Społeczeństwo

"Żałuję, że nie rozmawiałam z córką o antykoncepcji. Nie żałuję za to decyzji w sprawie ciąży, w którą zaszła jako 16-latka"

"Żałuję, że nie rozmawiałam z córką o antykoncepcji. Nie żałuję za to decyzji w sprawie ciąży, w którą zaszła jako 16-latka"
Fot. Istock

Co roku w Polsce około 10 tysięcy dziewcząt poniżej 18. roku życia rodzi dzieci. Statystyki nie widzą tych, które w tajemnicy przeszły aborcję. To rewolucja w życiu nastolatki i jej rodziny. Nie zawsze zakończona happy endem.

ANNA, MATKA WERONIKI

Anna szarpie obrożę, pies piszczy. Jest zła. O wspólne wyjście prosiła Wera. Anka domyśla się, czemu. Miała być szóstka z biologii, a jest czwórka, a córka chce zdawać na medycynę. „Mamo...” – Weronika jest zestresowana. „No?” – rzuca z irytacją Anna. „Ja chyba jestem... w ciąży. Trzeci miesiąc nie mam okresu” – te słowa brzmią tak abstrakcyjnie, że w pierwszej chwili Anka je bagatelizuje: „Chorowałaś, brałaś leki, to na pewno przez to” – mówi z naciskiem, jakby chciała unieważnić informację sprzed chwili. „Tylko aspirynę”. „Czyli to ta głupia dieta! Mówiłam, żebyś dała sobie spokój z głodówkami” – Anka czuje, jak zaciska się jej gardło, gdy słyszy słowa córki: „Nie jestem na tej diecie od pół roku, mamo...”.

16 lat, tylko 16 – biegnie przez głowę refleksja. A potem gonitwa myśli: za dwa lata matura, a ona uprawia seks, nie, to nie może być prawda. Zostanę babcią pięć lat przed pięćdziesiątką?! – wspomina Anna. W drodze do domu kupiły test. Gdy córka zamknęła się w łazience, Anna zaczęła kroić rzodkiewki, kompulsywnie. „Po co tyle? Więcej rzodkiewek niż twarogu” – zauważył mąż. Skrzypnięcie drzwi, spojrzenie Wery, wszystko jasne.

„Co tu się dzieje?!” – mąż wyczuwa napięcie. „Weronika jest w ciąży” – Anna daje radę wypowiedzieć tylko to. On opada na krzesło, chowa twarz w dłoniach. Na przegubie ma bransoletkę z napisem: „Jezus – mój pan”. O tym się u nas nie mówiło – Michał długo nie mógł wyjść poza pytanie: „Jak to się mogło stać?!”. Ja czułam wyrzuty sumienia – wyznaje Anna. – Odpuściłam rozmowy z Weroniką o antykoncepcji.

Najpierw myślałam, że jest za młoda. Później: pewnie i tak wszystko wie z internetu. Uciekałam przed poruszaniem tematu wprost, bo nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Sama miałam dylemat – mąż uznaje tylko antykoncepcję naturalną. Uważaliśmy więc, ale gdy kilka razy miesiączka mi się opóźniała, obiecywałam sobie, że następnym razem użyjemy prezerwatywy. Nigdy jednak nie postawiłam sprawy jasno. Bałam się, że uświadamianie córki wywoła spory, więc to odsuwałam. Dziś tego żałuję...

Poczekalnia pod gabinetem ginekologa. Weronika pisze w telefonie, Anna przerzuca strony gazety, ale nic do niej nie dociera. – Myślałam tylko o tym, że powinnam tu siedzieć kilka miesięcy wcześniej, gdy Wera usłyszała, że na rozmowę o środkach antykoncepcyjnych musi przyjść z matką. Bała się mnie poprosić, zrezygnowała – opowiada. „Chce pani urodzić?” – ginekolożka patrzy w oczy przestraszonej dziewczynie w bluzie z Myszką Miki. „Nie wiem” – odpowiada Weronika. W drodze do domu Anna zabiera ją na lody, jak dziecko. Godzinę później zamyka się w łazience i wybucha płaczem. Jej mała córeczka ma zostać matką?! To nie może być prawdą! Ale jest...

Czego ty chcesz, dziewczyno?

„To najlepsze rozwiązanie, inaczej będą same kłopoty – mężczyzna w grafitowej marynarce nerwowo potrząsa kolanem. – Przecież oboje chcą studiować, Borys ma być prawnikiem”. Są we czworo – dwie matki, dwóch ojców. Dzieci zostały w pokoju obok. „Mamy znajomego lekarza, już się zgodził. Nikt się nie dowie” – matka Borysa ścisza głos. – Chcieli, żeby Wera usunęła ciążę i nawet nie zapytali jej o zdanie. Po prostu przyszli z numerem komórki do ginekologa! I oświadczeniem, że pokryją koszty – opowiada Anna. – Nic wtedy nie ustaliliśmy, Michał milczał. Był przybity i rozczarowany.

Wera to córeczka tatusia, miała być onkologiem jak dziadek. Ale przecież trzeba było jakoś znaleźć się w nowej sytuacji, zareagować... „Wera, do cholery, chodź tutaj!” – wściekłam się wtedy, sama nie wiem, czy bardziej na tych obcych, aroganckich ludzi, czy na bierność męża. „Mów natychmiast, chcesz tego dziecka czy nie?! Tylko nie chcę słyszeć «nie wiem»! Tu się nie da nie wiedzieć!” – krzyczałam na córkę.

Gdy opadłam z sił, poczułam się podle. Wylałam na nią własną bezradność, a przecież czułam się współodpowiedzialna. Może za bardzo chroniłam ją przed problemami, idealizowałam w jej oczach rzeczywistość? Była wyczekana, jedyna, więc rozpieszczaliśmy ją. A należy uczyć, że życie to walka, że trzeba być ostrożną... – mówi Anna. Jak skończyła się narada dwóch rodzin?

Weronika i Borys, ku konsternacji jego rodziców, oświadczyli zgodnie: „Już postanowiliśmy. Nie usuniemy” – wspomina Anna. – Mąż nalał sobie whisky i wreszcie przemówił: „Pomożemy wam”. – Gdy o ciąży dowiedziała się moja mama, wzięła Werę w ramiona, schowała jak pisklaka. Dlaczego ja tego nie zrobiłam? Nie było mnie stać na czułość?

Ochrona granic

Siódmy miesiąc ciąży, Weronika na kanapie, Borys uczy się fizyki. Ustalili, że on nie zrezygnuje ze szkoły, a ona zrobi roczną przerwę. W liceum wszystko załatwiała Anna. Gdy rozmawiała z dyrektorką, było jej głupio. Obie należą do parafialnego chóru i wolontariatu. A teraz córka nastolatka w ciąży... Ale trzeba podnieść głowę, to może się zdarzyć każdemu.

„Kupimy taki wózek?” – córka pokazuje zdjęcie księżnej Kate na spacerze. – W miarę jak brzuch jej rósł, stawała się coraz bardziej roszczeniowa. I infantylna, jakby to była zabawa w bycie mamą. My akurat mieliśmy finansowy dołek – mówi Anna. – Więc co chwila musieliśmy ją sprowadzać na ziemię i mierzyć się z jej rozżaleniem. Życia z noworodkiem i ojcem wnuka w trzech pokojach sobie nie wyobrażałam.

Któregoś dnia Anna zadzwoniła do matki Borysa i zaproponowała: może po narodzinach dziecka wynajmiemy młodym mieszkanie do spółki? „Wyście chcieli tego dziecka, to się martwcie” – usłyszała. – Poczułam się wykorzystana. Przez tych ludzi, ale też przez Werę, która z góry założyła, że pomogę jej przy dziecku, czyli... wszystkim się zajmę.

Dziś Ninka ma pół roku. Wera i Borys mieszkają w kawalerce mojego kuzyna, który pracuje za granicą. W ten sposób zaczęli naukę życia na własny rachunek. Częściowo, bo wciąż dajemy im z mężem pieniądze na zakupy, ograniczam więc swoje wydatki. Mąż wziął nadgodziny. Mało się widujemy, mało rozmawiamy, a niedawno planowaliśmy częstsze wypady nad jeziora, może zakup działki pod miastem. Nowa sytuacja unieważniła nasze plany. Ale całej siebie nie oddam, nie będę na każde zawołanie. Nie zrezygnuję z pracy. Wnuczkę kocham, ale to dziecko mojej córki, nie moje. Chcę o tym pamiętać.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również