Wywiad

Julianne Moore: "Nie ma nic bardziej istotnego niż obecność przy drugim człowieku"

Julianne Moore: "Nie ma nic bardziej istotnego niż obecność przy drugim człowieku"
Julianne Moore i Tilda Swinton w filmie "W pokoju obok"
Fot. Mat. Prasowe Gutek Film

Jedna z najbardziej charakterystycznych aktorek w Hollywood. Julianne Moore spełniła wreszcie swoje marzenie i zagrała w pierwszym anglojęzycznym filmie Pedra Almodóvara, "W pokoju obok", który został nagrodzony w Wenecji Złotymi Lwami.

Znana jest z tego, że na ekranie często płacze, bo przychodzi jej to naturalnie i bez wysiłku. Na YouTubie jest nawet filmik zestawiający jej łzawe sceny z różnych filmów, który trwa aż trzy i pół minuty! Ale Julianne Moore jeszcze piękniej się uśmiecha. W najnowszym filmie Pedra Almodóvara „W pokoju obok”, który wszedł do kin wchodzi 27 grudnia, robi i jedno, i drugie. Bohaterka, w którą wciela się w produkcji, to pisarka Ingrid, która dowiaduje się, że jej dawno niewidziana przyjaciółka, korespondentka wojenna Martha, jest ciężko chora na nowotwór. Kobiety na nowo zbliżają się do siebie, a gdy Martha słyszy, że eksperymentalna terapia nie działa, kupuje w darknecie tabletkę stosowaną przy eutanazji i prosi Ingrid, żeby towarzyszyła jej podczas ostatnich dni. Kiedy Martha połknie pigułkę, chciałaby, aby przyjaciółka była w tytułowym pokoju obok.

PANI: Kiedy zakochała się pani w kinie Pedra Almodóvara?

JULIANNE MOORE: Po raz pierwszy zetknęłam się z jego twórczością w 1984 roku, kiedy wypuścił do kin „Kobiety na skraju załamania nerwowego”. To było absolutnie oryginalne, niepodobne do niczego, co wcześniej widziałam w kinie. Do dziś mam w głowie szaloną scenę, w której Carmen Maura szlocha w taksówce. Zrobiła to w taki sposób, że nie miałam najmniejszej wątpliwości, jak bardzo jest zdruzgotana, a jednocześnie nie przestawałam się śmiać. Nigdy przedtem nie spotkałam się z tym, żeby ktoś sprzeczne emocje zestawiał w taki sposób. Po wyjściu z kina od razu chciałam się dowiedzieć, kim jest reżyser. Byłam nim zafascynowana, jednak nie liczyłam na współpracę, bo nie gram po hiszpańsku. Gdy pojawiły się plotki, że Almodóvar będzie pracował po angielsku, żadna aktorka w Stanach Zjednoczonych nie umiała ukryć podekscytowania. Miało do tego dojść parokrotnie, ale gdy Pedro zbliżał się do realizacji jakiegoś anglojęzycznego projektu, to za każdym razem coś stawało na przeszkodzie, więc dalej pracował jedynie z Hiszpankami. Z czasem doszłam do wniosku, że prawdopodobnie nigdy nie stanę u niego na planie, bo jeśli nawet zdecydowałby się pracować po angielsku, to nie przypuszczałam, że zatrudni właśnie mnie.

Jak w takim razie doszło do waszej współpracy?

Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Wstałam i zalogowałam się do swojej poczty mailowej, a tam – bingo! – czekała wiadomość od Pedra. Pisał, że kręci film z Tildą Swinton, z którą kilka lat temu zrobił krótki metraż, i chce, abym do nich dołączyła. Nie mogłam w to uwierzyć. Spojrzałam na męża i powiedziałam: „Właśnie dostałam propozycję od Pedra Almodóvara, żeby u niego zagrać. Co powinnam odpowiedzieć?”. A on na to: „Jak to co? Masz powiedzieć: »tak!«”.

Krytycy piszą, że dołącza pani do galerii sław Almodóvara, jak żartobliwie określa się jego aktorki.

To jak zostać zaproszoną do obchodów święta kobiecości. Jedną z cech bohaterek Almodóvara jest to, że są niezwykle wyraziste, więc do zagrania ich Pedro wybiera aktorki, które też są wyjątkowe. Unikalne fizycznie i emocjonalnie. Więc mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęściarą.

Julianne Moore
Julianne Moore w filmie "W pokoju obok"
Mat. Prasowe Gutek Film

Jaki emocjonalny koszt musi ponieść aktorka, która gra bohaterkę towarzyszącą swojej przyjaciółce w procesie odchodzenia? Ingrid godzi się wyjechać z chorą na raka Marthą do wynajętego domu i być w pokoju obok, gdy ta odbierze sobie życie.

Jednym z największych darów, jakie dał mi ten film, było zaprzyjaźnienie się z Tildą Swinton, która wciela się w Marthę. Znałyśmy się wcześniej tylko przelotnie, wpadałyśmy na siebie na festiwalach filmowych i różnych wydarzeniach branżowych, gdzie wymieniałyśmy uprzejmości, ale nic ponad to. Zawsze podobała mi się jej energia oraz sposób, w jaki Tilda się porusza. Była dla mnie kimś naprawdę intrygującym. Uwielbiałam ją oglądać na dużym ekranie i czasem zastanawiałam się, jak by to było pracować z nią. I teraz już wiem! Dzięki temu, że na planie „W pokoju obok” bardzo szybko się zaprzyjaźniłyśmy, łatwiej nam było zbudować relację naszych bohaterek. Dzięki tak wspaniałej partnerce tematyka filmu, choć wymagająca, nie stała się dla mnie obciążająca. Ale nawet gdyby było inaczej, gdybym musiała za tę rolę zapłacić wysoką cenę, i tak bym w to weszła. Aktorstwo często zmusza mnie do mierzenia się z trudnymi emocjami, ale nie zawsze to, co robię, wydaje mi się wartościowe. A ten projekt taki jest i czuję wdzięczność, że mogłam wziąć w nim udział.

 

 

Almodóvar porusza niezwykle trudny i ponury temat, ale podaje go w charakterystycznej dla siebie barwnej formie.

Poprzez intensywne kolory i charakterystyczną paletę barw Pedro podkreśla witalność bohaterek. Bo one obie, mimo że jedna właśnie umiera, są pełne pasji do życia. Intensywne zielenie, czerwienie, błękity i żółcie intensyfikują nasze doświadczenie oglądania filmu. Z początku myślałam: „Nie wiem, czy pisarka z Nowego Jorku nosiłaby zielony golf”. Ale potem zrozumiałam, że to nie jest zwykły Nowy Jork. To jest sen Pedra o Nowym Jorku, jego wyobrażenie na temat tego miasta. Wyobrażenie, w którym wszystko jest lekko oderwane od rzeczywistości. Kiedy zaczynaliśmy pracę w Madrycie i mieliśmy przymiarki kostiumów, rozmawiałam z Eduardem Grauem, naszym operatorem, i on powiedział: „Wiesz, wszyscy jesteśmy tutaj z powodu tego, jak Pedro widzi świat”. A jego spojrzenie jest wyjątkowe, charakteryzuje się nie tylko wyrazistymi kolorami, ale też przemyślaną kompozycją, tym, w jaki sposób ustawia kadr i jak prowadzi kamerę.

Czuła pani presję związaną z tym, jak zostanie odebrany pierwszy anglojęzyczny film słynnego Hiszpana?

Oczywiście, że tak. Almodóvar to jeden z największych reżyserów naszych czasów i kiedy ktoś taki dokonuje dużej zmiany – a przejście na pracę w innym języku to potężne wyzwanie na pewnym etapie kariery – ludzie czują, że jest to krok w nieznane i efekt może być różny. Pedro podjął ryzyko, podjął się próby zrobienia czegoś nowego i wielu jego fanów zadaje sobie pytanie, czy to nadal będzie ten sam Almodóvar. Czy zachowa styl, który tak go wyróżnia? Ale na planie Pedro wiele razy powtarzał nam, że to nie jest film angielski, że angielski jest tylko językiem, którego używamy, a on tak naprawdę kręci kolejny hiszpański film. Że to ta sama poetyka, tylko wyrażona po angielsku. Te słowa były fundamentalne dla mnie i Tildy, narzuciły nam sposób pracy. Szukałyśmy w języku angielskim muzykalności znanej z wcześniejszych filmów Pedra. Starałyśmy się przekazać jego wrażliwość i sposób opowiadania historii.

Julianne Moore i Pedro Almodovar
Julianne Moore i Pedro Almodovar
Mat. Prasowe Gutek Film

 

Wspomniała pani, że zaprzyjaźniłyście się z Tildą Swinton, która jest wymieniana wśród tegorocznych kandydatek do Oscara. Jaka ona jest?

Otwarta, przyjazna, zainteresowana drugim człowiekiem, ciekawska. Mamy wiele wspólnego, jesteśmy równolatkami – różnica między nami to zaledwie miesiąc. Mamy też dzieci w podobnym wieku. Obie jesteśmy naturalnymi rudzielcami, chociaż akurat w tym filmie Tilda ma platynowe blond włosy. Świetnie się bawiłyśmy razem, ona jest kapitalną partnerką.

O kinie Almodóvara mówi się, że jest osobiste, ale i polityczne. Problem eutanazji to temat, który chętnie poruszają recenzenci piszący o „W pokoju obok”.

Uwielbiam u Pedra to, jak prezentuje w kinie swoje poglądy, bo za każdym razem robi to też przez intymną, osobistą opowieść. Idee polityczne, o które walczy, to wolność, możliwość wyboru, prawo do decydowania o swoim ciele, o tym, kogo kochamy czy też, jak w przypadku tego filmu, jak chcemy zakończyć nasze życie. Pedro krytycznie podchodzi do konserwatywnych poglądów w tej kwestii, pokazuje, że są one ograniczające. Nie godzi się na odbieranie innym prawa do wolności przez określoną grupę ludzi. Uważam, że to bardzo ważny temat...

Nie obawiała się pani, że w czasach, kiedy wszyscy kłócą się o wszystko, ktoś zarzuci pani, że opowiada się po którejś ze stron?

„W pokoju obok” nie dotyczy stricte eutanazji, mówi raczej o godnym odchodzeniu, godnej śmierci. To historia bohaterki, która sama podejmuje decyzję, kiedy chce odejść. Doświadcza ogromnego bólu, więc zdobywa lek, który raz na zawsze może go uśmierzyć. Sama zadecyduje o tym, kiedy go sobie poda. Nie boję się dzieł sztuki, które są tworzone z empatią i odnoszą się do rzeczywistych problemów. Do tego, jak żyjemy czy jak radzimy sobie z cierpieniem osób, które kochamy. Jestem zdania, że nie ma nic bardziej istotnego niż obecność przy drugim człowieku. To coś, co staramy się robić w rodzinie, wśród przyjaciół, w różnych wspólnotach, nawet w pracy. To nadaje życiu sens. Moja bohaterka trwa obok umierającej przyjaciółki i oferuje jej bycie świadkiem tego, przez co Martha przechodzi. Bardzo mnie to wzrusza. I uprzedzając pytanie: tak, miałam podobne doświadczenia w swoim życiu – w pewnym wieku człowiek zaczyna być wokół ludzi zmagających się z chorobą, z cierpieniem.

Ingrid wie, że Martha zamierza odebrać sobie życie, aby skrócić swoje cierpienie, ale nie dramatyzuje. Jej stoicki spokój wręcz zadziwia...

Uwielbiam to, że nasz film pozbawiony jest melodramatyzmu. Scena, w której Martha dowiaduje się, że choroba jest śmiertelna, a Ingrid jedynie pochyla się, całuje ją i mówi: „Zobaczymy się jutro”, jest piękna. Ingrid robi dla niej to, co może: jest obok, trzyma ją za rękę.

Moore i Swinton
Julianne Moore i Tilda Swinton w filmie "W pokoju obok"
Mat. Prasowe Gutek Film

 

 

Czy ten film pozwolił pani oswoić temat odchodzenia?

Zawsze jestem zaskoczona, kiedy aktorzy mówią, że przepracowują coś przez swoją rolę, bo nie wierzę w coś takiego. Aktorstwo to nie terapia. Dla mnie samej pomocne były książki – to one pozwalały mi rozumieć emocje innych ludzi, dostrzec, że myśli, z którymi się zmagałam, nie dotyczą tylko mnie. To czytanie, a nie aktorstwo, pomogło mi lepiej zrozumieć samą siebie. Oczywiście bycie wiarygodną aktorką wymaga głębokiego połączenia z bohaterką, ale wcale nie oznacza, że moja postać to ja. Tak, oddaję postaci ciało i głos, ale jej historia nie jest moja. Została wymyślona dla widzów i to oni mają odnaleźć w niej swoje miejsce.

Zna pani teorię, według której kamera filmuje to, co już odeszło, bo po każdym ujęciu aktorzy są kilka sekund starsi niż w chwili, która została zarejestrowana? Według niej aktorzy cały czas obcują z odchodzeniem.

Świadomość, że wszystko, w czym uczestniczymy, jest tymczasowe, bywa obciążająca. To jak mieć przed sobą ogromny tort - kiedy jest przed nami, trochę nie dowierzamy, że da się go zjeść w całości. A jednak w pewnym momencie cały tort znika. To zabawna metafora życia - ciężko nam trzymać się myśli, że ono jest tymczasowe, że kiedyś się skończy. Jednak gdy już to zaakceptujemy, możemy być bardziej obecni, wrażliwi i zaangażowani. Po prostu: żywi. Myślę, że ten film właśnie o tym jest.

Julianne Moore i Tilda Swinton
Julianne Moore i Tilda Swinton w filmie "W pokoju obok"
Mat. Prasowe Gutek Film

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 01/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również