Uśmiechnięta i pełna empatii. Lubi pomagać innym i twierdzi, że ma to od dziecka. W życiu stawia na ekologię i z utęsknieniem czeka na święta, które muszą być, jak zawsze... tradycyjne.
Niedługo mamy Wielkanoc. Obchodzisz Święta Wielkanocne?
Ja wszystkie święta obchodzę, bo uwielbiam ich atmosferę. A ostatnio odkryłam w sobie radość gotowania, pieczenia, i nawet zaczęłam robić ciasto. Bawi mnie to. Chociaż z różnych powodów staram się ograniczać słodycze, ale w święta mogę sobie pofolgować.
Ciekawe, co znajdzie się u Ciebie na stole?
Jak zwykle jajka, sałatka jarzynowa, pasztety. Oczywiście, żurek i biała kiełbaska – to daje nam namiastkę normalności. Jeżeli sobie odpuścimy i powiemy: „Co to za święta, kiedy nie ma cioci, wujka i kuzynki, i w takim razie nic nie robię, bo po co” – to nie jest dobry pomysł. Właśnie trzeba robić święta! Postawić swoją najlepszą porcelanę, wyjąć wszystkie ozdoby przygotowane na Wielkanoc, łącznie z czekoladowym zającem i po prostu zrobić tak, jak zawsze, chociaż w mniejszym gronie.
Jakie jest miejsce córki Marysi w Twoim życiu?
To już dorosła kobieta. Ma prawie 22 lata, mieszka w swoim mieszkaniu i studiuje psychologię, czyli to samo, co studiowała w Anglii. Marysia bardzo lubi swoją uczelnię, swoją grupę i jest zadowolona z powrotu do Polski. A ja i ojciec Marysi przeczuwaliśmy, że po brexicie Anglia nie będzie tak atrakcyjna dla Polaków, jak dawniej. W każdym razie, Marysia żyje po swojemu, a ja nie mam ochoty wtrącać się w jej życie. Moi rodzice w moje też się nie wtrącali. Dzięki temu nauczyłam się radzić sobie sama.
I gdy miałaś 18 lat, wyprowadziłaś się z domu...
Po prostu realizowałam własne pomysły i uczyłam się na własnych błędach. Uważam, że dzieciom powinno się dać na to szansę. Nawet jeżeli się oparzą, to potem będą wiedziały, że pieca się nie dotyka. A każdy z błędów dzieje się po coś, jak wszystko w naszym życiu. Musimy ponosić konsekwencje naszych pomysłów, wynosić z nich naukę, co potem wychodzi nam na dobre.
Mówisz o swoich związkach z mężczyznami?
Nie, chociaż i tu wiele błędów popełniłam, tak jak każdy. Ale one zawsze obracały się na moją korzyść. A poza tym mam zasadę, że nie oglądam się za siebie, tylko patrzę na to, co jest przede mną, a z przeszłości pamiętam tylko miłe i dobre rzeczy.
Wiem też, że wyznajesz zasadę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nawet Twoje odejście z telewizji, które bardzo przeżyłaś, obróciło Ci się na dobre, prawda?!
Dokładnie tak. Jestem taka głupio lojalna. Uważam, że będąc na etacie w telewizji, nie mogę iść na casting do innej stacji, bo byłoby to nie fair. Gdyby więc mnie z publicznej nie wyrzucili, to bym nie poszła na casting do Polsatu. Ale stało się inaczej i poszłam.
A teraz masz swój program, który ogląda cała Polska.
Program, który spełnia wszystkie marzenia dziennikarzy. Prawdziwych dziennikarzy, którzy pragną czynić dobro dla innych ludzi. Teraz realizuję się zawodowo, robię to, co lubię, a przy okazji jeszcze jestem fachowcem od dobrych uczynków. O czym więcej można marzyć?!
No i czujesz się akceptowana, kochana... Wiedziałaś kiedyś, że jesteś takim duchem opiekuńczym?
No pewnie! Studiowałam przecież pedagogikę i miałam poczucie, że muszę się kimś opiekować, zajmować, nigdy nie przeszłam i nie przejdę obojętnie koło kogoś, kto leży na chodniku. To taka metafora, bo upadki bywają różne, ale nawet jako dziecko biegłam podnosić kogoś, kto się przewrócił i pędziłam po plaster, gdy ktoś się zranił. Umiem również udzielać pierwszej pomocy. No i właśnie mój program jest taką pomocą, a ja staję się dla tych ludzi promykiem nadziei. Każdy człowiek potrzebuje promyka i nim być. Pochwały i akceptacji. A ja to właśnie mam.
Cała rozmowa z Katarzyną Dowbor w najnowszym numerze Kobiety i Życia. W sprzedaży od 5 marca!