Wszystko wskazuje na to, że hair cycling, podobnie jak skin cycling, czyli trend z social mediów, który dał mu początek, swoje pięć minut zawdzięcza nie tylko chwytliwej nazwie i efektowi świeżości, ale przede wszystkim dowiedzionej naukowo skuteczności. Oto dlatego warto go spróbować i trzymać się hair cyclingu niezależnie od tego, jakie włosy mamy.
Spis treści
Chyba żaden inny urodowy trend nie miał tylu zwolenników wśród specjalistów zajmujących się leczeniem skóry co właśnie skin cycling. I nic dziwnego: opracowany przez samą dermatolożkę czterodniowy, prowadzony rotacyjnie kompletny plan pielęgnacyjny wprowadzony do codziennej rutyny na stałe daje iście gabinetowe efekty.
Skóra zyskuje nie tylko sławetny i pożądany przez wszystkich młodzieńczy glow, ale przede wszystkim odzyskuje równowagę i wsparcie naturalnie w niej zachodzących procesów regeneracyjnych. Dzięki temu lepiej spełnia swoją funkcję ochronną i skuteczniej opiera się upływowi czasu, co ostatecznie rzeczywiście sprowadza się do tego, co dla amatorek urodowych trendów liczy się najbardziej, czyli doskonałego wyglądu.
Skin cycling zakłada czterodniowy cykl pielęgnacji opierający się o trzy gesty: eksfoliację, aktywne pobudzanie przy pomocy retinolu i regenerację. Opracowany został w myśl zasady wyznawanej przez dr Whitney Bowe, czyli „wynalazczynię” tego trendu, która głosi, że tylko – lub aż – tyle wystarczy jej do tego, by pozostać w zdrowiu i dobrej kondycji.
Taka pielęgnacyjna dyscyplina pozwala też uniknąć jednego z większych błędów w dbaniu o siebie, który, jak podkreśla dermatolożka, polega na stosowaniu zbyt wielu kosmetyków i przestymulowywaniu skóry.
Popularność i nadspodziewana jak na socjalowe standardy żywotność tego trendu (mimo debiutu kilka miesięcy temu nadal utrzymuje się w czołówce najbardziej lubianych i najchętniej praktykowanych) dała podwaliny pod inne zjawisko, a mianowicie hair cycling. To trend popularyzujący cykliczną pielęgnację włosów, której dość luźne zasady zebrała i udostępniła na swoim profilu na TikToku jedna z jego użytkowniczek, Kelsey Griffin i który, jak można się domyślić, szybko stał się wiralem.
Podobnie jak trend w pielęgnacji skóry, także i hair cycling ma na celu uregulowanie i uporządkowanie tego, jakich substancji dostarczamy naszym włosom i skórze głowy oraz jakim zabiegom je poddajemy i z jaką częstotliwością to wszystko się dzieje.
Hair cycling także ma charakter rotacyjny i też zakłada wyeliminowanie z pielęgnacyjnej rytuny tych kosmetyków, które nie są niezbędne z punktu widzenia zdrowia włosa, a mogłyby niepotrzebnie go obciążać czy nawet – niewłaściwie dobrane do porowatości i tym samy tekstury samych pasm – po prostu szkodzić.
Hair cycling - jak to działa krok po kroku
Zgodnie z zasadami hair cyclingu włosy oczyszczamy myjąc je dwukrotnie. Pierwsze mycie w cyklu odbywa się przy użyciu szamponu oczyszczającego. To produkt w założeniu działający silniej niż inne, bo jego formuła oparta jest o silniejszy detergent, który zapewnia skutecznie usunięcie z powierzchni pasm nie tylko brudu, zanieczyszczeń i zgromadzonego sebum, ale także pozostałości produktów stylizacyjnych i zapewnia skuteczną detoksykację.
Do kolejnego mycia możemy wykorzystać szampon o właściwościach nawilżających lub regenerujących, którego działanie wesprze maska z tej samej pielęgnacyjnej linii, przywracając włosom miękkość i blask, łagodnie przy tym oczyszczając skórę głowy. W składzie takich kosmetyków warto szukać substancji, które wesprą odpowiednie nawilżenie i odbudowę włosów przez poprawę ich struktury, czyli m.in. białek, przeciwutleniaczy, kwasów tłuszczowych oraz witamin.
Sama Kelsey Griffin podkreśla, że tylko w taki sposób, umiejętnie żonglując produktami do pielęgnacji włosów, jest w stanie odpowiednio się nimi „zaopiekować”. Jak tłumaczy w jednym ze swoich TikToków, jeszcze nie trafiła na jeden produkt, który zadbałby o wszystkie ich potrzeby naraz.
Jak przekonuje Griffin, tak zoptymalizowana i dopasowana rutyna pozwala zadbać o włosy na tyle, by nie było konieczności sięgania po inne pielęgnacyjne produkty, bo pomyślana jest w taki sposób, by w jednym cyklu zadbać zarówno o włosy, jak i skórę głowy.
Co ciekawe, ważnym elementem tej rotacyjnej rutyny są także te dni, kiedy nie podejmujemy żadnych pielęgnacyjnych działań i pozwalamy naturze działać w zgodzie z własnym rytmem (czyli m.in. wydzielać skórze sebum).
Niewątpliwą zaletą trendu hair cycling z pewnością jest fakt, że pozwala on na modyfikacje jeśli chodzi o stosowane produkty, tak by w oparciu o rodzaj włosów jak najlepiej odpowiedzieć na ich potrzeby. Inaczej będziemy przecież dbać o włosy farbowane i poddane wcześniej dekoloryzacji, inaczej o siwe, a jeszcze inaczej o te, które nie doświadczyły żadnej ingerencji w swoją strukturę, bo mają naturalny kolor i stylizowane są bez użycia narzędzi generujących ciepło, np. prostownicy czy lokówki.
A co z peelingami do skóry głowy, wcierkami na porost włosów i odżywkami czy maskami mającymi dodatkowo wzmocnić włosy? Spokojnie, wcale nie trzeba z nich rezygnować! Trycholodzy są zdania, że uporządkowana i usystematyzowana dzięki hair cyclingowi pielęgnacja pomoże lepiej „wsłuchać się” w swoje włosy i jak na dłoni pokaże, czy poza bazową pielęgnacją faktycznie potrzebują czegoś więcej. Brzmi sensownie, prawda? Wygląda na to, że hair cycling ma szanse stać się jednym z tych socjalowych trendów, którym naprawdę warto zaufać!