Społeczeństwo

"Cofnąć oszustwo trudno, ale może można je… wynagrodzić?"

"Cofnąć oszustwo trudno, ale może można je… wynagrodzić?"
Fot. Istock

W rodzinie bywa różnie. Niektóre rzeczy lepiej ukryć, niż narażać się na konflikt, zerwanie więzi, pretensje, żal – myślimy i slalomem omijamy niewygodne sprawy. Czasem milczenie wygodniejsze jest od powiedzenia prawdy. Praktyczne. A jeśli sekret zmienia się w nieustanną grę pozorów, prowadzi do absurdu? Bohaterka reportażu poznała odpowiedź na to pytanie.

Aldona: Kłamstwo konieczne? „Ciotka przyjeżdża w sobotę – Jarek stanął w progu kuchni. Aldona zbladła. – Jak to?! – No, przylatuje w odwiedziny do rodziców. – O cholera!” Spojrzeli po ustawionych na blacie pudełkach na lunch – katering, żałosny koniec ich restauracyjnego biznesu. „Tym razem się wyda” – sapnął Jarek.

Ciotka z Ameryki wierzy, że ich restauracja kwitnie i jest dumna, że oni podtrzymują rodzinną tradycję. Jej ojciec przed wojną miał zajazd na Kresach. Ciotka wzrusza się, gdy słyszy, że bratanica włączyła do menu potrawę z karty przodka. A to blef. Aldona brnie w kłamstwo od miesięcy. Dwa lata temu było jej wstyd przyznać się do porażki. Restaurację musieli odsprzedać za grosze. Został im ten katering na przetrwanie, zanim nie spłacą długów i nie wymyślą planu B.

Siostra ojca mieszka w Stanach, ma spory kapitał, była ekonomistką. Co rok śle Aldonie pieniądze „na dopieszczenie restauracji” i „premię”, za którą mają jechać „na godny urlop i odpocząć od interesu”. Aldona przyjmuje sponsoring, bo pieniądze się przydają. Rok temu, gdy gryzło ją sumienie, pocieszała się, że katering to prawie jak restauracja – „kłamstwo nie jest wielkie”. W tym roku, po miesiącach izolacji, na pieniądze ciotki czekała jak na zbawienie.

Domowy budżet w kryzysie ledwo się dopina. Tylko że skoro ciotka wpada do Polski, będzie chciała przekazać prezent osobiście. I zjeść obiad w ich restauracji. Im dalej w las... Rok temu ciocia przyleciała nad morze, rodzice Aldony mają dom pod Darłowem. Do niej zajrzała na kilka godzin. Przyjęli ją z honorami, podali bliny z kresowego przepisu. Ciotka pochwaliła wystrój restauracji, uroniła łzę nad fotografiami starego Grodna, pod którym jej tatuś prowadził gospodę.

Aldona miała moralnego kaca przez tydzień. „Najgorsze, że za przysługę Waldek chce, żebym mu kosił trawnik przez całe lato i robił drobne naprawy” – westchnął Jarek. Przyjaciel zgodził się „pożyczyć” im własną restaurację na te kilka godzin. Po wyjściu ciotki ściągali ze ścian stare fotografie w ramkach retro. Wtajemniczeni w hucpę kelnerzy pękali ze śmiechu. Aldonie było głupio i wstyd. Także dlatego, że w kłamstwo wkręciła rodziców. Mama zgodziła się ją kryć, ale tata przeciwny maskaradzie milczał ponuro. Ciotka nawet się zaniepokoiła, „bo zazwyczaj taki rozmowny!”. Ale jakoś wtedy poszło. A teraz...?

„Powiedzmy jej prawdę – zaproponował Jarek. – Weźmy pożyczkę, oddajmy pieniądze. – A może lepiej jeszcze poudawać... – uznała Aldona. – Czasy ciężkie. Trochę wsparcia teraz przyda się jak nigdy...” Jak wpadła na ten pomysł? Zawsze miała skłonność do fantazjowania. W podstawówce zmyślała niestworzone powody na usprawiedliwienie wagarów – pogrzeb wujka cyrkowca, który zginął, skacząc przez ogień, albo utknięcie w rurze na budowie. W liceum blefowała przed chłopakami, że ma czarny pas w karate. Taka skłonność.

Dziadek Aldony, żołnierz AK, przez lata komuny udawał, że walczył po „słusznej” stronie. Szło mu tak dobrze, że dostał nawet medal za udział w bitwie, której nie widział na oczy. To u nas genetyczne – tłumaczyła się Aldona. Cieszyła się tylko, że córka studiuje w innym mieście i nie wie o „przekręcie”. Bo jaki to przykład dla dziecka? Pewnego dnia ją olśniło. Cofnąć oszustwo trudno, ale można je... wynagrodzić.

 

„Jedziemy na cmentarz do X. Ciotka wciąż pyta, czy ktoś odwiedza groby jej rodziny, zadbamy o nie” – oznajmiła mężowi. Kupili ryżowe szczotki, pojechali. Ale Aldonie było mało, wymyśliła, że nauczy się haftować mereżki. Taki haft, ciotka twierdzi, że szanująca się kobieta powinna umieć mereżkować. Dlatego Aldona sprezentuje jej obrus. „Może skomponuj dla niej jeszcze operę? Przecież kocha operę!” – fuknął Jarek ironicznie.

Kamień z serca

Kłamstwo to kłamstwo, znajomy ksiądz pozbawił ją złudzeń. – Szlachetne zadośćuczynienia nie załatwią sprawy. No dobrze, ale jak to wszystko odkręcić, żeby nie wywołać rodzinnego trzęsienia ziemi? I dlaczego to takie trudne? „Każdy z nas ma inną granicę przyzwolenia. Twoje kłamstwo na początku wydawało się drobnym przemilczeniem, potem wciągnęłaś w mistyfikację innych i to cię przerosło” – przyjaciółka psycholożka zafundowała miniterapię.

 

Wielu ludzi kłamie w drobnych sprawach, nie przywiązując do tego wagi. Ale przy okazji gubi granicę przyzwoitości, jeśli można mówić o przyzwoitym kłamstwie. Aldona musi zrozumieć: jeśli ciotka ją kocha i usłyszy prawdę, poczuje się potraktowana poważnie – wybaczy. A szczere przyznanie się do winy oczyści atmosferę.

Dla Aldony to były ważne słowa. Czuła się zmęczona grą pozorów. „Robimy piknik. Zabierzemy nasze przekąski, powiemy prawdę” – oświadczyła Jarkowi. Ciotka zjawiła się w kapeluszu i powiewnej sukni, pochwaliła tartinki. „Ciociu, muszę ci coś wyznać” – zaczęła Aldona. Wyrzuciła z siebie wszystko, a potem przeprosiła. Ciotka milczała długo. „To było głupie i brzydkie, nie powinnaś mnie okłamywać. Wezmę odwet, nie myśl sobie – pogroziła, ale jednak ciepłym tonem.

 

– Za rok przylecę do was na miesięczne wakacje, będę twoim gościem i nauczę cię, jak zrobić dobry biznesplan, okej? Mam pieniądze, mogę wam coś pożyczyć na rozkręcenie nowej restauracji. A może mogłabym zostać wspólniczką? Każdy w biznesie kiedyś zbankrutował, pomogę wam wystartować na nowo. Tylko już nigdy mnie nie okłamujcie”. Uściskały się, pogadały od serca. Może szczerość jednak popłaca?

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również