Wywiad

Agata Buzek o pracy: "Muszę umieć obsługiwać emocje, żeby się nie rozsypać"

Agata Buzek o pracy: "Muszę umieć obsługiwać emocje, żeby się nie rozsypać"
Film z Agatą Buzek: aktorka wspomina rolę, która kosztowała ją najwięcej emocji i z której trudno było po zakończeniu zdjęć wyjść
Fot. Eastnews

Jako dziecko była tak wrażliwa, że rodzice musieli zmieniać dla niej zakończenia bajek. A potem Agata Buzek wybrała sobie zawód, który zmusza ją do nieustannej pracy nad trudnymi emocjami. Jak sobie z tym radzi? Czy nadal ma w sobie tak silną niezgodę na zło? Który film z Agatą Buzek jest tym dla niej najtrudniejszym?

Agata Buzek role dobiera bardzo ostrożnie. Unika kina komercyjnego, woli wypowiedzi kinowych autorów, które pozwalają jej zmienić wizerunek, pokazać się z nieoczywistej strony. Taka jest Jo, nauczycielka, która mówi „dość!” konwenansom i oczekiwaniom społecznym („Moje wspaniałe życie” Łukasza Grzegorzka), czy też pani B. – kobieta, która w niedalekiej przyszłości doświadcza ekstremalnej formy patriarchatu (bohaterka wyreżyserowanej przez Annę Kazejak noweli „Znikanie pani B.” w antologii Netfliksa „Erotica 2022”).

Teraz Agatę Buzek możemy oglądać w „Iluzji”, debiucie reżyserskim Marty Minorowicz. Jej bohaterka, Hanna, próbuje na własną rękę odnaleźć zaginioną córkę – na przekór detektywom i partnerowi pogodzonemu z tym, że już nie zobaczy swojego dziecka. Aktorka gra tu na tak skrajnych emocjach, że widz ma wrażenie, jakby oglądał dokument, a nie fabułę. W rozmowie z nami Agata Buzek zdradza, jaką cenę płaci się za podobne wykreowanie postaci.

PANI: Jak to jest wcielać się w matkę, której córka znika?

AGATA BUZEK: To trudne zadanie, ale na szczęście nie byłam pozostawiona z nim sama. Marta Minorowicz, reżyserka filmu, identyfikuje się z tym, co robi. Ma w sobie pewien niepokój, który idzie w parze z czujnością i byciem bardzo uważną. Nakręciła wiele filmów dokumentalnych i stąd może wynikać jej specyficzne podejście do bohatera. Dla Marty dzieło to nie tylko fikcyjna opowieść, ale też zbiór jej doświadczeń, a w tym przypadku także spotkań z osobami, które utraciły rodzinę.

 

Pani również się z nimi spotykała?

Ostatecznie ani ja, ani Marcin Czarnik, który wciela się w Piotra, mojego ekranowego męża, nie odbyliśmy takiego spotkania. Poczuliśmy, że w ramach przygotowania do roli to byłoby nadużycie. Oczekiwalibyśmy od tych ludzi zwierzenia się z sytuacji, których każdy z nas wolałby sobie nawet nie wyobrażać. Na dodatek byłyby to spotkania w ramach pracy nad filmem, który wzbudza nie tylko wspomnienia, ale też pewne nadzieje. Tak naprawdę nie mielibyśmy do zaoferowania nic w zamian, z wyjątkiem tego, że przez chwilę uważnie ich wysłuchamy, co jednak ma być przydatne nam, nie im. Dlatego cieszę się, że tego nie zrobiliśmy. Konsekwencje byłyby dla nas trudne.

 

Na czym w takim razie bazowaliście?

Spotkaliśmy się z psycholog, która pracuje z ludźmi po takich doświadczeniach. Pomaga im przetrwać. Mogliśmy zadać jej wiele pytań i dowiedzieć się tego, co dla nas ważne, chociażby pod kątem emocjonalnym czy faktograficznym. I - na szczęście - nie zostaliśmy potem sami. Marta i operator Paweł Chorzępa dźwigali ciężar razem z nami. Wiedzieli, co i jak chcą nakręcić, panowali nie tylko nad kwestiami estetyki, ale też wspólnie ze mną przeżywali niewyobrażalnie trudne doświadczenia bohaterki.

 

Jak się panuje nad tak silnymi emocjami? Trzeba w nich być przez cały czas czy też gdy gaśnie kamera, trzeba je z siebie natychmiast zrzucić?

Granie połączone z opowiadaniem dowcipów w przerwach zdjęciowych zapewne zostałoby uznane za bardzo profesjonalne, ale moim zdaniem tak się po prostu nie da. Wówczas faktycznie widać, że coś zagraliśmy, że nie spróbowaliśmy nawet przepuścić przez siebie emocji postaci. W czasie zdjęć staram się jednak szczególnie mocno dbać o higienę psychiczną. Wieczorami próbuję zająć się innymi rzeczami niż czytanie scenariusza. Kręcąc ,,Iluzję”, spędziliśmy dwa miesiące w Sopocie. Na planie była ze mną moja sunia Helena, a po dniu zdjęciowym wyprowadzałam ją na spacer nad morzem. Potem włączałam telewizję i oglądałam najgłupszy, a jednocześnie najbardziej wciągający z dostępnych seriali, np. „CSI: Kryminalne zagadki Miami”. Ważna była dla mnie wartka akcja, dzięki której mój mózg mógł się zresetować. Jeśli w trakcie zawodowych wyjazdów zdarza mi się wolny dzień, jadę na zakupy do miasta, szukam czegoś kolorowego. Biorę też ze sobą kolorowanki. Czytanie, czyli skupianie się na innej historii, byłoby dla mnie w takim momencie trudne. Ale na tyle, na ile mogę, staram się oderwać i zadbać o siebie. Najtrudniejszy jest czas po zakończeniu zdjęć, kiedy wciąż jeszcze jest się z emocjami i opowieścią. Wtedy potrzebuję chwili na dojście do siebie, nawet jeśli to nieprofesjonalne.

Cały wywiad przeczytacie w najnowszym numerze magazynu PANI 

PANI 10

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również