"O wszystko zadbam" - najnowsza filmowa premiera na Netflix podnosi ciśnienie. Ale chwilę później potrafi też zadziałać jak całkiem dobry środek nasenny. Czy netfliksową nowość z Rosamund Pike, Dianne West i Peterem Dinklage w rolach głównych można zaliczyć do udanych? Zapraszam na moją recenzję!
Zgodnie z zapowiedzią i ku uciesze milinów widzów, Netflix co tydzień serwuje nowe, filmowe premiery. W tym roku na platformie pojawi się ich ponad 70! Był już więc rozgrywający się chwilę przed II wojną światową melancholijny dramat "Wykopaliska" z Carey Mulligan i Ralphem Fiennesem, był czarno-biały, mocny, nasycony emocjami miłosny melodramat "Malcolm i Marie", było też romantyczne "Do wszystkich chłopców: zawsze i na zawsze". Najnowsza premiera to "O wszystko zadbam" z Rosamund Pike w roli głównej. Seans "Wykopalisk" skończyłam ze szklanymi oczami. "Malcolm i Marie" dawkowałam sobie przez kilka dni i w zasadzie wciąż gdzieś we mnie siedzi. Czy "O wszystko zadbam" również przypadł mi do gustu? Nie do końca. Choć jest w nim parę jasnych punktów.
Już w pierwszej scenie poznajemy graną przez Rosamund Pike Marlę Grayson. I od tej pierwszej sceny szczerze Marli nie znosimy. Jest ona prawną opiekunką, która pod swoje "troskliwe" skrzydła bierze schorowanych, niezdolnych do opieki nad sobą starszych ludzi. Teoretycznie. W praktyce Marla po prostu ich okrada. Pozostając w komitywie z ich lekarką, pod płaszczykiem lewych papierów, umieszcza starsze osoby w luksusowym ośrodku opieki, a aby go opłacić (i uzyskać z tego spory procent) wystawia dorobek życia podopiecznych na licytacjach. Biznes kręci się zaskakująco dobrze.
Nieposzlakowana opinia Marli sprawia, że bezgranicznie ufa jej również sędzia, który z radością i czystym sumieniem oddaje pod jej skrzydła kolejnych "biednych" staruszków. Problem pojawia się, gdy zachłanna Marla zarzuca sidła na Jennifer Peterson (Dianne West). Na pierwszy rzut oka to klientka idealna. Zaniki pamięci, brak męża, brak dzieci, brak jakiejkolwiek bliskiej żyjącej rodziny i... całkiem pokaźna suma na koncie. Marla zjawia się więc w drzwiach niczego niespodziewającej się Jennifer już następnego dnia i z szerokim uśmiechem zapewnia, że zatroszczy się o nią najlepiej jak umie. Zastraszona Jennifer po godzinie od wizyty Marli ląduje w ośrodku dla starszych osób. Odwrotu nie ma. Na szczęście Jennifer od lat skrywa pewną tajemnicę, o której istnieniu Marla nie ma pojęcia. Tajemnica łączy ją w pewien sposób ze światkiem kryminalnym, który na dziwne zniknięcie staruszki reaguje całkiem szybko i sprawnie. Więcej fabuły nie zdradzę ;)
Gatunek filmu to thriller, choć w trakcie seansu odnosiłam wrażenie, jakbym przyglądała się filmowi akcji. Stopniowane napięcie ani trochę mnie nie porywało, drażnił mnie też ciągły, chwilami zbyt oczywisty triumf zła nad dobrem. W prawdziwym życiu nic nie jest czarno-białe. W "O wszystko zadbam" owszem. I ta świadomość, która narasta z każdą minutą filmu sprawia, że seans dłuży się chwilami i nudzi. Moja żądza zemsty nieraz wołała o sprawiedliwość i każda mała igiełka wymierzona w stronę Marli Grayson niezmiernie cieszyła. Mam jednak wrażenie, że reżyser nie dotarł do głębi tematu i pokazał go w dość jednowymiarowy, zbyt banalny sposób.
Zaskakująco słabym punktem filmu była, w moim odczuciu, aktorska gra. Owszem, Rosamund Pike, którą cenię za rolę np. w filmie "Zaginiona dziewczyna" z Benem Affleckiem, doprowadzała mnie swoją kamienną, nieprzeniknioną twarzą i socjopatycznymi zagraniami do szewskiej pasji. I to duży plus. Ale partnerująca jej choćby Eiza Gonzalez do podobnej szewskiej pasji doprowadzała mnie kompletnym brakiem aktorskich umiejętności. Również Peter Dinklage dziwnie rozczarowuje. Znany z serialu "Gra o tron" aktor w tym filmie prezentuje nam bardzo ograniczony wachlarz emocji, a przecież dobrze wiemy, że stać go na więcej.
Ale film ma też jasne strony. Wspomniana wcześniej Rosamund Pike chwilami naprawdę przeraża. Choć czasem aż za bardzo próbuje nam udowodnić, jaka to jest nieustraszona i jak bardzo jest cool, w ogólnym rozrachunku wychodzi na plus. Jest też Dianne West, która, choć nie ma do zagrania zbyt wielu scen, kradnie każdą z nich. Jest tu jeszcze kilka mniejszych ról, które do filmu wnoszą przyjemny powiew świeżości: grająca dr Amos Alicia Witt, elegancki Chris Messina w roli mafijnego prawnika czy wyjątkowo odpychający dyrektor ośrodka opiekuńczego grany przez Damiana Younga. Świetna jest też stworzona przez Marca Canhama muzyka, która umiejętnie podkreśla horror całej sytuacji, w jakiej znalazła się Jennifer, a potem na własne życzenia Marla (i kilka innych osób). Sama tematyka filmu jest też bardzo ciekawa - jak bardzo państwo może ingerować w nasze życie i jak bardzo może nam narzucać swoje opiekuńcze macki? Szkoda tylko, że reżyser J Blakeson potraktował temat tak banalnie, zamiast porządnego wielopłaszczyznowego thrillera, robiąc rozrywkowe kino na jeden wieczór.