Wysiewanie sałaty czy przesadzanie kwiatów to najlepsza antystresowa terapia – przekonuje Dan Pearson, znany w świecie brytyjski architekt krajobrazu, autor książki "Rok w ogrodzie".
Dlaczego zajmowanie się roślinami relaksuje?
Pielęgnowanie ogrodu, niezależnie od tego, czy mamy parę doniczek na parapecie, czy kilka arów zieleni wokół domu, daje nam mnóstwo dobrego. To dwukierunkowa relacja: nie tylko my troszczymy się o rośliny, ale też otrzymujemy od nich odpowiedź na tę troskę. Współczesne życie jest za szybkie, a przebywanie w ogrodzie oferuje rzadką okazję, by „zaczepić się” w realnym czasie. Zmusza nas, żeby zwrócić uwagę na to, co dzieje się tu i teraz. Uczy uważności i wrażliwości. Dzięki codziennej obserwacji natury możemy dostrzec, jak się zmienia, a przez to mieć lepszy kontakt ze światem. Dziś mnóstwo rzeczy nas rozprasza i męczy. Zieleń jest prosta, a przez to zbawienna dla umysłu i ducha. Pozwala odzyskać jasność myśli, przywraca uczucie równowagi, jaka panuje w świecie roślin.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Jak zaplanować ogród, by sprzyjał relaksowi?
To nie musi być idealna kompozycja. Niektóre z moich ulubionych miejsc sprawiają wrażenie chaotycznych, ale widać, że powstały z miłości i pasji. Najważniejsza zasada, którą staram się przekazywać innym, brzmi: „mniej znaczy więcej”. Często popełniamy ten błąd, że chcemy mieć zbyt dużo różnych roślin. Ogród powinien być prosty, jasny. Czasem wystarczy jedno drzewo, a pod nim krzew, jeśli razem tworzą ładny obrazek.
Czy to prawda, że do roślin trzeba mieć rękę?
Niektórzy mówią „zielone palce”. Dla mnie jednak nie ma w tym nic z tajemniczej umiejętności. Żeby być dobrym ogrodnikiem, wystarczy stale towarzyszyć roślinom. Obserwować je, zauważać ich potrzeby i reagować na nie. Przydaje się czytanie książek czy oglądanie programów, ale najwięcej uczy doświadczenie. Z czasem pokazuje, że niektóre zasady można łamać, a nawet tworzyć własne.
Ogrodnictwo to pana zawód. Nie każdy może poświęcać roślinom tyle czasu.
Nie chodzi o to, żeby zajmować się nimi każdego dnia. Czasem wystarczy popatrzeć przez okno i spróbować dostrzec, co się zmieniło. Nie tylko praca w ogrodzie, ale sama jego kontemplacja czyni nas szczęśliwszymi.
W książce pisze pan, że nigdy nie kupuje ciętych kwiatów. Dlaczego?
Wolę ozdabiać dom roślinami z własnego ogrodu. Nie musi to być duży bukiet, wystarczy jeden kwiat czy gałązka, które w danym tygodniu prezentują się najlepiej. Dzięki temu mam jeszcze jedną sposobność, by przyglądać się im z bliska. Czasem, gdy okazuje się, że rośliny w wazonie pięknie razem wyglądają, sadzę je obok siebie także w ogrodzie.
Często powtarza pan, że ogród warto prowadzić w zgodzie z naturą, a nie przeciwko niej. Co to oznacza?
Takiego podejścia nauczyłem się od mojej sąsiadki, która uprawiała „dziki” ogród. Dzięki niej zrozumiałem, że chwast to jedynie roślina rosnąca w niewłaściwym miejscu. Moja mentorka nie dyskryminowała „zielska”, w jej ogrodzie zajmowało równie ważne miejsce, jak „szlachetne” gatunki. Ja też dostrzegam piękno ostów, pokrzyw. I uważam, że tam, gdzie to możliwe, warto pozwolić rządzić naturze.
Mamy zrezygnować z pielenia?!
Nie, ale nie wszystkie chwasty trzeba skrupulatnie usuwać. Nadgorliwość w ogrodzie nie jest wskazana. Weźmy na to jesienne porządki. Czujemy silną pokusę, żeby zagrabić opadłe liście, jednak można w ten sposób zrobić więcej złego niż dobrego. Szczątki roślin to najlepszy, naturalny nawóz dla gleby, ale też zimowe schronienie dla owadów i małych zwierząt. Zanim rozpalimy ognisko z suchych ozdobnych traw, warto sprawdzić, czy w ich pustych łodygach nie drzemią biedronki lub żuki, i przenieść je w bezpieczny kąt. Wiosną będziemy im wdzięczni za pomoc przy mszycach i ślimakach. Ze sprzątaniem najlepiej wstrzymać się do końca zimy.
W Polsce często narzekamy na klimat. Marzymy o życiu w miejscach, gdzie trwa wieczne lato. Pan jest ogrodnikiem, a zachwyca się jesienią i zimą. Jak to możliwe?
Kocham wszystkie cztery pory roku. Kontrast między nimi jest wspaniały i powinniśmy go doceniać. Miałem okazję mieszkać w tropikach, uważam, że zmiana jest znacznie ciekawsza. Lato rzeczywiście lubię najmniej. Kojarzy mi się z całą masą rzeczy do zrobienia. Moje dwa ulubione okresy w roku to momenty największego przełomu w przyrodzie, czyli wczesna wiosna i początek jesieni. W kwietniu uwielbiam patrzeć, jak nabrzmiewają pączki kwiatów bezlistnych jeszcze drzew owocowych. Jest w tym niesamowita energia. Zimę cenię za to, że daje mi czas na przemyślenia i refleksje. Pozwala patrzeć na ogród bez poczucia obowiązku, że trzeba w nim coś zrobić. Choć wbrew temu, co powszechnie się sądzi, zima nie jest czasem stagnacji. W naturze zawsze coś się dzieje, trzeba tylko postarać się to dostrzec.