Wywiad

Anna Seniuk: "Życie to sztuka upadania i podnoszenia się"

Anna Seniuk: "Życie to sztuka upadania i podnoszenia się"
Anna Seniuk/BARTEK WIECZOREK/VISUAL CRAFTERS
Fot. Twój STYL

60 lat na scenie, tysiąc przygód i jeden dekalog: szczerość, pogoda ducha i dystans do życia. Może dzięki temu jest dla nas, widzów, źródłem dobrej energii. Anna Seniuk nie boi się przemijania, wita je z humorem, ucząc, że dojrzałość może być nową wolnością. O scenicznej adrenalinie, trikach aktorskiej pamięci i pierwszym tatuażu w wieku 80 lat opowiada tak, jak gra – namiętnie i z pasją.

Anna Seniuk o aktorstwie

60 lat na scenie. To dużo czy mało?

Dla widzów, którzy mnie oglądają, może wydaje się to ogromem czasu – dwa wieki, XX i XXI – jak można tak długo grać? Kiedyś Janek Nowicki powiedział, że to nieprzyzwoite, by w naszym wieku wciąż wychodzić na scenę. Ja się z nim nie zgadzam, bo teatr ratuje mi życie. To dla mnie nie tylko praca, ale też sposób na istnienie.

Jak zmieniało się twoje aktorstwo z upływem lat? Ciało, głos – czy te narzędzia, z których korzystasz, stają się inne, bardziej wymagające, a może dojrzalsze?

Nie mogę udawać, że po 60 latach kariery nadal jestem dziewczyną o niebieskich oczach i świeżym spojrzeniu młodości, jak Irma w Wariatce z Chaillot Giraudoux. Debiutowałam, mając zaledwie 21 lat. Wyglądałam inaczej, myślałam inaczej, inaczej też podchodziłam do zawodu. Jak mawiał Jan Nowicki: młodzi aktorzy, mimo braku osadzonego warsztatu, mają w sobie wręcz bezczelną świeżość. Grają, bo muszą wykrzyczeć swoją młodość, temperament. Wtedy widzowie wybaczają im wszystko: brak techniki, błędy, niedoskonałości. „Młody, ale jak wspaniały, ile w nim pasji” – mówi się. To „ale” ma jednak swój koniec. Gdy aktor osiąga pewien wiek – zwykle koło czterdziestki – oczekuje się od niego warsztatu i dojrzałości. To moment, gdy trzeba spojrzeć w lustro i zaakceptować siebie na nowo – dostrzec zmiany, które zaszły, i wykorzystać je na scenie. Nie da się całe życie grać amantki, bo aktorstwo to coś więcej niż iluzja wieku.

Anna Seniuk o starzeniu się

Nie uważasz, że to niesprawiedliwe, że mężczyźnie siwy włos dodaje uroku, a u kobiety jest… metryką?

Kiedyś Janek powiedział, że kobiety mają zmarszczki, a mężczyźni – szlachetne bruzdy. Ale lubiłam patrzeć na Danutę Szaflarską. Jej pomarszczoną pogodną twarz i siwe włosy. Przecież etat w  teatrze dostała, mając blisko 100 lat. A dożyła 102!

W swoje setne urodziny powiedziała, że najtrudniejsze dla kobiety jest, gdy kończy 30 lat. Bo wtedy wie, że opuszcza ją młodość. A potem to już zabawa – 50, 70… 90. Które urodziny przeżyłaś najmocniej?

W  moim domu tradycją było obchodzenie imienin, a nie urodzin, więc nie przywiązywałam do nich większej wagi. Do 29. roku życia byłam uważana za starą pannę, ale raptem wyszłam za mąż i trzydzieste urodziny minęły w podróży poślubnej. Między trzydziestką a  czterdziestką moje życie wypełniały cudowne wydarzenia – rodziły się dzieci – więc nie miałam czasu przyglądać się sobie. Najbardziej pamiętam 80. urodziny. Otrzymałam wtedy wyjątkowy tort i nadmuchiwane cyfry „8” i „0” od wnuków. Zjechała się rodzina, której dawno nie widziałam, nawet siostra stryjeczna z Włoch i kuzyn, z którym nie miałam kontaktu od lat. Jest taki piękny wiersz Ludmiły Mariańskiej: „Trzeba się z sobą przywitać, trzeba się z sobą pogodzić, twarz woalką czasu przykryta, nie można już jej odmłodzić. Trzeba się z sobą przywitać, trzeba się z sobą pogodzić…”

Czy w twoim życiu były momenty, gdy przemijanie najbardziej cię zaskoczyło? Poranek, kiedyś zobaczyłaś pierwszy siwy włos, albo kiedy wnuczka powiedziała po raz pierwszy do ciebie: babciu, i pomyślałaś sobie: „Oho, przyszła starość”?

„Oho, przyszła starość”? Tak! Dzisiaj. Niedawno miałam operację kolana, potem uraz barku. Właśnie przyjechałam z sanatorium, gdzie usiłowali mnie postawić na nogi. O ile przed sanatorium bolało mnie w kilku miejscach, o tyle po pierwszej rehabilitacji bolało mnie dosłownie wszystko. I dziś zbudziłam się tak obolała, że pomyślałam: „Chyba się starzeję”. Pierwszy raz w życiu poczułam wiek, bo do tej pory jakoś biegałam. Na benefisie Anny Dymnej zrobiłam jeszcze dla niej szpagat! Oczywiście przygotowywałam się kilka tygodni, ale wyszło jak u baletnicy. A tu nagle dopadły mnie wszystkie bóle.

Anna Seniuk o tym, jak warto żyć

A gdybyś miała podać mi taki swój osobisty dekalog dobrego życia, jak by brzmiały kolejne przykazania?

Dekalog? To nie jest łatwe zadanie. Bo jak wybrać to, co najważniejsze? Na pewno znalazłoby się: popełniaj błędy! Bez nich życie byłoby nudne. Błędy to lekcje. Gdybyśmy ich nie popełniali, nigdy byśmy się niczego nie nauczyli. Życie to sztuka upadania i podnoszenia się. Ale wiesz, co mnie najbardziej w życiu prowadzi? Godność. Bez niej człowiek traci coś fundamentalnego. Możesz stracić majątek, dom, nawet przyjaciół, ale jeśli stracisz godność, zostajesz pusty. I co najgorsze, bardzo trudno ją odzyskać.

To może jeszcze radość? Mam wrażenie, że wciąż jesteś radosna.

Ależ skąd! Cała jestem zbudowana ze smutku. To on nauczył mnie walczyć o każdą chwilę radości. Ludzie często mówią: "Nie chcę być smutny". Ale smutek ma swoją wartość. Pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy. Jak docenilibyśmy szczęście, gdybyśmy nie wiedzieli, czym jest smutek? Życie bez smutku byłoby niepełne. Bez błędów – nudne. Bez godności – żałosne. Aha, stare chińskie przysłowie: „Żyj według rad, których udzielasz innym”. Mnie się to nie udaje. Na razie.

Cały wywiad można przeczytać w lutowym wydaniu magazynu "Twój STYL"

st_02_001 Seniuk

Kim jest Anna Seniuk?

Anna Seniuk - Urodzona 17 listopada 1942 w Stanisławowie. Aktorka teatralna i filmowa, profesorka sztuk teatralnych (1998), od 1998 profesorka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Była żoną polskiego kompozytora Macieja Małeckiego (rozwód w 1994 roku), z którym ma dwójkę dzieci: syna Grzegorza i córkę Magdalenę.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 02/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również