Odmładzają, bo optycznie podnoszą powiekę. Oko dzięki nim staje się bardziej zalotne, zmysłowe. Sztuczne rzęsy – chyba każda z nas chce je mieć choć raz w życiu. Spróbowałyśmy tej sztuczki. Oceńcie, czy było warto.
Pierwszy raz przyklejono mi rzęsy jakieś dziesięć lat temu. Potem siadłam przed telewizorem i bezwiednie odklejałam jedną za drugą. Przy okazji powyrywałam własne. Na szczęście odrosły.
Po latach znowu dopada mnie marzenie o pięknych rzęsach. Tym razem to nie fanaberia, ale konieczność. Bo coraz bardziej opadające powieki sprawiają, że oczy stają się smutne. A po pomalowaniu w ciepły słoneczny dzień tusz odbija się nad oczami. Co można zrobić? Wyciąć nadmiar górnych powiek? Nie, to jeszcze może poczekać. Zacznę od najmniej inwazyjnego, ale i najmodniejszego zabiegu trwale upiększającego oprawę oczu. To tzw. laminowanie zwane też liftingiem rzęs. Kosmetyczka nakłada na nie od góry wałeczek nasączony specjalnym płynem do trwałej. I zakręca na nim włoski. Po zdjęciu pięknie się uniosą pod warunkiem, że są długie. Moje nie są, więc się nie uniosły. A końcówki, niestety, lekko się spaliły. Dlatego dokleję sobie sztuczne rzęsy. Makijażystka pomaga mi opanować tę sztukę. Kupuję je w drogerii (wyglądają podobnie jak te na zdjęciu obok). Na tak zwaną listwę, czyli nasadę sztucznych włosków, nakładam klej i czekam chwilę, aż nieco zgęstnieje, to bardzo ważne! Wreszcie przykładam rzęsy u nasady własnych. Niespiesznie, przed dużym lustrem w przedpokoju, bez przechylania ani pochylania głowy. Dociskam linię rzęs końcem paznokcia. Coś nie wyszło? Odklejam i próbuję jeszcze raz. Efekt jest spektakularny, ale bardziej nadaje się na wieczór. Na co dzień, a szczególnie w wakacje chcę, by było prościej.
Trwale przykleję sobie sztuczne rzęsy w gabinecie Nail & Beauty Bar w Warszawie. Do współpracy zapraszam Jolę, koleżankę z działu. Jest zawsze elegancka, odprasowana i marzy o ładnych rzęsach bez porannego malowania i wieczornego zmywania. Ma jasne rzęsy, ja ciemne. – To bez znaczenia, wszystkim dokleja się czarne, różnej długości i grubości. Im rzadsze i cieńsze, tym wyglądają naturalniej. Ale zawsze są ciemne, jakby były pokryte tuszem. Nie malujemy ich, tylko przeczesujemy szczoteczką podobną do tej, która jest w maskarach. Robimy to zwłaszcza po prysznicu, bo długie rzęsy wtedy się sklejają albo zachodzą jedne na drugie. Powinny się trzymać 4–5 tygodni, wypadać pojedynczo. W niektórych gabinetach kosmetyczki uzupełniają brakujące rzęsy co trzy tygodnie, ale Irina z Nail & Beauty Bar woli zdjąć te, które pozostały i przykleić wszystkie na nowo. By było ładnie. Jak to się robi? Czytaj dalej.
Gdy rzęsy są regularne i ładne, można do jednej doklejać po dwa (tzw. efekt 2D) albo i trzy włoski (3D). Im krótsze i bardziej zniszczone laminowaniem albo bardzo trwałymi, regularnie używanymi tuszami, tym mniej należy je obciążać. To mój przypadek. Dlatego kosmetyczka Irina dopiero podczas pracy decyduje, do której mojej rzęsy doklei sztuczną. Jedną lub dwie. Wybiera tylko silne, jak najdłuższe włoski. Nie obciąża tzw. baby lash, czyli ledwo wyrastających. I dzięki temu powstaje styl mieszany (ani 2D, ani 3D). To ma swoje zalety: gdy włoski będą pojedynczo wypadać, nie powstaną widoczne braki w linii rzęs.
Na początek tuż pod okiem Irina przykleja płatek. Mylnie biorę go za maseczkę, a to podkładka pod przyklejane rzęsy. Brzeg niemal dotyka spojówki, co powoduje dyskomfort. Joli bardziej przeszkadza taśma, którą Irina nakleja nad okiem. Unosi w ten sposób linię rzęs w miejscu, w którym dokleja włoski. Potem odrywa taśmę i przykleja ją nieco dalej. Krok po kroku. Gdy kończy jedno oko, to samo robi z drugim.
To niemal jubilerska robota. Irina bierze w pęsetę jedną sztuczną rzęsę, macza w specjalnym kleju i przykłada do naturalnego włoska. Przytrzymuje chwilę, puszcza, rozczesuje i sprawdza, jak całość wygląda. Ponownie bierze pęsetą rzęsę i znowu robi to samo. Pomaga sobie drugą pęsetą. Od wewnętrznych kącików oczu nakleja najkrótsze włoski. Im bliżej zewnętrznych – dłuższe. W ten sposób nadaje rzęsom ładną linię. Pod zakręconymi końcami włosków znikają opadające powieki. To zdecydowanie skuteczniejsze niż najlepszy makijaż korygujący!
Rzęsy do jednej powieki przykleja się przez godzinę. Na szczęście mamy tylko parę oczu, więc cała praca trwa dwie godziny. Myślałam, że po takiej dłubaninie oczy będą mnie boleć. Ale najbardziej bolą plecy. Od leżenia. Wytrwałam, bo pierwsze efekty pracy zobaczyłam w połowie. Irina podała mi lusterko po zrobieniu pierwszego oka. Wow!
Przed zabiegiem widziałam siateczkę zmarszczek wokół oczu, lekko opadające powieki, niemal bezbarwne oczy. Po zabiegu - ciemne, wyraziste tęczówki z mocnymi źrenicami i kobiece spojrzenie. Przyjaciółka twierdzi, że rzęsy są podkręcone za bardzo. Ale dzięki temu oczy się powiększyły.
Wrażenia Joli: - Przed zabiegiem spod opadających powiek nie widziałam krótkich, jasnych rzęs. Jakby ich nie było. Po zabiegu widzę i rzęsy, i oczy. Wydają się większe, młodsze. Tylko córka się dziwi, że mama śpi w makijażu – opowiada.
Żeby sztuczne rzęsy były ładne jak najdłużej, nie wolno ich trzeć i ciągnąć. Ani malować.
Joli nowe włoski przeszkadzały – kłuły w powieki, skóra ją swędziała, więc czasem pocierała oczy albo pociągała rzęsy. Większość straciła przedwcześnie, część razem ze swoimi własnymi. Ja się przyzwyczaiłam. Przez pięć tygodni sztuczne włoski wypadały razem z tymi, do których były przyklejone – zgodnie z naturalnym cyklem wzrastania i wypadania rzęs. Po dwóch miesiącach zdjęłam pozostałości w gabinecie, przykleiłam kolejne.
Po zdjęciu sztucznych rzęs (szczególnie jeśli nie zostały usunięte profesjonalnie w gabinecie) warto używać serum wzmacniającego i przyspieszającego ich wzrost. Jest bezbarwne, można je nakładać solo lub pod maskarę. Kuracja powinna trwać dwa, trzy tygodnie.