nieufnością.

A co aktor musi zrobić, by mu zaufano? Żeby grana postać nie była papierowa?

Oscara za rolę odbiera aktor, ale postać nigdy nie jest dziełem jednej osoby. Na wiarygodność „mojego” Józefa Piłsudskiego w "Niebezpiecznych dżentelmenach" pracuje scenariusz, charakteryzacja, kostium, wizja reżysera… To, co zaczyna się po słowach „Kamera! Akcja!”, należy do aktora. Postaci to literki na białych kartkach, ożywiamy je wyobraźnią. Dajemy im nasze ciało, temperament, głos, mimikę. Jest jeszcze jeden niezbędny element: właśnie zaufanie widza, chęć zagrania z nami w tę grę w seansie iluzji. Ludzie chcą dać się oszukać i porwać wymyślonej przecież opowieści, dają więc nam, aktorom, kredyt zaufania. W tym między innymi tkwi sekret tego zawodu.

Pan często ufa na kredyt?

Tak, bo na tym według mnie polega sztuka dobrego życia. Bywa, że moje zaufanie okazuje się na wyrost. Kiedyś, jeszcze w Krakowie, powierzyłem sprawy finansowe mojej świeżo powstałej firmy pewnemu księgowemu. Zaufałem mu. Po kilku miesiącach okazało się, że z nieznanych mi do dziś powodów nie zrobił w mojej sprawie nic lub prawie nic. Mogłem mieć poważne kłopoty z urzędem skarbowym. Tylko dzięki uprzejmości i dobrej woli jednego z krakowskich urzędników udało się sytuację rozwikłać. Dlaczego mi pomógł? Bo uwierzył, że nie zamierzałem niczego ukryć, nikogo oszukać ani okraść. Że sam padłem ofiarą czyjegoś zaniedbania lub oszustwa. Świat nie rozleciał się jeszcze w drzazgi właśnie dlatego, że wciąż ufamy jedni drugim. I choć to przykre, a czasem bolesne doświadczenie, gdy ktoś zawiedzie, chcę ufać dalej. Od dwóch miesięcy na przykład zawodzą mnie ko[1]lejni „fachowcy”, którym próbuję zlecić wykonanie tego czy owego. Ale w końcu zawsze trafiam na takich, którym zaufać mogę w stu procentach. Nie jest więc tak źle.

W bliskich relacjach też daje pan drugą szansę?

Sam tyle tych drugich szans dostałem, że nie mógłbym postępować inaczej. Dla najbliższych jestem gotów naprawdę na wiele, ale to wąskie grono. Dla dalszych znajomych nie jestem już tak wyrozumiały. Jestem człowiekiem dość kruchym i ekstremalnie wrażliwym, więc wiele kosztują mnie sytuacje, w których ktoś moje zaufanie wykorzystał czy zawiódł. Tu z drugą szansą bywa różnie. Z tą wodą z pani pytania to dobra metafora. Bo zaufanie może przeciec stopniowo przez palce lub rozlać się w jednej chwili. Odbudowuje się za to powolutku, kropla po kropli. Wymaga to czasu, cierpliwości i pokory.

Cały wywiad dostępny w majowym wydaniu Twojego STYLu.

TS05

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również