Barwniki stosowane do farbowania tkanin mogą wywoływać alergie skórne. Środki chroniące ubrania przed wilgocią – podrażniać, ale też powodować zaburzenia hormonalne. Na co uważać podczas zakupów i których elementów garderoby lepiej się pozbyć? Radzą eksperci.
Kiedy w 1775 roku szwedzki aptekarz i chemik Carl Wilhelm Scheele opracował recepturę na zielony barwnik, europejskie dwory opanowała moda na szmaragdowe suknie. Wiele dam cierpiało wówczas na bóle brzucha, często dochodziło do omdleń, a nawet tajemniczych zgonów. Dopiero po stu latach zagadka została wyjaśniona: za choroby kobiet odpowiadał zawarty w zielonym barwniku trujący arszenik. Choć dziś wiedza na temat wpływu chemicznych związków na nasze zdrowie jest znacznie większa, obowiązują też przepisy dotyczące stosowania różnych substancji w produkcji ubrań i dodatków, okazuje się, że nie możemy mieć całkowitej pewności co do ich bezpieczeństwa. Inspekcja Handlowa przebadała niedawno skórzane akcesoria: buty, rękawiczki, paski do spodni i zegarków, torebki i portfele, m.in. pod kątem zawartości chromu (VI). To związek służący do garbowania, czyli konserwacji skóry, który w nadmiarze może powodować alergie, podrażnienia i choroby nowotworowe. Jego dozwolona ilość wynosi mniej niż 3 mg/kg produktu. Kontrola wykazała, że w dwóch na 26 partii damskich butów zawartość chromu (VI) dwukrotnie przekraczała dopuszczalne limity.
– Najczęstszym problemem zdrowotnym powodowanym przez chemię w ubraniach są alergie skórne – mówi prof. Radosław Śpiewak, specjalista dermatolog i alergolog, kierownik Zakładu Dermatologii Doświadczalnej i Kosmetologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Co wywołuje podrażnienia? Sam rodzaj tkaniny bardzo rzadko. – Nawet materiały syntetyczne, jak poliester, polipropylen, poliamid czy elastan, nie szkodzą skórze, co więcej, dzięki nowoczesnej kanalikowej strukturze odprowadzają pot, dlatego stosuje się je w odzieży sportowej – tłumaczy ekspert. – Podrażnienia wywołują czasem ubrania słabej jakości, jak kiepska bielizna termiczna, która powoduje odparzenia. Znacznie częściej przyczyną problemów okazują się barwniki. Nie są z zasady szkodliwe: nie uczulają wszystkich, a jedynie osoby, które mają skłonność do alergii, podobnie jak w przypadku uczulenia na mleko, orzechy czy pyłki roślin. Wnikaniu barwnika w skórę sprzyja pocenie, stąd charakterystyczna lokalizacja zmian: swędzenie, pieczenie, zaczerwienienie i wysypka zazwyczaj pojawiają się w okolicy pach i pachwin, na pośladkach oraz udach. O diagnozie rozstrzyga specjalny alergologiczny test płatkowy na barwniki i inne dodatki tekstylne. Co potem? Jedyne rozwiązanie to unikać odzieży o „podejrzanej” barwie. Bagatelizowanie alergii może skutkować nasileniem i utrwaleniem zmian skórnych, prowadzić do pojawienia się obrzęków, pęcherzy.
– W rankingu najczęściej uczulających barwników przodują odcienie niebieskiego – ostrzega specjalista. – Nie zawsze łatwo rozpoznać ich obecność, bo czasem dodaje się je do czerni, żeby ją pogłębić, czy do niektórych zieleni uzyskiwanych z połączenia niebieskiego i żółci. Sporo osób jest też uczulonych na barwniki żółte i pomarańczowe, co ciekawe, często są to kobiety, które reagują podrażnieniem na farby do włosów. Alergicy szczególnie unikać powinni bielizny w ryzykownych kolorach: podkoszulków, majtek, rajstop, skarpetek, piżam, czyli części garderoby, które mają bezpośredni kontakt ze skórą. Dżinsowa kurtka to mniejsze „zagrożenie”, chyba że ktoś w niej przemoknie i rozpuszczone barwniki dotrą do skóry. Czy dla alergika najbezpieczniejsze będą zatem białe ubrania z naturalnych tkanin? Niekoniecznie. Bawełna bywa mocno zanieczyszczona pestycydami stosowanymi podczas uprawy, a biały odcień rzadko oznacza brak farbowania. – Naturalna bawełna ma kolor śmietankowy, do otrzymania śnieżnobiałej barwy niezbędny jest dodatek błękitu lub zastosowanie chemicznych wybielaczy, które też mogą drażnić wrażliwą skórę – wyjaśnia prof. Śpiewak. Najbezpieczniejszy wybór to ubrania jasne, pastelowe. Nie masz alergii? Oby tak pozostało, bo może pojawić się w każdym wieku.
To zwykle woń... środków przeciwgrzybiczych, przeciwpalnych i odstraszających gryzonie, którymi spryskiwane są ubrania, by bezpiecznie przetrwały długą podróż z fabryki, najczęściej znajdującej się na innym kontynencie, do naszych sklepów. I kolejne źródło zagrożenia dla zdrowia. – Kilkanaście lat temu do gabinetów dermatologicznych na całym świecie masowo zgłaszali się pacjenci z ostrymi zmianami skórnymi: obrzękami, sączącymi się pęcherzami – opowiada alergolog. – Lekarze podejrzewali białaczki, chłoniaki skórne. Okazało się jednak, że przyczyną była alergia na dimetylofumaran (DMF), silny środek grzybobójczy, którego saszetki umieszczano w kontenerach z odzieżą i butami z Chin. Od 2009 roku DMF w produktach importowanych do krajów UE jest zakazany. Wciąż stosowane są jednak inne środki, jak substancje przeciwpalne, które – zgodnie z doniesieniami naukowców z Uniwersytetu Stanowego w Oregonie – mogą wywoływać zaburzenia hormonalne i powodować nadczynność tarczycy. Dlatego ważne, by nowe ubranie przed noszeniem zawsze najpierw uprać.
Zapewne czasem korzystasz z pralni, ale czy wiesz, na czym właściwie polega metoda czyszczenia ubrań „na sucho”? Zamiast wody stosuje się rozpuszczalnik, najczęściej czterochloroetylen (PER), skuteczny w usuwaniu zabrudzeń, lecz... toksyczny i rakotwórczy. Środek jest dokładnie usuwany z odzieży, jednak nigdy nie ma pewności, czy w stu procentach. Z tego względu nie zaleca się oddawania do chemicznej pralni ubranek dziecięcych. PER jest też problemem ekologicznym, bo jego odpady stwarzają zagrożenie dla środowiska. Eksperci pracują nad nowymi, bezpiecznymi dla ludzi i natury preparatami (jednym z nich jest płynny silikon o nazwie GreenEarth). Warto szukać miejsc wykorzystujących takie technologię (uwaga, to nie wszystkie te, które mają w nazwie określenie „ekologiczna” – bywa tylko chwytem marketingowym).
W pralniach proponowana jest też dodatkowo usługa apretury. Zabieg polegający na spryskiwaniu ubrania specjalnym środkiem ma na celu uodpornienie go na zabrudzenia i zagniecenia – po to, by płaszcz czy spodnie dłużej zachowały czystość i fason (apreturze poddaje się również nowo wyprodukowaną odzież, by w sklepach wyglądała dobrze pomimo wielokrotnego przymierzania). Środek do tego zabiegu zawiera syntetyczne żywice, w których składzie najczęściej występuje formaldehyd. Eksperci podejrzewają, że substancja już w mikrostężeniu drażni układ oddechowy, oczy i skórę, zaburza gospodarkę hormonalną organizmu, działa alergizująco i rakotwórczo. Częsty kontakt z nią może zwiększać skłonność do nadwagi, cukrzycy typu 2, nowotworów, zwłaszcza piersi, chorób tarczycy i zaburzeń płodności. Formaldehyd jest na razie dopuszczony do produkcji tekstyliów, a w Unii Europejskiej przepisy ściśle określają jego bezpieczne stężenia (w przypadku ubrań to 75 mg/kg). Specjaliści zalecają jednak unikanie kontaktu z substancją, ponieważ jej kumulacja – obecność formaldehydu dozwolona jest również w meblach, opakowaniach żywności czy kosmetykach – może stanowić zagrożenie dla zdrowia.
Bezpieczna alternatywa dla apretury? Naturalnym i neutralnym dla zdrowia środkiem jest... tradycyjny krochmal, czyli woda wymieszana z ziemniaczaną skrobią, domowy sposób stosowany przez nasze mamy i babcie. Ostrożność zachować warto także w przypadku środków do impregnacji, które zwiększają odporność na wodę – kurtek, butów, plecaków. Wiele takich preparatów zawiera fluorowęglowodory szkodliwe dla układu oddechowego i nerwowego. Bezpieczniej stosować je na dworze, starając się nie wdychać, i pozostawić rzeczy do wywietrze-nia. A najlepiej wybierać naturalne impregnaty na bazie roślinnych wosków.
„Najzdrowsze” ubrania? – W miarę możliwości wybierajmy te od lokalnych producentów, niewymagające zabezpieczania chemią na czas długiego transportu – radzi dr n. med. Aleksandra Rutkowska, prezes i biotechnolog z DetoxED, firmy, która wdraża rozwiązania mające obniżać wpływ substancji chemicznych w otoczeniu na zdrowie ludzi i środowisko. – Starajmy się kupować ubrania z bawełny i lnu, najlepiej z certyfikowanych upraw, na których nie używa się pestycydów (to produkty oznakowane symbolami Ecolabel, GOTS, OEKO TEX – red.). Ekspertka przypomina, że z syntetycznych tkanin pod wpływem tarcia do powietrza, a podczas prania do wody uwalniają się cząsteczki mikroplastiku, które potem wdychamy, wypijamy i zjadamy. – Badania potwierdzają, że mikroplastik odkłada się m.in. w tkance tłuszczowej, powodując ogólny stan zapalny, który może prowadzić do nadwagi, niepłodności, nowotworów. Jeden droższy sweter z miękkiej wełny merynosów lub kaszmiru zamiast kilku tanich z akrylu? Wszystko wskazuje, że warto przestawić się na takie myślenie. Kupować mniej, ale ubrań lepszych i dla zdrowia, i dla środowiska.