Przeciążeni obowiązkami, niezastąpieni, ale… zawsze chętni do pomocy, wyręczający bliskich i podwładnych – tacy są ludzie z syndromem Atlasa. Mają przekonanie, że bez nich świat się zawali. Psycholożka i terapeutka Sylwia Sitkowska podpowiada, jak się tego przekonania pozbyć.
Moją pacjentką była dojrzała kobieta. Opowiedziała o swoim życiu: pracuje na półtora etatu w szkole, uprawia ogródek działkowy i prowadzi dom, bo "mąż ma dwie lewe ręce". Pomaga rozwiedzionej córce wychowującej nastoletniego syna. Nie odpuszcza, bo "bez niej wszystko się zawali". Nie podawałam tego w wątpliwość. Zastanowiłam się tylko, czy ktoś tak wiele dający z siebie jest doceniany przez bliskich.
Mąż i córka mają pretensje, że jestem poirytowana i o wszystko się czepiam! Szczerze mówiąc, czuję się wykorzystywana – odpowiedziała rozgoryczona.
Znam takie osoby – pisała o nich prof. Irena Pospiszyl w książce "Syndrom Atlasa". Co je wyróżnia? Nazywa się ich control freakami: mają przekonanie, że ważne zadania powiodą się tylko wtedy, gdy sami je nadzorują, a przynajmniej służą radą. W rezultacie wyręczają podwładnych czy członków rodziny w ich obowiązkach, bo "przecież zrobią to lepiej, szybciej".
Zmagają się nieustająco z poczuciem winy. Chcieliby wszystko zrobić idealnie, ale im nie wychodzi. Mają tendencję do brania na siebie zbyt wielu zadań i czują się przez to wykończeni, przemęczeni, wykorzystywani. Często się irytują. Wynika to z przeciążenia i poczucia doznawanej niesprawiedliwości: "Ja im tyle z siebie daję, a oni...", "Tak się poświęcam, dlaczego nikt tego nie docenia?!". Niestety, im bardziej ktoś jest poirytowany, tym mniej wyrazów wdzięczności otrzymuje od tych, którym pomaga, co tylko potęguje rozgoryczenie. Jak przerwać zamknięty krąg?
Warto wiedzieć, że syndrom Atlasa zwykle powstaje na skutek przeżycia kryzysowej sytuacji. Nabieramy wtedy przekonania, że tylko gdy będziemy całkowicie kontrolować życie, uda nam się uniknąć upadków i kolejnych kłopotów. Moją klientkę osierocił ojciec, gdy miała siedem lat. Matka rozsypała się psychicznie, więc ona, choć była dzieckiem, czuła się w obowiązku nią opiekować.
Mojej klientce udało się wyrwać z rodzinnej wsi do dużego miasta, skończyć dwa kierunki studiów, zdobyć pracę w renomowanym liceum, założyć rodzinę. Wszystko osiągnęła dzięki swojej sile. Syndrom Atlasa nie dotyka słabeuszy. To bolączka tych, którzy przezwyciężyli przeciwności losu.
Dla ludzi z otoczenia takiej osoby ten syndrom jest wygodny – koleżanki z pracy mojej klientki lubią ją, bo zawsze bierze zastępstwa. Mąż ceni jej zaradność – dzięki niej on może oddawać się rozlicznym hobby. Postawa bliskich, zamiast pomagać osobie z syndromem Atlasa wyleczyć się z niego, zazwyczaj pogarsza sprawę.
Jak więc pożegnać się z takim nawykiem? Będzie to... tytaniczne wyzwanie, bo oznacza pracę nad przekonaniami. Od czego zacząć? Zastanów się, jakie korzyści czerpiesz z "dźwigania świata na barkach". Jesteś niezastąpiona. A co jest pod spodem? Być może niezaspokojona potrzeba bezpieczeństwa. Pragniesz być kochana, a więzisz bliskich, wyręczając ich – jest im tak wygodnie, więc pewnie cię nie opuszczą. Ale czy to działa? Moja klientka odpowiedziała przecząco.
A teraz... puść wodze! Co możesz zrobić, gdy odpowiesz na pytanie: co w tobie napędza syndrom Atlasa? Opracuj plan treningowy – będziesz się ćwiczyła w... odpuszczaniu. Zacznij od prostych rzeczy: zmuś się, by zostawić na noc brudne naczynia w zlewie. W pracy ktoś coś zrobił "na odwal się"? Zostaw. Naucz się tolerować fakt, że inni robią różne rzeczy gorzej niż ty.
Pomóc może pytanie: no to co? Szklanki myte przez męża będą mieć smugi – no to co? Córka, zamiast zabrać syna do muzeum lub parku (jak ty!), pozwala mu się bawić telefonem przez trzy godziny. No to co? Z odpuszczaniem wiąże się też proszenie o pomoc. Warto zacząć od drobiazgów: czy możesz mi zanieść tę torbę? Czy przytrzymasz mi drzwi? Proś nie wtedy, gdy potrzebujesz pomocy, ale dla samej sztuki proszenia.
Zostań egoistką. Całe życie troszczyłaś się o innych. A kiedy miałaś czas, by zaopiekować się sobą? Pomyśl o czymś, co zawsze chciałaś zrobić, ale było to zbyt czasochłonne, drogie, szalone. I zacznij realizować to marzenie teraz. Im więcej energii będzie wymagało od ciebie to zadanie, tym lepiej. Bo gdy skupisz się na swoich pragnieniach, przestaniesz dźwigać nieboskłon. I zorientujesz się, że przez to wcale nie runął.
Coś mi się przypomina – powiedziała klientka. – Jako studentka jeździłam konno. Trener powiedział, że gdy koń ponosi, próba zatrzymania go siłą jest złym pomysłem. Trzeba puścić wodze, uspokoić oddech i mocno usiąść w siodle. Koń kiedyś na pewno zwolni. Może życie też?
Jako psycholog potwierdzam: tak, życie też zwolni, gdy przestaniesz walczyć i starać się za wszystkich. Inni wykażą więcej inicjatywy, gdy przestaniesz ich wyręczać. A ty? Będziesz się irytować mniej.