Dlaczego kocham perfumy z nutą oudu? Bo są totalnie zmysłowe! I prawie zawsze ktoś mnie zaczepia i pyta, czym pachnę. Oud to nuta magiczna. Dodaje tajemnicy i piękna.
Spis treści
Perfumy z nutą oudu to zapachy, które przenoszą w świat orientalnych tajemnic i luksusu. Oud, znany również jako agarwood, to jedna z najdroższych i najbardziej cenionych nut zapachowych w perfumerii. Powstaje w wyniku naturalnej infekcji drewna Aquilaria, które wytwarza ciemną, aromatyczną żywicę o niezwykle intensywnym, dymnym i balsamicznym charakterze. Proces ten może trwać nawet kilkadziesiąt lat, co czyni oud rzadkim i ekskluzywnym składnikiem. Od wieków oud był używany w krajach Bliskiego Wschodu i Azji jako symbol bogactwa i pożądania. Jego hipnotyzujący, dymny aromat ma właściwości rozgrzewające i zmysłowe, co sprawia, że jest często stosowany w perfumach uwodzicielskich. Oto mój wybór najpiękniejszych perfum z oudem, jakimi miałam przyjemność pachnieć.
Opowiem Wam o moim doświadczeniu z Acqua di Parma Oud — zapachem, który dla mnie jest uosobieniem subtelnej elegancji z nutą nieoczywistego luksusu. To jedna z tych kompozycji, które nie krzyczą, ale zostają w pamięci. Gdy po raz pierwszy spryskałam nim nadgarstek, dosłownie wstrzymałam oddech. Wąchając go po raz pierwszy, nie poczułam typowego, ciężkiego oudu, do jakiego przyzwyczaiły mnie inne perfumy. Zamiast tego przywitała mnie nuta bergamotki i pomarańczy — świeża, cytrusowa, bardzo włoska. To było dla mnie zaskoczenie, bo oud kojarzył mi się z kadzidłem i wieczorną elegancją, a tu – rześkie, słoneczne otwarcie. Jakby oud miał na sobie lnianą koszulę i okulary przeciwsłoneczne. Po kilku minutach zapach zaczął się rozwijać i ukazał swoje prawdziwe oblicze.
Do cytrusów dołączył korzenny akord amyrisu i różowego pieprzu, a potem pojawił się on – oud. Ale nie był agresywny, nie dominował. Oud w tej kompozycji jest elegancki, wyrafinowany, doskonale wyważony. Czuć jego obecność, ale tak, jakby delikatnie szeptał do ucha, a nie narzucał się krzykiem. Co mnie zaskoczyło najbardziej? To, jak lekko i współcześnie został tu podany. Nie ma nic wspólnego z dusznym, oleistym oudem z tradycyjnych arabskich kompozycji. Jest aksamitny, lekko balsamiczny, drzewny, ale bardzo… europejski. To zapach, który mogę nosić zarówno do biura, jak i na wieczorne wyjście. Jest neutralny płciowo – ja go noszę jako kobieta, ale wiem, że wielu mężczyzn sięga po niego równie chętnie. To perfumy, które nie znają wieku ani płci – one po prostu pachną jak klasa sama w sobie.
Ten zapach kompletnie mnie oczarował. Jeśli miałabym porównać go do ubrania, to byłaby to dopasowana, kaszmirowa marynarka – luksusowa, ale nie ostentacyjna. Od razu po aplikacji czuję ciepło kardamonu i wanilii, które otulają skórę, zamiast nią wstrząsać. Potem pojawia się oud – gładki, lekko kremowy, dyskretnie drzewny, podany w towarzystwie drzewa sandałowego i wetywerii. To oud, który nie chce dominować – chce współistnieć. Nie ma tu nic z ostrości czy ciężkości znanej z klasycznych kompozycji orientalnych. Noszę go, kiedy chcę czuć się elegancko, spokojnie, z klasą. Idealny na wieczór, ale sprawdza się też za dnia – jak zapachowa forma dobrze dobranej biżuterii. Utrzymuje się długo, ale nie zostawia ciężkiego ogona – raczej ciepły ślad w pamięci.
Z kolei Jo Malone Oud & Bergamot Intense to zupełnie inna historia – jaśniejsza, bardziej świetlista i bardziej współczesna. To tak, jakby ktoś wpuścił promień słońca do klasycznego arabskiego pałacu.
Na początku uderza mnie świeżość bergamotki – lekko gorzka, elegancka, bardzo naturalna. Po chwili z tła wyłania się delikatnie przydymiony oud, który nie jest dominujący, ale trzyma całość w ryzach. Pomiędzy tym wszystkim wyczuwam jakąś subtelną zieloność, może lekkie kadzidło, ale bardzo miękkie, bardzo Jo Malone’owe. Dla mnie to zapach niesamowicie uniwersalny – mogłabym nosić go do pracy, na spotkania, ale też na randkę. Ma coś w sobie z zapachu świeżo wypranej białej koszuli – ale takiej, która została skropiona luksusem.
Z Royal Oud czuję się... dostojnie. To zapach, który nie próbuje zaimponować na siłę – on po prostu wie, kim jest. I Ty, nosząc go, też zaczynasz mieć to samo poczucie. Otwarcie jest zaskakująco świeże i wytrawne – cytrusy z lekką nutą różowego pieprzu, które nadają zapachowi lekkości i przestrzeni. A potem... powoli, bardzo dostojnie, wkracza oud. Ale nie jest to oud dymny, przytłaczający czy oleisty. To oud wyrafinowany, szlachetny, podany w szykownej formie, w towarzystwie cedru i drzewa sandałowego. Czuję się w nim jakbym miała na sobie idealnie skrojoną marynarkę z kaszmiru i stąpała po marmurowej posadzce pałacu.
Royal Oud jest unisex. Dla mnie to zapach spotkań biznesowych, ważnych momentów, kiedy chcę zrobić wrażenie nie agresją, ale klasą. Trwałość? Rewelacyjna. Projekcja? Nienachalna, ale pięknie wyczuwalna.
Ten zapach to zupełnie inna historia. Głębszy, ciemniejszy, bardziej sensualny. Maison Francis Kurkdjian Oud to oud opowiedziany językiem perfumiarstwa francuskiego – z bogactwem i intensywnością, ale nie ciężarem. Na początku wyczuwam słodkawe nuty szafranu i elemi, które nadają mu lekko żywiczny, korzenny akord. Potem pojawia się oud – bogaty, intensywny, balsamiczny, ale pozbawiony tej typowej animalicznej surowości. Otacza mnie jak luksusowy welwet – miękki, otulający, ale jednocześnie pełen mocy. Czuję w nim też nuty drzewa cedrowego i paczuli, które dodają mu głębi i trójwymiarowości.
To zapach wieczorowy, hipnotyczny, magnetyczny. Nosiłam go na wyjątkowe okazje – kolacje przy świecach, spotkania, gdzie chciałam być zapamiętana. On nie zostawia śladu – on zostawia wrażenie.
Gdy pierwszy raz zetknęłam się z Oud Iconic od niemieckiej marki Birkholz, od razu poczułam, że to nie jest kolejna interpretacja oudu, jakich wiele. To był komunikat – silny, głęboki i nienachalny. Tak pachnie człowiek, który wie, kim jest. A to poczucie pewności siebie unosi się wokół jak luksusowy woal. Birkholz słynie z tego, że traktuje perfumy jak osobistą historię – starannie komponowaną z najwyższej jakości składników, opowiadaną przez flakony przypominające eleganckie szkatułki. Oud Iconic to jedna z pereł tej opowieści.
Od początku czuć ciemny, naturalny oud – szlachetny i aksamitny, bez ostrej medyczności czy przesadnej suchości. Towarzyszy mu delikatna słodycz wanilii i ambry, które nadają całości zmysłowości. Z czasem zapach rozwija się w bardziej balsamiczne i kremowe tony, ukazując aksamitne drewno sandałowe i paczulę.
Ten zapach jest orientalny, ale europejski w duchu – idealny na wieczór, ważne spotkania, czy momenty, kiedy chcemy przypomnieć sobie i światu o własnej sile. Co ciekawe, mimo swojej intensywności Oud Iconic nie przytłacza – otula, zamiast dominować. Dla mnie to jeden z tych zapachów, który zostaje w pamięci i na ubraniach – jak dobrze skrojony płaszcz, do którego chce się wracać.
Jeśli Byredo jest szwedzką galerią sztuki, to Lattafa Oud Mood jest pałacem w Marrakeszu pełnym kolorów, przypraw i złota. Ten zapach nie udaje – on wchodzi z przytupem. Oud? Jest. Róża? Jest. Przyprawy? Też. Wszystkiego jest dużo i wszystko się świeci. Otwarcie jest miodowo-różane, mocne, słodkie, od razu otaczające mnie gęstą, arabską aurą. Potem dochodzi oud – nieco medyczny, trochę skórzany, typowo orientalny, podany w stylu klasycznym. W bazie pojawia się bursztyn, piżmo i drzewo sandałowe, co dodaje ciepła i gładkości.
To zapach długotrwały, intensywny, z ogonem – jeden z tych, które wypełniają pomieszczenie. Dla mnie świetnie sprawdza się jesienią i zimą, na wieczorne wyjścia lub wtedy, gdy chcę się poczuć jak królowa z tysiąca i jednej nocy. A przy tej cenie? To po prostu złoto w butelce. Przystępna cenowo opcja z bogatym oudem, różą i przyprawami. Zapach intensywny i trwały.
Ten zapach to moje małe guilty pleasure. Barakkat Satin jest inspirowany Oud Satin Mood od Maison Francis Kurkdjian, ale nie jest jego kopią 1:1 – to raczej jego młodsza, bardziej dziewczęca siostra.
Od pierwszego psiknięcia czuć, że to słodki, zmysłowy zapach – łączy w sobie oud, różę i wanilię, tworząc wrażenie zapachowego weluru. Zapach jest bogaty, ale nie przytłacza – słodki, ale nie cukrowy. Oud? Owszem, obecny – ale podany na tyle delikatnie, że nie zdominuje nawet osoby, która dopiero poznaje ten składnik.
Uwielbiam nosić go na randki, kolacje, wieczorne spacery. Jest w nim coś z magii, coś z uwodzenia, ale nie w sposób agresywny – raczej w stylu eleganckiego szeptu. Za ułamek ceny oryginału dostaję zapach, który naprawdę trwa, pachnie i czaruje. Inspiracja luksusowym zapachem, łącząca oud z różą i wanilią. Słodki, ale nieprzytłaczający.
Niech Was nie zwiedzie słowo Men... ja używam ich regularnie. To jeden z tych zapachów, które w świecie perfum stały się już... zjawiskiem. Choć technicznie rzecz biorąc oud nie gra tu pierwszych skrzypiec, w bazie znajdziemy jego cień – ciepły, drzewny, osadzony w dymno-skórzanym tle. Armaf dodał od siebie nieco więcej "ciemności". Otwarcie to cytrusy, ananas i bergamotka, bardzo świeże, niemal iskrzące. Po chwili dochodzą liść brzozy i paczula, co nadaje zapachowi surowości. A potem baza: drzewna, lekko oudowa, dymna, z charakterem.
Nosząc go, czuję się pewnie. To zapach, który daje mi energię, pasuje do marynarki i skórzanych butów, ale i do klasycznej koszulki. Trwałość? Dobra. Projekcja? Też dobra – ludzie pytają, czym pachnę. Idealny na co dzień i piękne wieczory.
To zapach, który zaskoczył mnie zupełnie, bo oud nie występuje tu jako główna gwiazda – raczej jako subtelny akcent, wpisany w koncepcję świeżości i naturalności. Wersja Mihan z oudem łączy go z kokosem, ogórkiem i jałowcem – zupełnie nieoczywista kompozycja, która... działa. Otwarcie to czysta świeżość – zielona, roślinna, niemal soczysta. Kokos w tej odsłonie nie jest słodki, ale raczej kremowy i świeży, jak woda kokosowa z listkiem mięty. Potem oud zaczyna subtelnie majaczyć w tle – cichy, lekko balsamiczny, nieco dymny. Noszę ten zapach, gdy chcę się wyróżnić, ale w sposób cichy i inteligentny. Ma w sobie coś z zapachu wysokiej jakości mydła z artystycznej pracowni – piękno w prostocie. Idealny na wiosnę, lato, do białej koszuli i gołych stóp na trawie.
Ten zapach to bogactwo. Ciężkie zasłony, marmur, blask świec w arabskim pałacu. Oud Ispahan to moje pierwsze prawdziwe spotkanie z różą i oudem w jednym flakonie – i muszę przyznać, że to była miłość od pierwszego niuchnięcia. Początek? Róża i labdanum – gęste, słodkawe, kadzidlane. Ale zaraz potem pojawia się oud – ciemny, intensywny, lekko żywiczny. Do tego dochodzą nuty drzewne, paczula i przyprawy, które nadają całej kompozycji orientalnego, majestatycznego charakteru. Dla mnie to zapach wieczorowy, ceremonialny, nie na każdą okazję. Noszę go wtedy, kiedy chcę otulić się czymś cięższym, wrażeniowym. To zapach o bardzo wysokiej trwałości i ogonie – potrafi zostać na ubraniu do następnego dnia.
To oud w wersji gotyckiej. Kiedy myślę o Black Aoud, widzę ciemne welony, czerwoną różę zanurzoną w atramencie i noc, która pachnie intensywnie. Otwarcie to uderzenie róży – ciemnej, bogatej, aksamitnej, ale zamiast klasycznej romantyczności mamy tu aurę tajemnicy. Pojawia się oud – gęsty, żywiczny, prawie animaliczny, który trzyma zapach w głębokim tonie. Później dochodzi piżmo i paczula, które jeszcze bardziej go pogłębiają. To nie jest zapach na pierwszy dzień w pracy czy letni spacer – to perfumy na wieczór, do czarnej sukienki, do koktajlu o północy. Uwodzicielskie, trwałe, pełne emocji. Wystarczy jedno psiknięcie – serio. Zbyt dużo i można... odlecieć.
Miłość od pierwszego wejrzenia. Do warszawskiego butiku Sense Dubai nie sposób nie wejść - zapach przyciąga z daleka. A tam czeka feeria aromatów arabskich i ten. Mój kochany: Oud Aquilaria o bogatym zapachu róży i oudu. Perfumy otwierają się delikatnymi akcentami różowego pieprzu, rozmarynu i słodkiej iluzji jabłka, po których następuje piękny kwiatowy bukiet. Akord oudu pojawia się uwodzicielsko w bazie, wraz z nutami paczuli i bursztynu. To jeden z tych zapachów, że intryguje każdego, a jednocześnie.
Głęboki zapach z różą damasceńską i marokańską, bergamotką i oczywiście oudem. Ten zapach ma jeszcze coś - otulające piżmo i dodatkową zmysłowość w postaci paczuli. Dla mnie to kwintesencja magii. Zapach idealny na wieczór. Zwykle zapachy tej marki potrafią mnie zaskoczyć i tak było i tym razem.
Te perfumy z nutą oudu powstały z inspiracji korzennym aromatem kawy o smaku kardamonu. Tak opisywał swój proces twórczy Thierry Wasser, kreator zapachu, Tu jest cudowny zmysłowy oud w otoczeniu cennych przypraw i ten zestaw pobudza zmysły. Kardamon ujawnia swoje radosne, eleganckie, świeże oblicze. Jest też czarny pieprz, paczula i drzewo sandałowe. Ostatnio prawie wszystkie zapachy z linii Allegoria trafiają do mego serca. Ta z oudem jest po prostu wyśmienita.