Rozwój

Boimy się zmiany, ale to ona nas rozwija. Eksperci radzą, co, jak i kiedy warto zmienić w życiu

Boimy się zmiany, ale to ona nas rozwija. Eksperci radzą, co, jak i kiedy warto zmienić w życiu
Fot. 123RF

Zmiany? Świat przekształca się szybciej niż my. Trendy, technologie, mody... Trudno stać obok tej rwącej rzeki. Trzeba się dostosować, nadążać – słyszymy. W takich czasach zmian nie da się uniknąć. To nie znaczy jednak, że musisz ciągle wymyślać siebie na nowo. Jeśli wiesz, co zmieniać warto, a co może pozostać twoją życiową kotwicą, zyskasz poczucie bezpieczeństwa i stabilności - niezależnie od tego, co dzieje się wokół.

Taki fajny krem. Już go nie produkują. Zielone buty wygodne? Ale nie do kupienia, bo to fason sprzed dwóch sezonów. Ulubiony model telefonu? Wycofany z produkcji po roku. A do tego wciąż gdzieś „musisz być” – na FB, Instagramie, TikToku, Twitterze! Bo... inaczej „nie istniejesz”. Wydaje się, że bez ciągłego gonienia za nowoczesnością trudno teraz przetrwać. Tylko czy dobrze się z tym czujemy? Czy musimy coś robić i rozumieć inaczej niż dotąd? Przyzwyczajać się co sezon do nowych technologii i mód? Jak wybrać to, czego zmieniać nie chcemy, i czuć się z tym dobrze pomimo presji otoczenia?

Zmiany są jedyną stałą rzeczą w życiu 

Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana – powiedział Heraklit z Efezu dwa i pół tysiąca lat temu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że czas nie pędził z tak zawrotną prędkością jak dzisiaj. Heraklit nie musiał uczyć się płacić blikiem, logować na profil pacjenta, rozliczać podatków online i brać u wnuka korepetycji z obsługi iPhone’a. A my codziennie musimy dostosowywać się do zmian – w życiu prywatnym i zawodowym. Można to kontestować? Teoretycznie tak, ale nawet na szczepienie trudno się zapisać bez smartfona. W magazynie „Time” ukazał się tekst dr Gabrielli Rosen Kellerman, psychiatry, i prof. Martina Seligmana, psychologa, na temat kryzysu zdrowia psychicznego wywołanego za szybko postępującymi zmianami. Problem dotyczy i nas. Dane i prognozy niepokoją: aż osiem milionów dorosłych Polaków cierpi na zaburzenia psychiczne: depresję, nerwice, stany lękowe, wynika z analiz Instytutu Psychiatrii i Neurologii. W artykule z „Time’a” Martin Seligman używa metafory: świat nie przypomina już rzeki, po której żeglujemy statkiem życia w stronę horyzontu, teraz to górski strumień, którym spływamy kajakiem z zawrotną prędkością, nie mając pojęcia, co czeka za zakrętem ani jak szybko powinniśmy wiosłować, by uniknąć wywrotki.

 

Brak zmiany jest przeszkodą dla postępu 

Bruce Feiler, amerykański pisarz, przeprowadził wywiady z setkami osób na potrzeby książki Life Is in the Transitions: Mastering Change at Any Age (Życie jest zmianą: udoskonalanie sztuki zmieniania się niezależnie od wieku). Twierdzi, że średnio co rok następuje w naszym życiu zmiana: syn idzie do liceum, mąż wyjeżdża na kontrakt, awansujemy albo zmieniamy pracę. Nie da się więc uniknąć życiowego kryzysu lub punktu zwrotnego, który „wszystko zmienia”. Feiler mówi o nich „lifequakes”, czyli „trzęsienia życia”. Jego zdaniem każdy zaliczy ich od trzech do pięciu. Niektóre planujemy i cieszymy się z nich: tak jest z narodzinami dzieci. Inne dopadają nas z zaskoczenia, jak wypadek samochodowy, utrata pracy, pandemia, rozwód. Nikt tego nie chce. Ale trzęsienia życia to coś, co możemy jedynie zaakceptować. Nie da się ich uniknąć, choćbyśmy przestali wychodzić z domu. To zła wiadomość. Dobra jest taka, że sporo trzęsień życia w perspektywie kończy się... sukcesem. Bruce Feiler dowodzi, że 90 procent osób, z którymi rozmawiał, po pewnym czasie jest zadowolonych ze zmiany, nawet jeśli została wymuszona. W psychologii istnieje pojęcie „wzrostu potraumatycznego”, którego doznają ludzie po przejściach, również tych zagrażających życiu. Ale istnieje też inny wzrost – pozmianowy. Wszyscy możemy go doświadczyć i, od czasu do czasu, byłoby to dla nas dobre. „Stałość jest ulubieńcem ciasnych umysłów”, pisał Ralph Waldo Emerson, amerykański myśliciel. Prof. Arthur Brooks z Harvardu, specjalista od szczęścia, sądzi, że powinniśmy co dekadę dokonywać zmian w zawodzie: on był muzykiem, wykładowcą uniwersyteckim, następnie doradzał prezydentowi USA, by później stać się autorem bestsellerowych książek i podcastów. Brooks twierdzi, że sukces osiągnięty w jakiejś dziedzinie staje się... przeszkodą dla postępów. Bo po mniej więcej 10 latach praktykowania tego, co dotąd robiliśmy z entuzjazmem, przechodzimy do fazy bezpiecznego rutyniarstwa. Słowa prof. Brooksa trafiają do Amerykanów, którzy zmieniają zawód (nie tylko pracę) średnio pięć razy w życiu. My bardziej cenimy stabilność, nawet jeśli czasem przechodzi w stagnację. Dlatego trudniej nam płynąć w rwącym potoku współczesności. Jak sobie z tym radzić?

Na jakie zmiany warto stawiać i jak nauczyć się je akceptować?

Porównaj się z sobą sprzed dekady.

Nie doceniamy faktu, jak bardzo się zmieniamy. Prof. Daniel Gilbert, psycholog z Harvardu, dowiódł, że większość z nas nie umie sobie wyobrazić siebie w następnej dekadzie. Nie lubimy zmian, więc wydaje się nam, że będziemy podobni do siebie z dzisiaj. Deklarujemy, że w 2033 roku będziemy chcieli kupić bilet na koncert gwiazdy, którą lubimy teraz, mimo że nie chodzimy na występy artysty, który nas fascynował kilkanaście lat temu. Ten fenomen prof. Gilbert nazywa „the end of history illusion”, złudzeniem końca historii. Wygodnie nam myśleć, że my teraźniejsi to wersja doskonała, ale... Zrób eksperyment: weź album ze zdjęciami i obejrzyj te sprzed dekady. Przypomnij sobie: co wtedy wydawało ci się modne, warte uwagi, czasu i pieniędzy, kto wydawał ci się interesujący, godny przyjaźni? Możliwe, że popatrzysz na siebie z odrobiną niedowierzania. Uważasz się teraz za mądrzejszą, dojrzalszą i bardziej spełnioną. Widzisz, jak się zmieniłaś? Zapewne za 10 lat też będziesz kimś innym, niż jesteś dzisiaj, i... kimś innym, niż sobie wyobrażasz. Niewykluczone, że przyjmiesz tę przemianę z radością!

Ćwicz się w sztuce radykalnej akceptacji.

Twórczyni tej teorii, Marsha Linehan, psycholożka i autorka książki Życie warte przeżycia, twierdzi, że tylko zgoda na to, co przynosi los, chroni przed frustracją. Walka z wiatrakami nie ma sensu, przysparza tylko cierpienia. Paradoksalnie, radykalna akceptacja to pierwszy krok do zmiany sytuacji. Nie oznacza bierności, tylko przyjęcie do wiadomości tego, co się wydarzyło, i rozpoczęcie kolejnego etapu: reorga- nizowania życia, by z niego w pełni korzystać. Dostałaś złą diagnozę? Tego nie odwrócisz. Ale od ciebie zależy, co zrobisz z tą zmianą. Możesz pytać w nieskończoność „dlaczego ja?” i czuć się nieszczęśliwa. Albo zastanowić się, jak osiągnąć ważne dla ciebie cele mimo zmiany, czyli choroby, utraty pracy, partnera.

Odkryj, co jest twoim filarem.

Gdy świat chwieje się w posadach, dobrze móc polegać na tym, co niezmienne. Co to może być? William Berry, wykładowca Florida International University, uważa, że większość z nas opierała kiedyś swoje życie na filarach, czyli kluczowych dla nas czynnościach, choć... nie uważała ich za istotne. Potem doszły nowe obowiązki i filary poszły w odstawkę. A wraz z nimi poczucie bezpieczeństwa, ciągłości, szczęścia – bo filary strukturyzują życie. Zdaniem Berry’ego często są nimi: sport, rozmowy z partnerem, przebywanie w naturze (spacery, wycieczki, ćwiczenia na świeżym powietrzu), czytanie czy pisanie dziennika, medytacja. Ale może być cokolwiek, np. cotygodniowa wizyta u lubianej manikiurzystki. Jak odnaleźć filary? Zapytaj samą siebie, kiedy ostatnio czułaś się szczęśliwa i spełniona, w jakich momentach życia? Nie zastanawiaj się długo. Gdy masz już odpowiedź, pomyśl, co odróżnia „wtedy” od „dzisiaj”. Czego obecnie ci brakuje? Oczywiście, to wydaje się bez sensu: jest mi źle, bo zamiast co tydzień chodzić do manikiurzystki, wybrałam hybrydę, którą wystarczy zrobić raz w miesiącu. Ale skoro pozorna błahostka przyszła ci na myśl, może kryją się pod nią inne, ważniejsze od wyglądu paznokci potrzeby. Może prawdziwym deficytem jest czyjś delikatny dotyk, spokojna chwila tylko dla ciebie, bez rozmyślań o bolączkach codzienności, rozmowa, w której czujesz się wysłuchana? Tak, taka mała, drobna czynność też może być filarem, jeśli łączy się z zaspokajaniem głębszych potrzeb. Odkryj swoje filary i zadbaj o to, by ci ich nie zabrakło. Nie zmieniaj ich na „wersje ulepszone”. Na nie warto znaleźć czas.

Nie zmieniaj wszystkiego naraz.

Możesz świadomie spowolnić strumień, którym płyniesz. A w każdym razie nie przyspieszać jego nurtu! Wiele rzeczy zmienia się gwałtownie, więc może ty, dla równowagi... zmieniaj mniej? Ulegamy dziś presji „udoskonalania” – siebie, pracy, męża, domu, samochodu itd. W kółko ktoś obok nas wymienia coś na nowszy model. Ale ta presja generuje sporo stresu. Marzenie o nowych szafkach kuchennych? Przecież stare nie są zniszczone, a że „nie są w trendzie”... Marzenie o podróży do egzotycznego kraju, w którym nigdy nie byłaś? Podróże kształcą, ale to też lawina nowych bodźców, zwłaszcza jeśli jedziesz po raz pierwszy na drugi koniec świata. Zapytaj siebie, czy właśnie tego potrzebujesz, czy raczej sądzisz, że powinnaś to zaliczyć, bo wszyscy wokół jeżdżą na egzotyczne wycieczki? Nie ma nic złego w jeżdżeniu latem co roku w to samo miejsce, jeśli je uwielbiasz. Dostarczy mniej nowych wrażeń, ale zapewni spokój i poczucie stabilności. Świat się zmienia, ale Bieszczady pozostają wciąż tak samo piękne jak kiedyś!

Podobno zmiana jest wpisana w DNA człowieka. Olga Tokarczuk pisała, że wszyscy się zmieniamy, wyrastamy ze starych sytuacji jak dziecko z ubrań. Nie ma sensu próbować wbić się w coś, co na ciebie już nie pasuje. To nie znaczy, że musisz to wyrzucać. Przyjrzyj się sobie w obliczu zmian, tak jak przyglądasz się swojej garderobie na wiosnę. Coś oddaj do PCK. Coś zostaw. Coś dokup lub pożycz. Żeby było ci wygodnie, gdy... czasem słońce, czasem deszcz. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również