Czy można zawsze omijać sytuacje kryzysowe? Nie da się przejść przez życie, nie upadając. Ważne, by umieć się podnosić i... akceptować fakt, że czasem trzeba zmienić drogę. Nieraz na bardziej wyboistą. Psycholodzy przekonują, że w takiej sytuacji zamiast rozpaczać warto nauczyć się mówić: „dla mnie to nawet i lepiej, bo...”. Badania dowodzą, że to skuteczna technika poprawiania jakości życia, która uczy umysł konstruktywnego myślenia.
Miało być słońce, a tymczasem leje jak z cebra i ziąb. Miało być tanio, a tu inflacja dwucyfrowa i wszystko drożeje. Miało być pięknie, a tymczasem okazało się, że niedaleko naszego domu zostanie zbudowana „szprycha kolejowa”, prowadząca do Centralnego Portu Komunikacyjnego. Plany, plany, oczekiwania, żądania, fantazje. Jestem mistrzynią w ich snuciu, jak większość z nas. Często z niedowierzaniem patrzę, jak te misternie układane, nieraz miesiącami czy latami, konstrukcje walą się jak domek z kart. Niektóre w ciągu minuty. „Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, się kończy”, zaczyna książkę "Rok magicznego myślenia" Joan Didion, wybitna amerykańska eseistka i dziennikarka.
Jesteśmy od dziecka uczeni, żeby kształtować przyszłość – planować, kontrolować. Dla większości z nas oznacza to silne, często sztywne przywiązywanie się do własnych planów. W kółko każą nam wyobrażać sobie siebie za 5, 10, 15 lat, działać dziś tak, by za dekadę znaleźć się w wyznaczonym teraz punkcie – kariery, życia osobistego. To podejście pomija fakt, że życie jest mistrzem w zaskakiwaniu co najmniej w tym samym stopniu, w jakim my jesteśmy mistrzami snucia planów. Ten konflikt bywa źródłem bólu, rozczarowań, frustracji. Wielu ludziom trudno dopuścić do siebie myśl, że przebiegu życia nie da się perfekcyjnie zaplanować od A do Z. Gdy nasz świat się wywraca, bo natrafiamy na poważną, nieplanowaną przeszkodę, sytuację kryzysową – jak rozwód, utrata pracy, choroba, pożar domu, który trawi wszystko, co posiadaliśmy – mamy zasadniczo trzy wyjścia.
1. Kurczowo trzymamy się tego, co należy do przeszłości. Nie godzimy się z faktem utraty. Rzecz jasna, nie da się udawać, że mąż, który odszedł, nadal mieszka z nami w domu, ale można się obrazić, wieczorami płakać, jaka to spotkała mnie niesprawiedliwość. I tak miesiącami, latami. Wyobraź sobie, że płyniesz kajakiem przez rwącą rzekę, zaliczasz wywrotkę i wpadasz do wody. Łapiesz za pierwszą napotkaną gałąź i ściskasz z całej siły, jednocześnie rozpaczając nad swoim położeniem – to taka sytuacja.
2. Uznajemy, że po nieszczęściu, jakie nas spotkało, wszystko nam już jedno. Wpadamy w przygnębienie. Wracając do metafory górskiego spływu – po wywrotce dajemy się nieść prądowi, bo przecież i tak wszystko stracone! Może nas litościwie wyrzuci na brzeg, a jak nie, najwyżej utoniemy, trudno, tak miało być.
3. Próbujemy znaleźć rozwiązanie, wyjść na prostą, akceptując fakt, że życie, jakie znaliśmy, właśnie się skończyło. To tak, jakby po wywrotce kajaka powiedzieć: „No, fatalnie się stało, ale zobaczmy, co mogę teraz zrobić. Hm, może uda mi się dopłynąć do brzegu, znaleźć pomoc, może pójdę brzegiem rzeki i gdzieś dalej znajdę mój kajak, przy odrobinie szczęścia nadal zdatny do podróży?”.
Pewnie, że trzecia strategia jest najlepsza. Jest jeden szkopuł: żeby ją wprowadzić w życie, trzeba po pierwsze pożegnać się z przeszłością – zamknąć ją, pogodzić z faktem, że było, minęło – a po drugie pożegnać się z wymyśloną wizją przyszłości, którą już zdążyliśmy pokochać. By tego dokonać, a nie jest to łatwe, trzeba przekonać siebie, że to, co niedługo nastąpi, choć nowe, nieznane i nieplanowane, może być fajne. I w to uwierzyć. Najlepiej wykorzystać do tego celu taktykę, która w psychologii nazywa się przeprogramowaniem poznawczym (reframingiem).
Wyobraź sobie, że twój umysł jest jak sklep z okularami. Nie tylko mają różne oprawki, ale i szkła w różnych kolorach – żółte, zielone, czerwone, niebieskie, różowe, czarne, szare... Przeprogramowanie to skłonienie umysłu do zdjęcia jednych okularów – najczęściej z ciemnymi szkłami, przez które świat wygląda na przygnębiający – i założenie innych. Niekoniecznie różowych. Nie chodzi o to, by wmawiać sobie, że cieszy nas własna porażka czy wypadek: „ach, jakie to szczęście, że złamałam nogę!”. To grubymi nićmi szyta manipulacja, nie ma szans, żeby umysł dał się na to nabrać. Przyjmujesz stratę za fakt dokonany, nie dyskutujesz z tym, ale szukasz czegoś pozytywnego w najbliższej przyszłości, co nie miałoby szansy się wydarzyć, gdybyś nie złamała nogi i nie mierzyła się z tą sytuacją kryzysową.
Tej techniki nauczyła mnie znakomita onkopsycholożka i terapeutka Iwona Nawara na warsztatach terapii simontonowskiej, organizowanych przez Fundację UNICORN. Nazywa ją „Dla mnie to nawet lepiej” – zainspirował ją skecz Słoiki Kabaretu Moralnego Niepokoju. W tym skeczu ojciec przyjeżdża z wizytą do syna, chce przepisać na niego ziemię, a przy okazji zabrać od syna słoiki, w których poprzednio przywiózł mu jedzenie. Ale syn nie ma dla niego czasu. Ojciec chwilę się zastanawia i mówi: „Dla mnie to nawet lepiej, nie będę dźwigał słoików”. Syn najpierw proponuje mu, że go odwiezie do domu, potem stwierdza, że nie może, bo pił. „Dla mnie to nawet lepiej, przejadę się autobusem”, uznaje ojciec itd. Skecz jest zabawny i skłania do refleksji. Bohater, czyli ojciec, odjeżdża z niczym, ale nie wydaje się tym zmartwiony. To właśnie przeprogramowanie, w komediowej formie. A całkiem poważnie, z grupą pacjentów onkologicznych uczyliśmy się tej techniki na warsztatach i elementem nauki było odkrycie, ile pozytywnych zmian zaszło w naszym życiu tylko dlatego, że zachorowaliśmy na raka. Wcześniej koncentrowaliśmy się tylko na zmianach negatywnych, na utracie, lęku, bólu. Przyjrzenie się korzyściom pozwoliło nam zostawić utratę za sobą i pójść dalej. Popłynąć, ale nie z prądem, tylko w wybranym przez nas kierunku. Nawet coś tak skrajnie negatywnego jak rak niesie ze sobą pewien ładunek pozytywów. Jak każda życiowa sytuacja.
Motto powieści "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa to zdanie zaczerpnięte z Fausta Goethego: „Jam jest częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”. Okazało się, że w ciągu kilku minut potrafiłam wymienić kilkanaście pozytywnych zmian, do których w moim życiu nie doszłoby, gdyby nie rak: między innymi nawiązałam nowe przyjaźnie, założyłam warzywniak, adoptowałam suczkę husky na trzech łapach, dostałam propozycję napisania książki. To nie jest fajne, że miałam raka, ale doszłam do momentu, w którym mogłam tę „niefajność” zostawić za sobą. Stało się. I już. Nauczyłam się mówić: „Dla mnie to nawet lepiej”, i przez to częściej udaje mi się doceniać to, co jest, zamiast frustrować tym, czego nie ma. Ktoś się spóźnia? Dla mnie to nawet lepiej. Wypiję kawę, posiedzę, w kółko tak latam i latam, narzekam, że nie mogę odpocząć, a tu proszę, jaka okazja. Stoję w długiej kolejce w hipermarkecie, bo wszyscy rzucili się robić zakupy przed długim weekendem? Dla mnie to nawet lepiej. Mam w torebce książkę, poczytam. Raz udało mi się przeczytać 85 stron, zanim dotarłam do kasy! Nie mówię już: „Cholera, kolejka była tak długa, że przeczytałam prawie pół książki!”, tylko: „Przeczytałam w kolejce prawie pół książki, fajnie, że w moim zabieganym życiu znalazł się na to czas!”. Nie neguję faktu – długa kolejka to fakt, czyjeś spóźnienie to fakt. Ale zatrzymuję lawinę negatywnych emocji, nie nakręcam się nimi – robię długi krok naprzód. I jestem w lepszym miejscu. Spróbuj. Jestem psychologiem, a dawno nie spotkałam się z techniką, która tak fantastycznie by działała i miała tak kolosalny wpływ na poprawę jakości życia.
Zastanówmy się, jak przystąpić do przeprogramowania, czyli zastąpienia jednych okularów drugimi, które pozwolą spojrzeć na świat z innej perspektywy.
1. Gdy dzieje się coś niespodziewanego i znajdujesz się w sytuacji kryzysowej, czujesz gniew, frustrację, smutek – zatrzymaj się na chwilę i zapytaj siebie, co w tej właśnie chwili myślisz. Jakbyś wyjmowała myśli na stół – przyjrzyj się im (możesz je po prostu zapisać). Najczęściej w kryzysie staramy się uciekać od trudnych myśli, bo wydaje się nam, że gdy się w nich pogrążymy – pójdziemy na dno. Błąd! Psychologowie wielokrotnie udowodnili, że im bardziej staramy się o czymś nie myśleć, tym bardziej... o tym myślimy. Sama możesz przeprowadzić eksperyment: obiecaj sobie, że przez kwadrans nie będziesz myślała o białym niedźwiedziu. Z pewnością trudno ci będzie teraz wyrzucić obraz misia polarnego z myśli. Ale przyjrzenie się swoim myślom to pierwszy krok do ich zmiany.
2. Gdy już wiesz dokładnie, co myślisz, czas poddać to ocenie. Przyjrzyjmy się zdaniom: „Zredukowali mój etat. Będę mniej zarabiać. Nie poradzimy sobie finansowo”. Zauważ, że ta refleksja jest dwuczłonowa: faktem jest zdanie o redukcji etatu i redukcji pensji. Kolejne to prognoza – innymi słowy wróżenie z fusów. Nie wiesz, czy tak będzie. Zastanów się: czy to pewne, że nie dasz rady finansowo? Może mąż mógłby dostać podwyżkę? Może mogłabyś zacząć inną pracę na ćwierć etatu albo rozkręcić własny biznes. Ile znasz osób, którym zredukowano etaty albo które zwolniono? Duuużo! Nie poradziły sobie? Zdecydowana większość ma się dzisiaj dobrze, a niektórzy nawet lepiej niż przed zawodową rewolucją. Skoro oni mogli, ty też możesz.
3. Pomyśl, czy to ci pomaga. Już wiesz, że twoja myśl nie jest prawdziwa w tym sensie, że nie jest prognozą na przyszłość, to tylko jeden z wielu potencjalnych scenariuszy. Czas na zadanie pytania: czy tego typu myśli ci pomagają? Oczywiście, możliwe jest i to, że zbankrutujesz. W filmie "Most szpiegów" adwokat, grany przez Toma Hanksa, pyta swojego klienta, oskarżonego o szpiegowanie na rzecz ZSRR, dlaczego się nie martwi, skoro wie, że prawdopodobnie zostanie skazany na śmierć. „Czy to by pomogło?”, pyta Rudolf Abel. Oczywiście, nie pomogłoby: Abel nie uniknie wyroku tylko dlatego, że będzie o nim obsesyjnie rozmyślał. Skoro tak – nie rozmyśla. Ma zresztą rację, jak się okazuje, odzyska wolność. Nie snuj myśli, które ci nie pomagają – nie unikniesz w ten sposób najgorszego, a jedynie zepsujesz sobie humor. Teraz już wiesz, że zdjęcie ciemnych okularów jest w twoim interesie, prawda?
4. Nie bądź optymistką, bądź realistką. Wiele osób myli przeprogramowanie poznawcze z niepoprawnym optymizmem. Gdy w firmie redukują twój etat do połowy, nie ma sensu zapewniać samej siebie, że to nic, bo „jakoś” będzie świetnie. Terapeuci często zalecają klientom opracowanie trzech scenariuszy: czarnego, różowego, czyli najbardziej optymistycznego (wygrywasz w totka, zgłasza się do ciebie rekruter i proponuje dobrą posadę w konkurencyjnej firmie itd.), oraz pośredniego. Jeśli się zastanowisz, sama stwierdzisz, że życie rzadko jest czarne albo różowe, najczęściej jest... szarozielone. Z tym wariantem będziesz mieć przejściowe kłopoty, ale przetrwasz, a za jakiś czas będziesz z siebie dumna i uznasz, że dobrze się stało – da się żyć, pojawiła się sytuacja kryzysowa, ale też nowe szanse, nadzieje...
5. Nie szukaj jasnych stron, szukaj znaczenia. Poczucie sensu jest jednym z filarów szczęścia zdaniem prof. Martina Seligmana, twórcy psychologii pozytywnej – jest kluczowe. Właśnie poszukiwaniem sensu jest próba dokończenia zdania: „Dla mnie to nawet lepiej”. Bo? Dlaczego może być lepiej? To ćwiczenie dla ciebie. Wyzwanie dla twojego umysłu, któremu wcale nie chce się zmieniać okularów. Skłoń go do tego, a naprawdę skorzystasz. „Na szczęście mimo całej złożoności sytuacji większość ludzi potrafi znaleźć drogę do nowego, udanego życia. Potrafi uporządkować je tak, aby powstała przestrzeń na radość, zadowolenie, poczucie szczęścia i spełnienia. Znajduje swój sprawiedliwy świat” – pisze prof. Irena Pospiszyl w książce Syndrom Atlasa.
„Umysł jest jak spadochron. Najlepiej działa wtedy, gdy jest otwarty”, powiedział Albert Einstein. Te słowa świetnie pasują do istoty opisanej techniki. Dbaj więc, by twój umysł był otwarty i nie pozwól mu się zamknąć w pułapce myślenia katastroficznego. Wtedy z gracją wylądujesz na ziemi po każdym potknięciu.