Krzysztof Globisz był smakoszem życia: miał talent, popularność, bliskich ludzi dokoła, nowe role przed sobą. Los powiedział: sprawdzam. W wyniku udaru Krzysztof Globisz stracił mowę, ciało odmówiło posłuszeństwa. W wieku 57 lat zaczął życie od nowa. Uczył się mówić, chodzić. Wtedy zagrał swoją najpiękniejszą rolę, pokazując nowy wymiar miłości. A o tym opowiada film "Prawdziwe życie aniołów".
Spis treści
Pierwsze życie Krzysztofa Globisza zaczęło się 66 lat temu w Siemianowicach Śląskich. Drugie w Warszawie, w sobotę, 19 lipca 2014 roku. W tamten weekend w stolicy było 29 stopni, duszno. W piątek aktor spędził pół dnia w studiu radiowej Dwójki, gdzie nagrywał powieść "Martwe dusze" Gogola. Kiedy czytał fragment: „W naturze jest wiele rzeczy niepojętych, nawet dla światłego umysłu”, słychać było miodową barwę jego głosu i dziecięce wręcz zdumienie. Był w doskonałej aktorskiej formie. Wieczorem poszedł Krzysztof Globisz do kina, przed północą ze służbowego mieszkania zadzwonił do żony Agnieszki. Następnego ranka miała go obudzić, żeby zdążył na kolejne nagranie. Zadzwoniła raz, drugi, trzeci… nie odebrał. W końcu oddzwonił, ale bełkotał, początkowo myślała, że to żart. Potem zaczął się dramat. Przez 30 lat Krzysztof tak często podróżował zawodowo, że nie zawsze pytała, gdzie nocuje. Nie wiedziała, skąd dzwoni i gdzie wysłać karetkę. Na pomoc ruszyła Lucyna Kobierzycka, ówczesna agentka Globisza. Znała adres, natychmiast tam pojechała i wezwała pogotowie. W tym czasie w Krakowie przyjaciele zawieźli Agnieszkę na lotnisko, poleciała do Warszawy. Świat się zatrzymał... Lucyna Kobierzycka zaprosiła Agnieszkę Globisz do siebie, choć wcześniej widziały się może dwa razy w przelocie, na premierach. Stworzyła jej zastępczy ciepły dom. Bezterminowo. Nikt nie wiedział, co będzie z Krzysztofem. Kiedy Agnieszka codziennie wracała ze szpitala zdruzgotana, Lucyna stawiała ją do pionu. Otaczała dobrocią i czułością, których nie da się opisać.
Bez Lucyny Agnieszka nie przeżyłaby tego doświadczenia. Bez Agnieszki nie przeżyłby Krzysztof. Udar jest jak ciężka cegła, która nagle spada z dachu. Bez uprzedzenia sieje chaos i zniszczenie. Na Oddziale Intensywnej Opieki Neurologicznej – nazywanej poczekalnią między życiem a śmiercią – aktor spędził dwa miesiące. Długo był w stanie krytycznym, lekarze nie dawali wielkich szans na „godne” życie, cokolwiek to znaczy. Miał niedowład prawej części ciała i afazję. Nie umiał mówić. Stracił głos, swoje narzędzie pracy i, w jakimś sensie, istnienia.
– Wstrząs był ogromny – wspomina Witold Bereś, przyjaciel aktora. – Chwilę przed atakiem rozmawiałem z Krzysiem w Warszawie. Dwóch mężczyzn w kryzysie wieku średniego narzekających, że za mało osiągnęli, że czas goni i co dalej? Nagle życie wszystko zweryfikowało. Na początku Krzyś był w tak ciężkim stanie, że baliśmy się, że odejdzie.
Ale stał się cud. W filmie "Prawdziwe życie aniołów" w reż. Artura „Barona” Więcka, opartym na historii Krzysztofa Globisza, pielęgniarka przy szpitalnym łóżku bohatera mówi do załamanej żony (w tej roli rewelacyjna Kinga Preis): „Proszę się nie poddawać. To nie są oczy martwej ryby. Musi pani o niego walczyć”. W oczach Krzysztofa było życie i wola walki. Walka oznaczała długą i żmudną rehabilitację ruchową i logopedyczną. Tym trudniejszą, im większe zniszczenia spowodował udar. Godziny ciężkiej pracy każdego dnia, setki razy powtarzane ćwiczenia. Na zmianę nadzieja i zwątpienie. Bereś dodaje:
– Dzięki Agnieszce, lekarzom i rehabilitantom mozolnie, krok po kroku zaczął wracać do świata. Jedno z pierwszych słów, które wypowiedział, brzmiało: „dom”.
Zanim Krzysztof Globisz wyruszył w drogę do domu, rehabilitanci przez tydzień uczyli go wsiadać do samochodu. Do Krakowa Globiszowie wrócili po pół roku. Zbliżało się Boże Narodzenie 2014 r. Na najtrudniejsze pytanie: co dalej? – nikt nie znał odpowiedzi.
– Pierwsza reakcja na udar Krzysia: szok. Bezradność i strach – mówi Kinga Preis. – Ogromny żal, dlaczego tak się stało. Żal Krzysia jako człowieka, nie tylko wielkiego aktora. Żal rodziny, najbliższych. Pytanie, czy on z tego wyjdzie. Nie myślałam wtedy, czy Krzyś będzie mógł uprawiać zawód, tylko czy będzie mógł normalnie żyć. Co ta „normalność” będzie oznaczać? A potem trzeba było ochłonąć, zewrzeć szeregi i pomóc Krzysiowi.
Agnieszka Globisz nie lubi epatować cierpieniem, wierzy w siłę sprawczą słów. Kiedy wrócili do Krakowa, życzliwi ludzie zaczęli dzwonić, wspierać. Zdarzyły się rzeczy niesamowite. Osoby po ciężkim udarze często są skazane na życie inwalidy zamkniętego w domu, dlatego 70 procent chorych cierpi na depresję. Łatwo to zrozumieć. W ciągu kilku minut ich życie przewraca się jak domek z kart. Jan Klata, ówczesny dyrektor Starego Teatru, oraz Ewa Kutryś i jej następczyni Dorota Segda, rektorki krakowskiej Akademii Teatralnej, podjęli odważną decyzję – zostawili na etacie niemówiącego aktora i niemówiącego profesora.
– Bałem się pierwszego spotkania z Krzysiem po udarze. Nie wiedziałem, kogo zobaczę – opowiada Artur Baron. – Przed chorobą roztaczał niezwykłą aurę, ciepło, wariactwo. Zawsze gotowy na przygodę, otwarty na drugiego człowieka. Ciągle szukał wyzwań. Jechałem z duszą na ramieniu do Kopytówki. Przyjeżdżam, patrzę, a Krzyś... wygląda świetnie. Opowiedziałem mu zabawną historię i usłyszałem jego charakterystyczny śmiech. W tym śmiechu był cały on: jego radocha, siła, czułość. Agnieszka powiedziała, że rano budzi się uśmiechnięty. Pytam go: „Z czego się tak cieszysz?”. A on na to: „Ja... szczęśliwy”. Profesor Barbara Skarga miała teorię, że „miłość to jest radość z cudzego istnienia”. Istnienia drugiej osoby. Krzysztof się cieszy, bo widzi obok siebie Agnieszkę. Ma świadomość, że bez jej pomocy, bliskości, miłości absolutnie by nie przeżył. Jej niestandardowe działania, wiara w pozytywne zakończenie, właściwie wbrew logice, jej siła i energia były niesamowite. Razem z Witkiem Beresiem pomyśleliśmy, żeby zrobić z Krzysiem film, którego bohater jest szczęśliwszy po udarze, niż był przed. Paradoks życia!
22 lata temu Baron, Bereś, Trela i Globisz spotkali się na planie filmu "Anioł w Krakowie". To historia anioła Giordano, który lubi wypić, nie nosi skrzydeł, rzadko się myje, kocha rocka i chętniej przesiaduje w czyśćcu w towarzystwie Elvisa Presleya niż w nudnym niebie. Za karygodne, jak na anioła, prowadzenie się, Giordano zostaje zesłany na ziemię, gdzie w ramach pokuty ma pomagać ludziom. Trafia do Krakowa i wszystkim się tam zachwyca: widokiem krowy, przejeżdżającego pociągu, smakiem papierosa czy podróżą w fiacie. Trzy lata później powstał "Zakochany anioł". Globisz w roli anioła łobuza okazał się genialny. Anna Dymna stwierdziła: „Ja bym chciała, żeby anioły w niebie to były takie Globisze z wdziękiem. Anioły z krwi i kości”. Od tej pory wśród przyjaciół Globisz często nazywany jest „aniołem”. Kiedy w filmie Giordano pierwszy raz spotyka Szajbusa – w tej roli Jerzy Trela – wzdycha z zachwytem: „To niesłychane, ale świat ma sens. Dzięki ci, Panie Boże, za ten piękny dzień”.
Cały artykuł można przeczytać w kwietniowym wydaniu Twojego STYLu.