Minimalistyczne formy, skóry przyjazne planecie, fantazyjne paski plecione z kolorowych sznurków i ceny przystępne dla każdego. Poznajcie nową kolekcję torebek Kulik.
Noszą to same nazwisko bo są kuzynkami. Cztery lata temu stwierdziły, że na polskim rynku brakuje torebek, które łączą najwyższą jakość i przyjazność środowisku z ceną przystępną dla każdego. Założyły więc "rodzinną"markę i by spełnić wszystkie swoje założenia.
Wszyscy się dziś chwalą najwyższą jakością, dla was również jest ona priorytetem. Powiedzcie konkretnie co ten termin dla Was oznacza?
Sylwia: Funkcjonalny design, staranne rzemiosło, doskonały materiał. Wszystkie skóry, z których szyte są nasze torby sprowadzamy z Włoch. Są garbowane w sposób tradycyjny, za pomocą bezpiecznych dla środowiska roślinnych garbników.
Ewa: Torebki Kulik są szyte ręcznie w dwóch rodzinnych zakładach kaletniczych w pobliżu Łodzi, bo jesteśmy łodziankami. Jeden z naszych mistrzów szyje torebki od 40 lat, tradycyjnymi metodami. Bardzo wysoko zawiesił nam poprzeczkę. Każda nitka musi mieć odpowiednią grubość, splot, odcień, wszystko ma być dopracowane. Liczy się każdy detal. Nawet nasze nity są robione na zamówienie - złote nie mogą się ściera a srebrne matowieć
Skąd pomysł na te fantastyczne kolorowe paski, które pojawiły się w nowej kolekcji?
Ewa: Często jeździmy na targi do Mediolanu, tam poznałyśmy dziewczyny, które je dla nas ręcznie wyplatają ze sznurków różnej grubości. Paski są pokryte specjalnym woskiem, po to żeby się nie niszczyły, nie plamiły, nie odbarwiały i służyły jak najdłużej. W nowej kolekcji postanowiłyśmy eksperymentować z dodatkami by jeden model torby nadawał się na różne okazje - na bankiet i na spacer z psem. Zależy, czy doczepimy do niego kolorowy pasek, czy elegancki złoty łańcuszek - to ważne w czasach zagrożeń klimatycznych.
Czym zajmowałyście się wcześniej, zanim wystartowałyście z marką Kulik?
Ewa: Jestem z wykształcenia architektką, projektowałam wnętrza.
Sylwia: Ja ukończyłam Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze i Polityczne, ale byłam związana z modą. Pracowałam m.in. jako kupiec w dużej hurtowni tkanin i dużo podróżowałam m.in. do Chin. Szukałam także materiałów dla polskich sieciówek i mniejszych marek. Świetnie się dopełniamy. Ewa zajmuje się formą torebki, bo doskonale widzi w przestrzeni, ja znam się na stronie produkcyjnej.
Jak przebiega proces tworzenia torebki, w jakiej mierze to Wasza praca wspólna?
Sylwia: Na początku zastanawiamy się jakiej torebki nam brakuje - pod względem rozmiaru i funkcji. Bierzemy pod uwagę potrzeby klientek. Tak było z modelem Mini Pure - dziewczyny napisały, że brakuje im formatu, który zmieści kalendarz A5.
Ewa: Jak już mamy pomysł, rysuję wszystkie elementy torebki i według tych szkiców powstaje prototyp. Pierwszy model zazwyczaj się nam nie podoba, więc eksperymentujemy. Tak było choćby z wspomnianą Mini pure. Zależało nam, aby zachowała idealny kształt pudełeczka. Po serii prób, kaletnicy uszyli torbę przy użyciu drewnianego kopyta w powietrzu. To był strzał w dziesiątkę! Mini Pure doskonale trzyma formę.
Gdzie szukacie inspiracji, jaka estetyka Wam odpowiada?
Ewa: Jednym z moich ukochanych architektów jest Frank Lloyd Wright, więc blisko mi do minimalistycznej geometrii modernizmu, ale uwielbiam także Friedę Khalo. Jej twórczość jest bardzo kolorowa i niekiedy przerysowana. Jedno drugiego nie wyklucza. Nasze torebki mają proste formy, ale dodatki są wyraziste i oryginalne.
A skąd nazwa marki - Kulik?
Ewa: Od mojego panieńskiego nazwiska - Kulikowska. Stwierdziłyśmy że to dobrze brzmi i nawiązuje do nas. Logo zaprojektowało nam łódzkie, lokalne studio graficzne.
Spotykamy się z okazji premiery nowej kolekcji torebek, ale Kulik to również drewniaki zwane dziś modnie clogsami.
Sylwia: Butami zajęłyśmy się dużo później. Ich produkcja to jest dopiero slow fashion! Długo eksperymentowałyśmy, żeby uzyskać idealne proporcje i nowoczesną formę. Sam spód przygotowywałyśmy rok, żeby podeszwa była dobrze wyprofilowana i wygodna. Tu liczą się detale - drewno musi musi być wystarczająco lekkie, trzeba je kupić odpowiednio wcześnie żeby schło i nie pękało, musi mieć ten sam kolor i fakturę. Buty w całości wykonywane są ręcznie.
Jakie macie plany na na przyszłość, jakieś specjalne marzenia?
Sylwia: Marzymy, żeby nasze produkty trafiły do butików w Nowym Jorku. Buty sprzedajemy już do Stanów, ale głównie do sklepów w Kalifornii. Bardzo byśmy chciały również żeby Polki przekonały się do drewniaków. Są super funkcjonalne, dobrze nosi się je wiosną, latem, jesienią, świetnie wyglądają do rajstop i grubych skarpet. Mamy klientki z wielu regionów na świecie, ale w Polsce nie są aż tak popularne.
Naprawdę wysyłacie drewniaki na cały świat? Konkretnie dokąd?
Sylwia: Nowa Zelandia, Kanada, Japonia, Malezja, Francja, Dania, Hiszpania, Włochy - Włosi kupują od nas również torby. Ostatnio wysyłałyśmy nasze buty nawet na Fidżi.
Ewa: Bardzo nas to cieszy, bo dalej już chyba nie można. Tym bardziej, że doszły i klientki napisały, że są z nich bardzo zadowolone.
Wyświetl ten post na Instagramie.