Brendan Fraser zachwyca w "Wielorybie", ale nowe dzieło Darrena Aronofsky’ego ponownie budzi kontrowersje.
Już od 17 lutego będzie można w kinach obejrzeć nowy film Darrena Aronofsky’ego "Wieloryb". O czym opowiada "Wieloryb" i czy warto go obejrzeć? Zapraszamy do recenzji.
Kino kocha wielkie powroty. Podobnie jak w przypadku Jennifer Coolidge Brendan Fraser to lubiany aktor, który w latach 90. i na początku .00 świecił tryumfy dzięki popularnym produkcjom nie za wysokiego lotu (seria "Mumia" czy "George prosto z drzewa"), a następnie niemal zniknął z ekranów. Mimo że w ostatniej dekadzie pojawiał się w kilku produkcjach, to raczej na 2. czy 3. planie. Powody były złożone. W 2003 r. aktor był molestowany przez producenta Philipa Berka, zaś próby nagłośnienia tego spotkały się z ostracyzmem środowiska. Nałożył się na to głośny rozwód z żoną i diagnoza autyzmu u najstarszego syna oraz problemy zdrowotne związane z przygotowaniem do fizycznie wymagających ról. To wszystko spowodowało, że aktor wpadł w depresję i mocno przybrał na wadze, trafiając na strony plotkarskich gazet. Dlatego jego comeback (chociaż sam aktor nie lubi tego określenia) jest przyjmowany przez środowisko filmowe i widzów z wielkim entuzjazmem, o czym świadczą liczne nagrody i potencjalny Oscar. I zasłużenie, ponieważ jego subtelna i pełna emocji rola w "Wielorybie" podbija serca.
W "Wielorybie" Brendan Fraser gra Charliego, ważącego ponad 270 kg wykładowcę kreatywnego pisania, który prowadzi zajęcia on-line z wyłączoną kamerą, aby studenci nie zorientowali się jak wygląda. Charliego poznajemy w momencie ataku serca podczas masturbacji. Gdyby nie pomoc przypadkowego misjonarza (chłopaka wysłanego przez swój konserwatywny kościół/sektę, aby zbawić współobywateli) Thomasa (Ty Simpkins), Charlie by zmarł osamotniony, w brudnym, zabałaganionym mieszkaniu. Chwilę później pojawia się Li (Hong Chau, "Menu"), jego przyjaciółka, pielęgniarka i jedyna osoba, która zajmuje się jego zdrowiem. Diagnoza Li nie zostawia wątpliwości – wysokie tętno lada dzień może zabić Charliego. Dlatego ten postanawia naprawić stosunki z córką Ellie (znana z "Stranger Things" Sadie Sink), z którą nie miał kontaktu, odkąd zostawił rodzinę dla swojego studenta. Aby zdobyć uwagę i czas wrogo nastawionej nastolatki Charlie obiecuje nie tylko pisać za nią szkolne eseje, ale również oddać jej wszystkie swoje pieniądze. Fraser gra swoją postać bardzo subtelnie. Ponieważ Charlie niemal nie wstaje z kanapy lub wózka inwalidzkiego, Fraser gra głównie za pomocą mimiki, którą potrafi pokazać ulotne nastroje – zażenowanie własną fizycznością, oczekiwanie i nadzieję w relacji z córką, smutek po utracie ukochanej osoby, a nawet figlarność. Partnerujący mu aktorzy, chociaż dostają mniejsze pole do popisu, nie ustępują mu pola, zwłaszcza Hong Chau w roli twardo stąpającej po ziemi Li. Czy to jednak wystarczy, aby stworzyć wybitny film?
Jeśli film "Wieloryb" wydaje się teatralny to powodem jest rodowód scenariusza. Film opiera się na sztuce z 2012 roku pióra Samuela D. Huntera (który przygotował również scenariusz filmowy) i w większości rozgrywa się w jednym pokoju. Jednocześnie równie klaustrofobiczne wydaje się nagromadzenie tematów filmu: chorobliwa otyłość, trudne relacje ojca z córką, odkrywanie swojej seksualności i związany z tym ostracyzm, konserwatyzm religijny, poświęcenie. To powoduje, że wiele wątków jest jedynie zarysowanych lub pokazanych jednowymiarowo.
Darren Aronofsky to specjalista od opowiadania jak pasja/nałóg wpływają destrukcyjnie na ludzkie ciało. Widać to wyraźnie w jego filmach takich jak "Czarny łabędź", "Zapaśnik" czy "Requiem dla snu". Tam również pokazywane były wszystkie szczegółowe, wręcz turpistyczne, ujęcia ciała w momencie bólu, ekstazy czy zezwierzęcenia. Wówczas reżyser nie spotkał się jednak z taką krytyką jak w przypadku "Wieloryba". Teraz zarzucono mu groteskowe pokazanie otyłości oraz fatfobię i stosowanie tzw. fat-suit (czyli kostiumu naśladującego otyłość). Czy to kwestia czasów – to co jeszcze 10-15 lat temu uchodziło za akceptowalne jest obecnie kontrowersyjne? A może to kwestia samej otyłości, która w o wiele większym stopniu dotyka przeciętnego widza niż np. rany związane z obsesyjnymi ćwiczeniami baletowymi? W moim odczuciu to kwestia celowości. Obsesyjne objadanie się Charliego jest tutaj sposobem na zagłuszenie bólu po stracie ukochanego, ale również powodem, dla którego zawiązuje się akcja (choroba serca wywołana otyłością). Jednocześnie spokojnie pod otyłość można by podstawić inny nałóg np. alkoholizm i niewydolność wątroby. W odróżnieniu do sposobu przedstawienia baletowej pasji w "Czarnym łabędziu" czy nałogu w "Requiem dla snu" jedzenie nie wydaje się pasją i celem Charliego. Jego motywacją jest pogodzenie się z córką. Dlatego odnoszę wrażenie, że tak szczegółowe skupianie się na otyłości Charliego, włącznie ze sceną masturbacji, pochłaniania fastfoodów ( bohater niemal dławi się na śmierć tortillą, aby następnie zjeść ją podniesioną z podłogi) oraz próby wstawanie z fotelu ma w sobie coś z wojeryzmu. Jest to podglądactwo, ale nieuzasadnione fabułą.
Jednym z tematów "Wieloryba" jest szczerość. Charlie namawia swoich studentów, aby nie martwili się stylem pisaniem, lecz aby w swoich tekstach zawierali prawdę. Podobnie zachęca Ellie do pisania i zachwyca się nawet jej inwektywami, bo płyną z serca. Nawet ulubiony esej na temat "Moby Dicka" (motyw wieloryba w filmie odnosi się zarówno do rozmiarów bohatera jak i jednej ze sztandarowych książek amerykańskiej literatury) zawiera w sobie aluzję do szczerości i ukrywania swoich motywów. W tym samym duchu Charlie wciąż zadaje pytanie swojej córce czy młodemu misjonarzowi, czy budzi w nich odrazę. Jednocześnie reżyser nie bierze sobie do serca własnej rady i w "Wielorybie" czuć jakąś sztuczność, która zakłóca jego odbiór. Mamy współczuć Charliemu, ponieważ związany poczuciem winy za porzucenie córki odmawiana sobie wszystkiego (nawet prawa do ubezpieczenia zdrowotnego), byleby w sposób materialny wynagrodzić jej problemy. Jednocześnie przez 8 lat nie zrobił nic, aby nawiązać z nią relację – jak wyrzuca mu sama Ellie. Charlie ma być osobą o złotym sercu, pokazany jest niemal jako święty, męczennik gotowy na wszelkie poświęcenie a równocześnie pozwala swojej przyjaciółce i siostrze ukochanego, aby poświęcała mu cały wolny czas, który jako pielęgniarka ma ograniczony i nie zostawia miejsca na jej własną żałobę. Charlie jest zrozpaczony po śmierci ukochanego, który załamał się po odrzuceniu przez rodzinę, ale nie ma pretensji do córki, która próbuje takie samo odrzucenie zafundować Thomasowi.
Jednak mimo niedociągnięć, po ostatniej, znowu alegorycznej i może trochę pompatycznej scenie "Wieloryb" zostawia nas z uczuciem pewnego kathrsis oraz z zachwytem nad grą Brendana Frasera.