Sukces to walka o swoje – tak nas uczono. Ale czy na pewno? W "Give and Take" Adam Grant przewraca tę teorię do góry nogami: dawanie, a nie branie, może być drogą na szczyt. Badania i prawdziwe ludzkie historie pokazują, że hojność buduje nie tylko innych, ale i nas. Przyjrzyjmy się, jak to działa i dlaczego warto spróbować.
Wszyscy ich znamy: ludzie, dla których liczy się tylko własny zysk. Biorcy idą po kasę, status i pochwały. Dominują, schlebiają ważnym, a pomagają tylko, gdy im się opłaca. Świat? Bezlitosna gra, gdzie bierzesz, co chcesz. Kenneth Lay z Enronu? Wziął miliony, sprzedał akcje przed krachem – 20 tysięcy ludzi straciło pracę. Michael Jordan też mawiał: "Trzeba być samolubnym". Zdecydowanie koszykarz był biorcą: jako gracz chciał więcej dla siebie, jako właściciel – mniej dla innych. Adam Grant, w swojej książce "Give and Take" wymienia takich "zwycięzców", którzy szli po trupach do celu. Mówi jednak, że do prawdziwego sukcesu wiedzie całkiem inna droga - przez hojność.
Dawcy to przeciwieństwo biorców – dają więcej, niż biorą. Czas, wiedza, wsparcie – bez kalkulacji. George Meyer, scenarzysta "Simpsonów" należał do tej grupy. Oddawał pomysły kolegom, nie dbając o prawa autorskie. 300 odcinków wyszło spod jego ręki, a tylko 12 podpisanych zostało jego nazwiskiem. Ile osób stworzyło projekty, by się jak najlepiej zaprezentować podczas rozmaitych przetargów. Przetargi przegrywali, ale nagle ktoś inny realizował łudząco podobne do ich pomysłów rzeczy.
Tacy ludzie to jednak nie tylko naiwni marzyciele. Dla dawców liczy się wspólny cel. Pomaganie? To dla nich nagroda sama w sobie. Tworzą obfitość, nie rywalizację. Ich sukces to efekt współpracy. I często lądują na szczycie – bo inni ich pamiętają. Bo z nimi wszystkim pracuje się lepiej.
Na świecie nie żyją tylko biorcy i dawcy. Są i tacy, którzy działają tylko na zasadzie "coś za coś". Nie zabierają nic siłą, grają fair: dasz mi, dam ci. Świat to dla nich płaska arena – wymiana musi być sprawiedliwa. Pomagają, ale czekają na rewanż. To logiczne podejście i większość z nas tak działa. W pracy tacy ludzie potrafią utrzymać balans między dawaniem a braniem. Elegancki kompromis.
Nie jesteśmy w tych cechach (branie, dawanie, układy) stali. Przeciwnie - dostosowujemy się. Biorcy w tłumie dają więcej, by nie wyjść na skąpych. Dawcy w biurze kryją hojność, by nie być frajerami. Ludziom łatwiej się podzielić – fani Manchesteru United pomagali "swoim" w 92 proc., obcym w 33 proc. Gdy ktoś potrzebuje naszej pomocy, a znajdziemy z nim jakąś wspólnotę (wspólne miasto, liceum, hobby) to pomożemy mu łatwiej. Grupa i podobieństwo sterują nami. My też zmieniamy się w locie – nie zawsze to widzimy. To nasza ludzka natura – płyniemy z prądem. I to nas definiuje.
Biorcy wygrywają tylko na początku – potem tracą. Autor książki przypomina historię Jonasa Salka, twórcy szczepionki na polio, który "zapomniał" podziękować zespołowi, z którym wspólnie dokonał odkrycia. Zostało mu to zapamiętane. Opinia poszła między uczonych i kiedy przyszło do Nagrody Nobla, Salk jej nie dostał. Znany architekt Frank Lloyd Wright nie płacił uczniom, żądał praw autorskich do nie swoich pomysłów. Znany ze swojego trudnego charakteru, egoizmu i narcyzmu, a jego życie było pełne kontrowersji, w tym konfliktów rodzinnych, romansów i rozwodów. Pozostał ikoną architektury, ale ominęło go wiele projektów właśnie dlatego, że zraził do siebie ludzi.
Autor książki ostrzega: nie bierz za dużo. Biorcy płacą za swój egoizm – tracą szacunek, umykają im różne wyjątkowe szanse. Mają krótki zysk, ale długą stratę. To sprawiedliwość tłumu.
Dawcy wygrywają, bo patrzą szerzej. Abraham Lincoln podzielił się władzą. Oddał senat Trumbullowi ponieważ wspólny cel: znieść niewolnictwo. Ostatecznie, Lincoln i Trumbull wspólnie działali na rzecz podtrzymania Unii, co doprowadziło do wygranej wojny secesyjnej i rekonstytucji kraju.
Jason Geller z Deloitte wynalazł system zarządzania informacją, aby zbierać i przechowywać dane o klientach i konkurentach firmy, i zamiast gromadzić informacje tylko dla siebie, udostępnił je wszystkim swoim współpracownikom. Pomogło to całej firmie działać lepiej. Ta hojność zrobiła duże wrażenie na jego przełożonych, którzy wkrótce awansowali go na partnera, jednego z najmłodszych w Deloitte. Darczyńcy interesują się dobrem ogółu. Dzięki temu mogą awansować na szczyt, osiągając potężne i wpływowe stanowiska. Dawcy budują dobro wspólne – i rosną, a sukces to nie walka – to wsparcie. I winda w górę. Dawcy wierzą także, że wiedza i zasoby są dla wszystkich. Ich kontakty to skarb. Potrafią jednak się nimi podzielą. A karma zwykle wraca.
Dawcy widzą potencjał tam, gdzie inni odpuszczają. Mają więcej cierpliwości do innych. A może nawet miłosierdzia. Zakładają, że w każdym może drzemać. Gdyby nie tacy ludzie, nie powstałyby płyty wielkich gwiazd, na przykład Johny`ego Casha a w branży filmowej nie nakręconoby filmu "Ojciec chrzestny" (opowiada o tym świetny serial "The Offer"). Ludzie czasem oceniają za wcześnie i skreślają. Dawcy ryzykują – i niejednokrotnie wygrywają. Talent rośnie pod ich skrzydłami. To ich superpower. Dawcy nie dominują, przyglądają się i budują zaufanie. Miękka perswazja działa.
Dawcy czasem padają z wyczerpania, ponieważ za dużo dają. To, co daje im napęd i siłę to efekt ich pracy, podejścia, oddania. To oczywiście piękna satysfakcja, ale czasem przychodzi późno i można naprawdę zużyć wiele życiowej energii dla innych, nie widząc efektów swojego działania. Znam to dobrze z własnego życia. Dopiero terapia pokazała mi, że daję zbyt dużo, że zapominam o sobie. Teraz stosuję zasadę złotego środka: Zawsze szukam balansu. Po pierwsze nie rzucam się do dawania, gdy mnie nikt nie prosi. Po drugie, gdy czuję zmęczenie, odmawiam. Po trzecie, najpierw przyglądam się, czy tylko ja reaguję chęcią pomocy? BO czasem przyzwyczajamy ludzi do tego, że jak trzeba pomocy, to dzwonią do nas. To dawanie z głową. Efekt i granice to tarcza takiego dawania. Sukces jest łatwo dostępny dla dających, ale pod warunkiem, że dbają o siebie. To hojność, która jest mądra.
Adam Grant, psycholog z Wharton, pisał dla Google’a, ONZ, ma na koncie kilkadziesiąt publikacji. Wie, jak rozpracować ludzkie zachowania. Z nim sukces to dawanie. Praktyka, nie bajka.