Kosmetyki to nasza pasja i praca. Codziennie na własnej skórze testujemy działanie i składy kremów, balsamów, olejków, pomadek, kosmetyków do makijażu... wszystkiego! Oto 11 kosmetycznych perełek, które ostatnio nas zachwyciły.
Cudo! Podkład pięknie ukrył moje przebarwienia oraz niedoskonałości i poradził sobie z zarówno przetłuszczającymi się fragmentami mojej skóry, jak i tymi bardziej przesuszonymi. Świetnie łączy w sobie umiejętność krycia różnych nieidealnych miejsc na twarzy, z bardzo naturalnym rozświetleniem całej skóry. I robi to bardzo delikatnie. Co ciekawe, stopień krycia możemy stopniowo budować same, nakładając odpowiednią ilość podkładu - od lekkiego do bardziej intensywnego. Nie musimy więc obawiać się efektu ciężkiej maski.
Nie podkreśla zmarszczek czy linii na twarzy, stapia się ze skórą bardzo szybko, zostawiając na niej bardzo przyjemne satynowe, odrobinę pudrowe wykończenie. Choć użyłyśmy podkładu, mamy wrażenie, jakbyśmy raczej przypudrowały ją czymś bardzo lekkim, ale równocześnie idealnie kryjącym. Kolejny duży plus dla podkładu za właściwości antybakteryjne, hamowanie powstawania nowych niedoskonałości, widoczne zmniejszenie porów przy równoczesnym, bardzo przyjemnym i wyczuwalnym nawilżeniu skóry. Cera jest zmatowiona, rozświetlona i nawilżona. Dla mnie ideał!
Brytyjska marka Jo Malone na wiosnę przygotowała coś niezwykle smakowitego. Nowa limitowana kolekcja pięciu zapachów The Marmalade Collection to zamknięty w kremowym, uroczym flakonie w stylu vintage sielski klimat angielskiej wsi przepełniony rześkim, odurzającym zapachem sezonowych owoców. Owoców, które za chwilę zbierzemy i przygotujemy z nich obłędnie pachnące, domowe konfitury.
Mamy więc zerwany w dzikim ogrodzie rabarbar, mamy zatopione w słodkiej galaretce płatki róż, cierpką skórkę pomarańczy, soczyste jeżyny i mojego niekwestionowanego faworyta - kwiaty czarnego bzu (Elderflower Cordial Cologne). Doprawione głogiem i cierpkim agrestem tworzą pudrową, delikatnie rześką, naprawdę zachwycającą kompozycję.
Zawarte w buteleczkach naturalne owocowe ekstrakty stworzone zostały specjalnie dla marki Jo Malone przez jeden z najsłynniejszych brytyjskich zakładów przetwórstwa owocowego w Szkocji. Co ciekawe, zapachy można mieszać! Znalezienie mieszkanki idealnej to sprawa bardzo indywidualna, zależna od nastroju czy pogody, ale mnie aktualnie najbardziej relaksuje połączenie czarnego bzu ze świetlistą różą (Rose Blush Cologne).
Przyznam, że niespecjalnie przepadam za liniami kosmetycznymi sygnowanymi nazwiskami gwiazd. Do marki Keys Soulcare, którą stworzyła sama Alicia Keys, podeszłam z lekką rezerwą. Zupełnie niesłusznie. Cała linia, w której skład wchodzą m.in. trzy kremy pielęgnacyjne, żel do mycia ciała, mgiełka i maska błyskawicznie mnie w sobie rozkochała. Najbardziej ten oto niepozorny peeling. Keys, poza produktami upiększającymi chciała stworzyć coś, co wpłynie pozytywnie na nasze zmysły, samopoczucie i duszę. W moim przypadku jej się udało! Ponieważ peeling stosować można raz na kilka dni, z niecierpliwością wyczekuje poranka lub wieczoru, kiedy w końcu będę mogła go użyć.
Wystarczy na wilgotną (to ważne!) dłoń wysypać odrobinę zamkniętego w fioletowej buteleczce proszku, rozetrzeć w dłoniach i powstałą, niezwykle przyjemną, kremową, cudownie pachnącą pianę wmasować w twarz. Oczyszczona nim i wysuszona skóra jest rozświetlona, wygładzona i bardziej sprężysta. To wszystko zasługa zawartych w peelingu składników: pełnego antyoksydantów, złuszczającego proszku ze starożytnej zielonej herbaty Hojicha, łagodnie nawilżającego kwasu mlekowego oraz ujędrniających płatków owsianych i fasolki mung.
Marysia: Ten wyjątkowo wydajny peeling zastępuje mi trzy kosmetyki: żel do mycia ciała, balsam i...perfumy! Pielęgnuje skórę, dzięki zawartości różowej glinki świetnie ją wygładza, a za sprawą mieszanki masła shea, oleju chia i kokosowego niesamowicie odżywia oraz uelastycznia. Pozostawia na niej subtelną, bardzie cienką, tłustą warstwę, ale jest to jak najbardziej mile widziany i przyjemny efekt. Właśnie dlatego balsam staje się już zbędny. W peelingu znajduje się też antyoksydacyjny kompleks ekstraktów z 12 roślin, m.in. róży, owoców pomarańczy rozmarynu i zielonej herbaty.
Zatopione w tym różowym musie kryształki cukru nie tylko złuszczają martwe komórki naskórka i odświeżają skórę, ale przy okazji serwując naprawdę miły, relaksujący masaż. No i na koniec ostatni powód, dla którego tak bardzo uwielbiam stosować ten kosmetyk- soczysty, rześki zapach brzoskwini. Doprawiony szczyptą cytryny i mandarynki, sprawia, że peeling świetnie sprawdza się w roli porannego "energetyka". A szklane opakowanie, po zużyciu kosmetyku, na pewno znajdzie jakieś nowe zastosowanie w moim domu - za to ogromny plus.
Marysia: Olejki do włosów to moja wielka słabość. Dawno temu odkryłam ich niezwykłą moc i świetny wpływ na kondycję i wygląd moich włosów. I w zasadzie od lat olejki to moje jedyne kosmetyki do stylizacji włosów. Aplikuję je na wilgotne włosy zaraz po umyciu, czasem dodaję kilka jego kropli do maski lub odżywki, albo w ogóle zastępuję je nim, kiedy za bardzo się spieszę i nie mam czasu na nakładanie czegokolwiek poza szamponem pod prysznicem. Gdy czuję, że moje włosy potrzebują porządnego odżywienia, rozprowadzam na nich olejek i zostawiam go na całą noc - taką intensywną kurację spłukuję rano i zmywam szamponem. Olejkiem odświeżam też czasem moją fryzurę w ciągu dnia. Dużą wagę przywiązuję nie tylko do efektów, jakie olejek przynosi moim włosom, ale również do jego zapachu - w końcu towarzyszy mi na włosach przez cały dzień.
Olejek Lazartigue, nowej francuskiej marki, która niedawno pojawiła się na polskim rynku, poza cudownym działaniem i obłędnym kwiatowym, zmysłowym zapachem (opracowanym przez perfumiarzy z Grasse!), ma jeszcze jedną cechę, za którą go pokochałam. Szanuje środowisko. Nie zawiera silikonów, siarczanów, sztucznych barwników i oleju mineralnego, ma za to 85% składników pochodzenia naturalnego, a jego opakowanie w 100% nadaje się do recyklingu (nie posiada żadnych naklejek z tworzywa sztucznego). Znajdziemy w nim mieszankę czterech cennych olejków: z geranium, bliskowschodniej moreli, kamelii z Chin i marokańskiego arganu. Zmiękcza włosy, wygładza je, nadaje im blasku, odżywienia. I przy okazji, dzięki zapachowi, kojąco działa na zmysły!
Marysia: Rozświetlona cera, lekko połyskujący makijaż oczu, odbijające światło drobinki na skórze - uwielbiam kosmetyki nabłyszczające. Z jednym wyjątkiem - usta muszą pozostać matowe. Ponieważ od ponad roku pracuję zdalnie w domu, makijaż ograniczyłam do minimum. Ostatnio jednak zaczęło mnie coraz bardziej ciągnąć w kierunku pomadek i szminek. Większość jednak szybko mnie męczyła albo niepasującym odcieniem albo uczuciem ciężkości i lepkości. A na koniec i tak szybko znikała, ubarwiając zupełnie niepotrzebnie kubek z kawą zamiast moich ust.
Szminka w płynie Max Factor Colour Elixir Soft Matte okazała się bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Jest niesamowicie lekka i praktycznie niewyczuwalna na ustach, przy okazji całkiem trwała i co najważniejsze - daje piękne, matowe, niemal "pluszowe" wykończenie, a dzięki zawartości wosków i olejków nie wysusza ust. Co ciekawe zawiera pigmenty, które potrafią dopasować się do ust. Dodatkowy plus za bardzo wygodny aplikator, który nie nabiera zbyt wiele pomadki, dzięki czemu nie musimy mierzyć się za dużą ilością koloru na ustach. Matowa pomadka w płynie dostępna jest w ośmiu odcieniach - ja najczęściej sięgam Rose Dust, Muted Russet i... mieszankę tych dwóch odcieni.
Matylda: Moja skóra jest odwodniona, ale równocześnie dość mocno się przetłuszcza i co za tym idzie - szybko zanieczyszcza. Pielęgnacja takiej cery to prawdziwe wyzwanie! Bo jak zmniejszyć jej przetłuszczanie i zapobiec powstawaniu zaskórników, równocześnie dodatkowo jej nie wysuszając? Dla mnie rozwiązaniem okazał się Wygładzający żel do mycia CeraVe SA. W jego składzie, oprócz standardowych dla tej marki ceramidów, które odbudowują barierę ochronną naskórka, znajdziemy między innymi kwas salicylowy i niacynamid.
Kwas salicylowy złuszcza zrogowaciały naskórek i oczyszcza pory skóry. Za to niacynamid działa przeciwzapalnie, reguluje wydzielanie sebum i zmniejsza widoczność porów. Ja sięgam po ten kosmetyk, kiedy moja skóra tego potrzebuje, ale osobom, które na przykład zmagają się z trądzikiem krostkowo-zaskórnikowym, radziłabym używać go codziennie.
Matylda: Skórę lubię nawilżać dokładnie i wieloetapowo. Zawsze po umyciu twarzy sięgam po tonik lub esencję. Oczekuję od tych kosmetyków przede wszystkim wstępnego nawilżenia cery i przygotowania jej do aplikacji serum i kremu. Ostatnio te (i jeszcze inne) moje oczekiwania spełnia esencja Hydro Rice marki Creamy - kosmetyk, którego lista składników robi wrażenie. Jeśli ktoś, tak jak ja, regularnie studiuje składy produktów kosmetycznych, to wie, że zazwyczaj najwięcej jest w nich wody. To ona jest zwykle na pierwszym miejscu na liście składników. Ale nie w esencji Hydro Rice!
W esencji nawilżająco-tonizującej Creamy pierwsze miejsce na liście składników zajmuje fermentowana woda ryżowa, która nawilża skórę. W składzie esencji Creamy znalazłam też tonizująco-regulujące hydrolaty (różany i oczarowy), kilka substancji nawilżających (między innymi glicerynę, panthenol, kwas hialuronowy), antyoksydant glukonolakton oraz działający przeciwzapalnie niacynamid. Ten kosmetyk nawilża i koi skórę oraz wzmacnia jej naturalne mechanizmy obronne.
Matylda: Popularna polska marka Yope wprowadziła niedawno do sprzedaży swoje pierwsze kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Po dotychczasowych sukcesach Yope, spodziewałam się, że i ta premiera będzie triumfalna. I, póki co, mam wrażenie, że się nie pomyliłam. Testowanie nowych kosmetyków rozpoczęłam od wypróbowania kremu na noc Moon Spa z aktywnymi lipidami i bakuchiolem.
Krem na noc Yope zawiera między innymi emolienty (np. olej abisyński, olej arganowy) i fermenty (z korzenia żeń-szenia, z bambusa), które wygładzają skórę, chronią ją przed wysychaniem i wzmacniają jej naturalną barierę ochronną. W jego składzie znajdziemy też bakuchiol nazywany "roślinnym retinolem" - przeciwutleniacz, który złuszcza naskórek i reguluje pracę gruczołów łojowych. A jak działa Moon Spa? Rano, po jego zastosowaniu, skóra jest gładsza, wyraźnie zregenerowana, i ma bardziej jednolity koloryt.
Matylda: Uwielbiam maseczki na twarz i stosuję je prawie codziennie. Ostatnio najchętniej sięgam po nowość marki Pixi - Rose Remedy Mask. Ten kosmetyk zaskoczył mnie zarówno swoim działaniem, jak i pojemnością opakowania. Te 300 ml bardzo wydajnej i skutecznej maski znanej perfumeryjnej marki jest zdecydowanie warte swojej nie najniższej ceny.
Rose Remedy Mask zawiera przede wszystkim szereg substancji działających przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie (np. ekstrakt w wąkroty azjatyckiej i ekstrakt z kurkumy), ściągająco (np. wyciąg z rokitnika) i łagodząco (np. hydrolat różany). Po kilkunastu minutach z tą maską na twarzy, skóra ma bardziej jednolity koloryt, jest odświeżona, a jej pory są mniej widoczne.
Matylda: Przyjemność używania tego kosmetyku zaczyna się już na etapie jego korzennego zapachu, który dla mnie jest miłą odmianą - balsamy do ciała zwykle pachną słodko, owocowo lub "kosmetycznie". Kolejną przyjemność zapewnia lektura składu Olejkowego serum rewitalizującego Miya. Znajdziemy w nim bowiem aż siedem naturalnych olejów, które nie tylko natłuszczają skórę, zapobiegając jej wysychaniu, ale także odżywiają ją i wspomagają jej regenerację.
Oprócz olejów, kosmetyk Miya zawiera także witaminę E, która hamuje procesy starzenia się skóry wywołane na przykład przez promieniowanie ultrafioletowe oraz przyspiesza jej regenerację. Po posmarowaniu ciała Olejkowym serum rewitalizującym skóra jest odczuwalnie, ale nadal lekko natłuszczona, gładka, miękka i pachnąca. Ten kosmetyk z całą pewnością pięknie podkreśli letnią opaleniznę.