Recenzje

Ta satyra na bogaczy z Julianne Moore i Meghann Fahy to nowy murowany hit Netflixa!

Ta satyra na bogaczy z Julianne Moore i Meghann Fahy to nowy murowany hit Netflixa!
Fot. Netflix

Julianne Moore jako charyzmatyczna szefowa, znana z „Rodu smoka” Milly Alcock jako zauroczona nią asystentka i Meghann Fahy jako jej siostra, starająca się wydrzeć ją z pazurów toksycznej pracodawczyni. Nowy miniserial Netflixa „Syreny” zauroczył mnie świetnie napisanymi postaciami, odrobiną tajemnicy i pięknymi krajobrazami wschodniego wybrzeża USA. Uwaga, jeśli obawiacie się elementów fantasy, serialowe syreny są tylko metaforą.

Jak byście zareagowały, gdyby po jednym z najgorszych wieczorów w życiu siostra zamiast odebrać Wasz telefon wysłała bez słów kosz owoców? Devon (znana z 2. sezonu "Białego Lotosu" Fahy) jest wściekła. Na tyle, że prosto z więzienia jedzie 18 godzin autobusem i promem na małą wyspę, gdzie jej siostra Simone (Alcock) jest asystentką zajmującej się ochroną przyrody żony miliardera Kiki (Julianne Moore). Relacja szefowej i przełożonej wykracza poza profesjonalne kontakty. Simone pisze w imieniu Kiki seksowne smsy do jej męża Petera (Kevin Bacon)  i dzielą się jedną gumą. Nic dziwnego, że ich związek budzi niepokój Devon, która przyjeżdża aby poprosić siostrę o pomoc w opiece nad cierpiącym na demencję ojcem. Jest przerażona przemianą Simone, z której ust nie schodzi uśmiech, zaś ubrania są idealnie dopasowane do stroju Kiki. Kiedy w dodatku słyszy plotki, że Kiki zabiła poprzednią żonę Petera, zrobi wszystko aby wyrwać siostrę z, jak wierzy, toksycznej sekty.

Netflix nie miał w ostatnich czasach szczęścia do produkcji o życiu najbogatszych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. „Para idealna” denerwowała wtórnością, zaś „Sprawa rodzinna” słabym scenariuszem. Na szczęście „Syreny” to dzieło Molly Smith Metzler, reżyserki stojącej za świetną „Sprzątaczką” i „Orange is the New Black”. Dzięki temu dostajemy wciągający, świeży miniserial, który z wprawą łączy elementy satyryczne z tajemnicą. Największym atutem są jednak dobrze napisane i świetnie zagrane postacie, które przez 5 odcinków wciąż odkrywają nowe oblicza. Kiedy jesteśmy już gotowi zdecydować kto jest tutaj ofiarą, otrzymujemy nową informację, która karze nam zmienić opinię o przeszłości. A w tej przeszłości mieści się wiele traum i żalu.

Jednocześnie „Syreny” pozostają lekką pozycją, serwując nam świat ekskluzywnych sukienek za 22 tys. dolarów i kosztownych pogrzebów ukochanych zwierząt. Reżyserka nie śpieszy się z fabułą, spędzając dużo czasu na budowaniu fascynującego świata bogaczy. Od wymyślnych smoothie (innych każdego ranka) przez aranżacje kwiatowe pod kolor sukienek po organizację gali, przed którą obowiązuje zakaz jedzenia węglowodanów, nie nudzimy się oglądając jak funkcjonuje luksusowa Rezydencja na Klifie. Jak można spodziewać się po twórczyni „Sprzątaczki”, obserwujemy nie tylko najbogatszych, ale również ich służbę, która musi spełniać ekstrawaganckie kaprysy jaśniepaństwa a jednocześnie plotkuje na ich temat. Ekskluzywny świat nawołuje jak syreni śpiew. Niesztampowe zakończenie jest tylko wisienką na tym letnim deserze.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również