O tym, że las chroni i daje schronienie można się było przekonać w czasie pandemii. Zanim zamknęli Puszczę Kampinoską, weekendy spędzało w niej tysiące mieszkańców Stolicy. Słusznie. Wiedzieli, co robią – Puszcza jest fantastyczna.
I genialna do zwiedzania na rowerze. Tylko trzeba wiedzieć o jednym – najlepiej dowieźć rowery na jeden z puszczańskich parkingów (lub przynajmniej w jego pobliże). Jazda ze Stolicy, czyli „z miasta” jest możliwa, ale niemiła – nie doprowadzono wielu ścieżek rowerowych do celu. Najlepiej jedzie się przez Młociny i Łomianki, ale to kilkanaście dodatkowych kilometrów (licząc z centrum). Prościej zabrać rowery autem, metrem lub autobusem, dowieźć najbliżej wschodniej granicy puszczy, wypakować i można ruszać w las. „Atak” można też przeprowadzić od drugiej strony, ale wtedy jedziemy pociągiem do Sochaczewa. Potem już tylko kilometry, dzika przyroda, oddalenie...
Kampinoski Park Narodowy ma ponad 60 lat. To gwarancja, że cały zalesiony teren przetrwa. Warszawa i przyległe mniejsze miasta chętnie „wyrwawałyby” coś dla siebie z tego pięknego obszaru. Puszcza to piachy i wydmy (jedna z większych, w rejonie Cybulic i Rybitew, przypomina małą... pustynię), ale też ogromne połacie bagien i ponad 200-letni drzewostan. Wyprawa rowerem czasami będzie wymagała lepszej kondycji. Nie chodzi o błoto, raczej o przenoszenie maszyny na własnym grzbiecie – przydadzą się naprawdę szerokie opony, żeby jakoś pokonać piachy. Ale też bez przesady! Trzeba tylko zamiast pieszych trzymać się szlaków rowerowych (mapa dostępna m.in. w sieci, a także w odpowiedniej aplikacji). Te główny – zielony – liczy 144 km. Puszcza rozciąga się przecież prawie do Sochaczewa, a więc do pokonania jest – między wschodem i zachodem – prostokąt 50 na 25-30 km.
Las. Nuda? Na szczęście puszcza jest bardzo różnorodna. Łatwo spotkać dzikie zwierzęta, zwłaszcza łosie. Po zmroku gęstwa aż krzyczy głosami zwierzyny – klimat jest fantastyczny. Wiele puszczańskich wsi wysiedlono, gdy powstawał park narodowy. Zabytki są, ale raczej na obrzeżach: drewniany kościółek w Kampinosie (z modrzewia!), ceglana obronna świątynia w Brochowie (tu był chrzczony Fryderyk Szopen), stare carskie forty Twierdzy Modlin (Cybulice i Dębina). Jest też muzeum w Palmirach, gdzie Niemcy dokonywali masowych egzekucji oraz skansen kolejek wąskotorowych w Sochaczewie. Latem można się taką wybrać na pieczenie kiełbasek. Zarezerwujcie kilka godzin, bo „ciuchcia” jedzie bardzo powoli. Zniknęła za to szczególna atrakcja – podziemne centrum zarządzania PRL na wypadek ataku atomowego. Ta tajna jednostka była kiedyś nieopodal Dąbrowy Leśnej. Z daleka, dla niepoznaki, przypominała szkołę. Były tam też małe garaże, w których mieściły się dwie ciężarówki. To tam było zamaskowane wejście do podziemnego kompleksu. Sięgał kilku pięter w głąb, obok była też gigantyczna hala. Jej przeznaczenie nie jest oczywiste. Wiadomo, że stąd – gdyby doszło do wojny z „Zachodem” – miał działać wojskowy sztab. Armia porzuciła ten obiekt w połowie lat 90. Potem niszczał aż w końcu podjęto decyzję, że zostanie wyburzony. W części znalazł się „hotel” dla nietoperzy, niestety nie można wejść do środka.