Nie wszyscy są optymistami. Dla wielu z nas listy polecone, badania lekarskie to zapowiedź zmartwień. Może więc nie kusić losu i przyjąć strategię "na strusia". Czyli... listów nie otwieramy, na badania się nie zapisujemy. Ale od tego kłopoty nie znikają, tylko odraczamy je w czasie. Jak przestać unikać konfrontowania się z rzeczywistością – mówi Sylwia Sitkowska, psycholożka i terapeutka.
Dziś trudno spodziewać się czegoś dobrego po liście! Wysyłają je głównie urzędy – tłumaczyła mi w gabinecie Helena, która tygodniami omijała skrzynkę na listy. – No, bo co tam może być? Mandat? Dopłata za prąd? List z ZUS z informacją o mizernej emeryturze? Dlatego nie lubię otwierać skrzynki na listy! To, z czym się mierzy Helena, w psychologii nazywane jest efektem strusia. Samą nazwę wymyślili Dan Galai i Orly Sade z uniwersytetu w Jerozolimie dla opisania zjawiska, które zaobserwowali w świecie finansów: ludzie często unikają informacji, które mogłyby zaburzyć ich poczucie finansowej stabilności. Inwestorzy śledzą akcje, gdy idą one w górę. A gdy spadają? No cóż, brzmi to jak absurd, ale... znajdują sobie często inne zajęcie niż analizowanie spadków. Zachowują się jak przysłowiowe strusie chowające głowę w piasek na widok drapieżnika; przy okazji: prawdziwe strusie nigdy tak nie robią. Są odważne, więc uciekają lub walczą. Mają potężne nogi i jednym kopnięciem potrafią zgruchotać kości agresora. Niestety, niewielu z nas przypomina prawdziwe strusie w obliczu zagrożenia. Często wolimy udawać, że... problem nie istnieje. Nie odbieramy listów poleconych, wyników badań albo w ogóle na nie chodzimy, choć coś nas niepokoi. Kłopotliwe, chociaż ważne sprawy spychamy z pola widzenia. Zbadaj, czy i ty tak robisz?
Jeśli co najmniej trzy razy odpowiedziałaś, wskazując odpowiedź "kursywą”, efekt strusia dotyczy także ciebie. Da się z tym żyć, ale... nie musisz sobie dostarczać tą drogą kłopotów. Co warto zrobić?
Zostaliśmy tak zaprojektowani przez naturę, że skupiamy się raczej na pozytywach niż negatywach, na przykład z czasem kiepskie wspomnienia się zacierają, a zostają te dobre. Przykład? Wspomnienia z czasów szkolnych. Mamy też tendencję do ignorowania informacji, które zaburzają nasz pozytywny obraz własnej osoby. W amerykańskim badaniu dowiedziono, że co piąta osoba zakwalifikowana do programu odchudzania nigdy... sama się nie zważyła. Diabetycy potrafią nie sprawdzać poziomu cukru. Wielu pacjentów onkologicznych i kardiologicznych nie robi zalecanych badań kontrolnych. A kierowcy, którzy spowodowali wypadek i w jego wyniku znaleźli się w szpitalu, nadal uważają, że... prowadzą samochód lepiej niż większość ludzi. Niestety, strategia strusia bywa korzystna jedynie na krótką metę. Unikając przykrych zadań i wiadomości nie psujemy sobie humoru tu i teraz. Ale dalekosiężne skutki mogą być poważne i nieprzewidywalne.
Helena co najmniej raz z tego powodu miała spore problemy: nie odebrała ważnego pisma na czas, komornik zajął jej konto, a – jak się okazało – doszło do pomyłki. Straciła dużo nerwów, a wystarczyło odebrać list, przeczytać go i w porę zareagować. Bywa i gorzej: ktoś ma duszności i ból w klatce piersiowej, a tłumaczy sobie, że to z przejedzenia. Gdy trafia na SOR z zawałem, jest za późno na ratunek. Politycy z całego świata zachowują się zaś jak strusie w kwestii zmian klimatycznych. Ilekroć działasz według powyższego schematu, miej świadomość, że przyjdzie ci za to zapłacić, czasem słono. Jak unieszkodliwić wewnętrznego strusia?
Teraz niestety nie mogę. Chciałabym, ale może w przyszłym tygodniu. Zajmę się tym jutro, nie mam teraz czasu. Prokrastynacja, czyli odkładanie na święte nigdy, często idzie w parze z efektem strusia. Dlaczego? Bo przeceniamy czas i wysiłek zainwestowane w zadanie, od którego panicznie uciekamy. Nie doceniamy zaś pozytywnych efektów jego realizacji. Muszę przyznać, że efekt strusia dopada też terapeutów, nikt nie jest na niego odporny. Czasem przez dwa dni potrafię starannie omijać wzrokiem zmywarkę do naczyń pełną... czystych naczyń. Nie cierpię ich wyjmować. Ostatnio włączyłam stoper, żeby sprawdzić, ile czasu zajmie mi rozładowanie naczyń i ułożenie na właściwych półkach w szafkach kuchennych. Pięć i pół minuty. Byłam zaskoczona. Sądziłam, że trwa to jakiś kwadrans, a w 15 minut to ja mogę przecież zrobić coś naprawdę pożytecznego, uzupełnić dokumentację, załatwić sprawę w banku online lub chociażby zadzwonić do przyjaciółki. Gdy już wiem, że to jedynie kwestia pięciu minut, o wiele łatwiej mi obezwładnić mojego wewnętrznego strusia.
W niektórych przypadkach efektu strusia – np. opłacania rachunków – sprawę można załatwić prosto, choćby ustawiając płatności automatyczne w banku. Trzeba temu zajęciu poświęcić trochę czasu, ale za to tylko raz. Potem sprawa załatwia się w zasadzie sama. Z kolei na poczcie można podpisać zgodę na zostawianie listów poleconych w skrzynce. Łatwiej jest wyjąć list ze skrzynki, niż jechać na pocztę, stać w kolejce i mierzyć się ze spojrzeniami innych, gdy my odbieramy list z urzędu skarbowego czy sądu. Jak wiadomo, nic nie działa na człowieka tak motywująco jak wzmocnienie pozytywne. Czyli nagroda! A więc obiecaj sobie coś miłego za zrobienie tego, czego tak bardzo nie lubisz i od czego uciekasz. Na przykład postanów, że będziesz przeglądać rachunki i robić przelewy raz na dwa tygodnie, siedząc z laptopem na tarasie z dobrą kawą w filiżance. Po wizycie u dentysty idź na masaż gorącymi kamieniami. Po mammografii – do kina na fajny film. Niech to się stanie twoim rytuałem, po prostu łącz dwie czynności: tę, której unikasz, z tą, którą uwielbiasz. Po jakimś czasie okaże się, że twoja niechęć osłabła, a wewnętrzny struś... zasnął.
Podobno każda, nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku. Zrób go teraz, przecież to ty najlepiej wiesz, co to ma być. Teraz zapłać zaległy rachunek. Teraz umów się do lekarza na badania kontrolne. Teraz opróżnij zmywarkę, posprzątaj biurko, odpisz na urzędowe pismo... Teraz jest świetny moment, żeby coś zmienić w życiu – naprawdę. Lepszego nie będzie.