Kilka lat temu syn pieszczotliwe nazwał mnie „jaszczureczką”. I pogładził mój drugi podbródek (według niego podobny do tego, który ma nasza domowa agama brodata). Od tej pory w lustrze widziałam tylko ten defekt. Unikałam golfów, ale nie tędy droga!
Przez trzy pierwsze dekady życia nawet nie zauważamy, że skóra jest maksymalnie naciągnięta. Uważamy to za stan naturalny. Trzydziestolatki martwią się pierwszymi zmarszczkami. „Urocze”, uśmiechają się, słysząc to pięćdzięsięciolatki. Bo one już wiedzą, że większym problemem są „zwisy” i „chomiki”. Po czterdziestce dowody na istnienie grawitacji zdarza nam się oglądać w lustrze. Trudno czuć się dobrze w za dużej skórze. Czy coś z tym można zrobić? Tak! O jędrną skórę warto walczyć od młodości. Ja zaczęłam po czterdziestce – i nie żałuję. Jestem typem wojownika, więc jeśli jeden sposób nie działa, próbuję innych.
Przyznaję, przez lata zapominałam, że nakładając krem na twarz, należy posmarować również żuchwę i podbródek. A co zaniedbane, jest nie do cofnięcia. Gdy się ma prawie 50 lat, trudno kremem ujędrnić to, co wisi. Ale oczywiście się nie poddaję. Koleżanka doradziła: głaszcz linię podbródka od środka w stronę uszu codziennie i tyle razy, ile masz lat. Zobaczysz efekt za kilka lat, gdy spotkasz się z koleżankami, które nie przykładały się do pielęgnacji – uśmiechnęła się. Super. Ale ja chciałam natychmiast zlikwidować chomika! Albo jaszczurkę, jak mówi syn.
Lekarz (po znieczuleniu) wbija w skórę kaniulę, przez którą wkłada długie nici od żuchwy do skroni. Wyciąga prowadnicę, a haczyki umieszczone na niciach otwierają się, unosząc skórę. To proste! – Ale nie dla pani – powiedział mi chirurg plastyczny, u którego chciałam zrobić zabieg. – Aby unieść podbródek, muszę naciągnąć skórę całej twarzy, a u pani jeszcze za mało opada. Postanowiłam: nie czekam aż opadnie więcej, muszę temu zapobiec.
To, co rozciągnięte, kurczy się po podgrzaniu – swetry się filcują, białko ścina, a włókna kolagenu skracają. Podwyższona temperatura pobudza też komórki do produkcji nowego rusztowania. Spróbowałam wszystkich „żelazek”. Urządzeń emitujących fale, wiązki laserowe, ultradźwięki. Jedne były miłe, ciepłe, drugie gorące, trzecie nieprzyjemnie. Efekt widziałam przez chwilę albo wcale. Co jest, czy podgrzewacze nie działają? – Działają, ale delikatnie – powiedział dr Marcin Ambroziak z Kliniki Ambroziak w Warszawie. I wyjaśnił: – Połowa sukcesu w medycynie estetycznej to właściwe dobranie zabiegu do pacjentki. Większość kobiet jest ostrożna. Wolą zrobić dziesięć delikatnych zabiegów zamiast jednego mocnego. I nie oczekują natychmiastowych, widocznych efektów. W drugiej grupie są kobiety zadaniowe i energiczne. Jeśli postanowiły zrobić zabieg, to gołym okiem chcą widzieć skutki. Takie zdecydują się na operację, zamiast podgrzewania. Ha! To mój przypadek.
Dr Marcin Ambroziak zaczął zabieg od nasączenia mojego podbródka znieczulającym płynem, potem włożył pod skórę końcówkę rozgrzewającą tłuszcz. Roztopił go i wypompował. W sumie ok. 300 ml – więcej niż mieści się w szklance! Na koniec przez ten sam otwór włożył końcówkę lasera i podgrzał skórę od wewnątrz. Zabieg trwał dwie godziny, przez dwa dni chodziłam w specjalnej niby-kominiarce mocno obciskającej głowę, aby opróżniona
z tłuszczu skóra się skurczyła. Gdy zdjęłam, zaczęłam... seplenić. To może się zdarzyć, jeśli jakiś nerw został naruszony albo za mocno naciśnięty opatrunkiem. Specjalny masaż w klinice miał przyspieszyć regenerację nerwu, ale i tak trudności z mówieniem trwały dwa tygodnie. Gdybym pracowała głosem, musiałabym wziąć zwolnienie. Trudno, czasem zdarzają się niespodzianki. Najważniejsze, że przejściowe. A podbródek? Wyglądał dobrze od razu, a dziś, po roku – idealnie. No, prawie, bo pod kącikami ust pozostały dwie nierówności. – Tu są nerwy bródkowe, nie wolno ich ruszyć, bo opadną usta – wytłumaczył doktor. Rozumiem i doceniam troskę. Wolę mieć podbródek nierówny niż podwójny.
Szyja i podbródek starzeją się szybciej niż kiedyś, bo częściej pochylamy głowę do smartfonów. Unikaj tego.