Część pracowników w czasie lockdownu spowodowanego koronawirusem zostało objętych pracą zdalną. Ponieważ okazało się, że obecność w biurze w wielu wypadkach nie jest konieczna, by ludzie mogli produktywnie wykonywać swoje obowiązki, niektórzy pracodawcy mimo poluzowania obostrzeń zdecydowali się na kontynuowanie pracy zdalnej, co z ich punktu widzenia jest korzystne, ponieważ m.in. obniża koszty funkcjonowania biura. Czy jest korzystne także dla pracowników?
To zależy. Dla osób, które wolą pracować w biurowym reżimie i codziennie zwyczajnie być w pracy, bo tam się na przykład lepiej koncentrują – raczej nie. Dla tych, którzy zawsze marzyli, by pracować, siedząc na własnej kanapie, może to być sytuacja idealna. Kłopot w tym, że i na jednych, i na drugich praca zdalna zastawia wiele pułapek, które mogą sprawić, że jej wady przewyższą zalety. Co więc zrobić, by praca zdalna stała się nie źródłem stresu, lecz satysfakcji?
Pracując w domu, mamy dużo swobody i sami zarządzamy swoim czasem. Nie musimy zwalniać się u szefa z powodu wizyty u lekarza. Możemy pracować w zgodzie z własnym zegarem biologicznym – ranne ptaszki rano, nocne marki wieczorem lub w nocy. Oszczędzamy czas na dojazdy (w niektórych wypadkach nawet kilka godzin dziennie), a przestoje w pracy możemy racjonalnie wykorzystać na podlanie kwiatów czy poczytanie książki. Kiedy szybko uporamy się z zadaniami na dany dzień, możemy po prostu skończyć pracę i nie pytać szefa, czy możemy wcześniej iść do domu. Możemy pracować w luźniejszym ubraniu, a nawet w piżamie (choć tego akurat nie polecamy, ponieważ sprzyja to rozleniwieniu, a poza tym w razie nagłej wideokonferencji raczej nie zrobimy dobrego wrażenia).
Możemy mieć poczucie, że pracujemy nie osiem godzin, tylko cały dzień i że dwadzieścia cztery godziny na dobę jesteśmy w pracy. Ponieważ nikt nas nie pilnuje, mamy tendencję do odwlekania zadań („odpiszę na mail, tylko najpierw szybciutko wstawię pranie”, „mam ten projekt oddać w piątek, więc jeśli wezmę się za niego jutro, też zdążę”). Możemy mieć kłopoty z koncentracją, bo w domu – miejscu, które z natury nie jest środowiskiem pracy – rozprasza nas wiele rzeczy. I – co wbrew pozorom nie jest takie błahe – może nam brakować kontaktu z ludźmi. Kontakty ze współpracownikami, nawet te nieformalne koło ekspresu do kawy, mogą być bardzo inspirujące i sprzyjać kreatywności. W biurze są one codziennością, a w pracy zdalnej zazwyczaj ograniczają się do szybkich i tylko koniecznych telefonów.
Nie chodzi o to, żeby urządzić sobie miejsce pracy w oddzielnym pokoju (choć, jeśli ktoś może sobie na to pozwolić, to nie jest to zły pomysł), tylko żeby wyraźnie oddzielić czas służbowy od prywatnego. Ma to jeszcze większe znaczenie niż podczas pracy w zwykłym trybie, kiedy po wyjściu z pracy nie odbieramy służbowych telefonów. Podczas pracy zdalnej stawianie granic polega na trochę czym innym i ma większy zasięg. Przede wszystkim określmy, w jakich godzinach pracujemy i w tym czasie nie włączajmy telewizora i nie siedźmy na Facebooku, starajmy się nie odbierać prywatnych telefonów, zapowiedzmy też domownikom, że pracujemy i nie będziemy prowadzić z nimi pogawędek, wychodzić po zakupy, gotować obiadu, sprzątać ani zmieniać kotu kuwety – zrobimy to wszystko po pracy. Jeśli potrzebujemy jeszcze więcej cezur i „słupków granicznych”, możemy zorganizować sobie czas dokładnie tak samo, jak gdybyśmy byli w biurze. Wstać o zwykłej porze i przygotować się jak do wyjścia z domu, nawet założyć „biurowe” ubranie i zrobić makijaż. Godziny pracy możemy ustalić sobie takie same, jak podczas pracy stacjonarnej, łącznie z przerwami na kawę czy obiad o tej samej porze, co w biurze. Miejmy też pod ręką wszystko, co może być potrzebne – notatki, dokumenty, kalendarz, tak żebyśmy nie musieli co chwila chodzić po całym domu w poszukiwaniu długopisu czy samoprzylepnych kartek.
Nie jest to łatwe w warunkach, które z natury sprzyjają odpoczynkowi i luzowi, a nie pracy. Ale jest możliwe. Przede wszystkim nie róbmy wszystkiego naraz, bo wtedy nie zrobimy niczego. Przyjmijmy też pewną kolejność czynności i nie zaczynajmy nowego zadania, dopóki nie skończymy poprzedniego. Nie zapominajmy o przerwach. Koncentracja to wbrew pozorom nie jest taka łatwa sprawa – nasz mózg, kiedy skupiamy się na trudnym lub wymagającym dużej uwagi zadaniu, może pracować na zwiększonych obrotach maksymalnie 20 minut. Na pewno każdy się kiedyś złapał na tym, że pracuje, pracuje, pracuje i nagle... gapi się bezmyślnie w monitor. Mózg po prostu sam mówi „dość”. Trzeba więc dać mu chwilę na odpoczynek (możemy na przykład zrobić sobie coś do picia czy kilka minut popatrzeć przez okno), by mógł z powrotem podjąć zwiększony wysiłek. Róbmy użytek z notowania – każda myśl, nawet na temat kolejnych zadań, może zburzyć koncentrację. Więc jeśli nagle przyjdzie nam do głowy idealne sformułowanie, którego można użyć w mailu do trudnego klienta, nie starajmy się go zapamiętać, tylko je zapiszmy. W ten sposób nie będziemy się skupiać na tym, co będzie nam potrzebne później, tylko spokojnie zajmiemy się bieżącym zadaniem.
Praca zdalna, choć brzmi przyjemnie, wymaga dużego zdyscyplinowania. Ale jeśli wszystko dobrze sobie zaplanujemy, a potem dobrze te plany wykonamy, wyciągniemy z niej maksimum korzyści i będziemy się cieszyć wszystkimi jej zaletami.