Kosmetyki to nasza pasja i praca. Codziennie sprawdzamy działanie i składy produktów pielęgnujących i upiększających ciało. Oto kilka kosmetycznych perełek, które przetestowałyśmy na własnej skórze!
Matylda: Mam cerę mieszaną i szybko się zanieczyszczającą, więc regularne złuszczanie naskórka to dla mnie konieczność. Równocześnie moja skóra jest dość wrażliwa, łatwo ją podrażnić, przesuszyć... Lata prób i błędów nauczyły mnie, że moja twarz najlepiej znosi ostrożne złuszczanie kwasami, na peelingi ziarniste reaguje utrzymującym się zaczerwienieniem, a peelingi enzymatyczne zwykle nie zmieniają w znaczący sposób jej wyglądu i stanu. Dlatego po kosmetyk do złuszczania naskórka Youth To The People sięgałam z umiarkowanym entuzjazmem. Okazało się jednak, że czekała mnie miła niespodzianka!
Yerba Mate Resurfacing Energy Facial to połączenie peelingu enzymatycznego, ziarnistego i kwasowego. W składzie tego kosmetyku znajdziemy enzymy (papainę i bromelainę), które rozpuszczają martwy naskórek, ziemię okrzemkową, która delikatnie go ściera oraz działający keratolicznie kwas mlekowy. Oprócz wszystkich tych złuszczających skórę substancji kosmetyk Youth To The People zawiera także szereg składników nawilżających, łagodzących podrażnienia, działających antyoksydacyjnie i przeciwzapalnie oraz regulujących wydzielanie sebum. Yerba Mate Resurfacing Energy Facial nakłada się na wilgotną skórę na 2-3 minuty, a następne spłukuje, delikatnie masując twarz. Po takim zabiegu skóra jest gładka i miękka, jej pory oczyszczone i delikatnie zwężone. I wszystkim tym zmianom na lepsze, nie towarzyszą żadne przykre skutki uboczne takie jak nieprzyjemne napięcie skóry czy jej zaczerwienienie.
Matylda: Kwas glikolowy to jeden z najintensywniej działających kwasów. Jego niewielkie cząsteczki głębiej niż inne kwasy penetrują skórę, powodując jej złuszczanie, poprawiając jej nawilżenie i stymulując jej regenerację. Kwas ten jest polecany jest zarówno osobom zmagającym się z trądzikiem, jak i posiadaczkom cery dojrzałej, którym zależy na poprawie elastyczności skóry i zmniejszeniu widoczności zmarszczek.
W serum na noc Drunk Elephant T.L.C. Framboos Glycolic Night Serum kwasowi glikolowemu towarzyszą inne kwasy: nawilżający i złuszczający kwas mlekowy, działający bakteriobójczo i odblokowujący pory skóry kwas salicylowy oraz rozjaśniający przebarwienia i zwężający pory kwas winowy. Oprócz kwasów w składzie serum Drunk Elephant znajdziemy też substancje działające przeciwzapalnie, kojąco i nawilżająco. I ta mieszanka składników działa zaskakująco dobrze i szybko, co przynajmniej częściowo usprawiedliwia wysoką cenę tego kosmetyku. Efekty działania serum glikolowego Drunk Elephant zauważyłam już następnego dnia po wieczornej aplikacji - skóra była jaśniejsza, jej pory odblokowane, a krostki prawie wygojone.
Matylda: W związku z trwającą pandemią i praca zdalną rzadko się maluję. A kiedy już mi się to zdarza, to zwykle sięgam po krem BB, który lekko wyrównuje mi koloryt cery i którego w zasadzie nie czuję na twarzy. Tymczasem zapomniane podkłady powoli starzeją się w mojej kosmetyczce... Jest jednak jeden podkład, który niedawno do niej trafił i po który chętnie sięgam, kiedy chcę sobie trochę poprawić nastrój i wygląd - to Watertone marki Make Up Forever. Ten lekki fluid konsystencją i składem przypomina serum, zapewnia krycie lekkie do średniego i satynowe wykończenie.
Przyjemność używania jest nie bez znaczenia, ale podkład Watertone przede wszystkim "zapunktował" u mnie swoim składem. Na drugim miejscu na liście składników tego kosmetyku znajdziemy bowiem hydrolat z zielonej herbaty, który działa przeciwzapalnie i antyoksydacyjnie. Ponadto, podkład Make Up Forever zawiera także działający przeciwzapalnie ekstrakt z korzenia piwonii oraz kilka substancji nawilżających i łagodzących. Dodam jeszcze, że pięknie pachnie, a jego zapach zaskakująco długo się utrzymuje.
Matylda: Włoski porastające łuki brwiowe mam dość długie, ale niezbyt gęste, a na dodatek miejscami ich brakuje. Zwykle uzupełniam te braki tradycyjną kredką, która zapewnia mi dość naturalny, ale niezbyt trwały efekt. Dlatego bardzo byłam ciekawa pisaka L'Oreal Paris Micro Tatuage, po którego użyciu - jak wnioskuję z nazwy i kształtu aplikatora - brwi mają wyglądać jak po microbladingu.
Ja używam pisaka L'Oreal bardzo ostrożnie, domalowując brakujące brwi samą tylko jego końcówką. Tusz Micro Tatuage jest dość "wodnisty" i półprzezroczysty, co jest moim zdaniem dużą zaletą tego kosmetyku. Uzyskamy z jego pomocą naturalny efekt, który można wzmocnić kolejnymi pociągnięciami pisaka. To ważne, bo tusz Micro Tatuage szybko zasycha, a jak już zaschnie to ani drgnie.
Matylda: Szerokie, gęste i nastroszone brwi to mocny trend od kilku lat. Można je uzyskać poddając się modnemu zabiegowi laminacji brwi lub sięgnąć po mydełko do ich stylizacji. Na pierwszy zabieg w obecnych czasach trudno się umówić, jeśli zaś chodzi o stylizowanie brwi z pomocą mydła, to jestem sceptyczna. Brwi ułożone "na mydło" są matowe i sztywne. Nie jestem też pewna, czy nakładanie tego kosmetyku na twarzy aby na pewno służy skórze... Tak czy inaczej, wolę sięgnąć po żel Anastasia Beverly Hills Brow Freeze, który zapewnia naturalnie prezentujący się efekt nastroszonych brwi.
Żel do stylizacji brwi Anastasia Beverly Hills to inwestycja, która się opłaci, bo jego dość wysokiej cenie towarzyszy podziwu godna wydajność. Dodatkową zaletą tego kosmetyku jest jego skład. Na stosunkowo krótkiej liście jego składników znalazłam aż trzy substancje pielęgnujące - nawilżające skórę i włoski d-sorbitol, propanediol i glicerynę.
Marysia: Co za zapach! Niby słodki, niby rześki, niby energetyczny i wiosenny, ale szybko wkrada się do niego jakaś niespokojna, tajemnicza nuta. W pierwszej chwili La Dompteuse Encagèe jest jak bukiet białych, świeżo ciętych kwiatów - odurzający, rześki, promienisty, zachwycający. Przywodzi mi też na myśl zapach świeżego, wysuszonego na lekkim, wiosennym wietrze prania. Ale po chwili zaczynają w nim wibrować niespokojnie, mroczne, skórzano-tytoniowe akcenty. Nie wypierają tej pierwotnej rześkości, ale subtelnie nadają jej bardziej nieoczywistych i oryginalnych nut.
Niekwestionowanym bohaterem tego zapachu jest kwiat frangipani, uważany w wielu kulturach za symbol nieśmiertelności i płodności. W wodzie perfumowanej Serge'a Lutensa to właśnie on odpowiedzialny jest za oszołamiający powiew optymizmu, słońca i świeżości. Są też słodko-gorzkie migdały. Skąd w zapachu wyczuwalny tytoń, skoro nie widzę go w nutach? To olejek ylang-ylang. Często wykorzystywany jest przez perfumiarzy do imitacji zapachu tytoniu i skóry. Co ciekawe, jego nazwa pochodzi od słowa "ilag", które w używanym na Filipinach języku tagalog oznacza "dzicz". I w zasadzie świetnie oddaje aurę tego zapachu. Jest słodki, jest świeży i jest dziki!
Marysia: Rzadko jakiś kosmetyk tak szybko mnie zachwyca i tak błyskawicznie przynosi efekt. I to nie byle jaki efekt - ale całkiem spektakularny! Ten regenerujący olejek do twarzy nakładałam przez mniej więcej dwa tygodnie na oczyszczoną i osuszoną skórę twarzy - zamiast zalecanych na opakowaniu 2-3 kropli, spokojnie wystarczała mi jedna kropla. Po tygodniu zaczęłam przecierać oczy ze zdumienia. Skóra wyglądała na bardziej wypoczętą i wygładzoną. Była bardziej sprężysta i w końcu na własnym przykładzie zobaczyłam to spektakularne rozświetlenie, które tak często obiecuje się na etykietach kosmetyków.
Na czym polega fenomen tego olejku? Na naturalnej, ale bardzo skutecznej formule. Pierwszy skrzypce gra tutaj silnie regenerujący, drogocenny olejek z róży damasceńskiej. W tej niewielkiej, wykonanej ze szkła fotonicznego (chroniącego zawarty w środku kosmetyk) buteleczce znajdziemy zresztą sporo innych, pielęgnacyjnych olejków o działaniu anti-aging: arganowy, lniany, migdałowy z pestek róży, monoi, buriti. W dodatku kosmetyk bogaty jest w liftingujące i chroniące przed wolnymi rodnikami ekstrakty z aceroli, żurawiny i guarany. Poza całkiem spektakularnym efektem, nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej ważnej sprawie: olejek jest niezwykle przyjemny w użytkowaniu, dobrze się wchłania, pozostawia przyjemny, lekko tłusty film (ale jak najbardziej komfortowy!), a zapach róży działa niezwykle kojąco i relaksująco na zmysły.
Marysia: Ten produkt cenię za skuteczność i minimalizm. Minimalizm nie tylko opakowania, ale również minimum wysiłku, który muszę włożyć, aby szybko i łatwo, za jego pomocą zadbać o skórę. Nie znam drugiego, tak prostego, niewymagającego i przy okazji skutecznego sposobu na codzienną pielęgnację cery. Papierowe pudełko skrywa 28 papierowych mini saszetek z odmierzoną porcją hydrolizowanego kolagenu w proszku. Wystarczy wsypać go do posiłku, zmieszać i zjeść lub wypić. Kolagen The Solution skandynawskiej marki Oslo Skin Lab jest praktycznie neutralny w smaku (ma delikatny, bardzo przyjemny posmak), więc w zasadzie mieszam go ze wszystkim: dodaję do koktajlu, do soku, do zupy, ostatnio nawet do gorącej kawy - wysoka temperatura nie wpływa w żaden sposób na jego skuteczność i właściwości.
A właściwości ten produkt ma sporo. Poprawia wygląd skóry, uelastycznia ją, wygładza zmarszczki i drobne linie. Z wiekiem skóra rozleniwia się i produkuje coraz mniej kolagenu, dlatego niezwykle ważne jest uzupełnianie tego cennego białka. The Solution dba nie tylko o skórę twarzy - wpływa korzystnie nawet jakość skóry w innych okolicach, szczególnie na udach. To, co również do mnie przemawia to fakt, że wszystkie te właściwości zostały bardzo obszernie dowiedzione licznymi badaniami. I to jest spora przewaga kolagenu marki Oslo Skin Lab nad innymi tego rodzaju produktami, dostępnymi na rynku.
Marysia: Jest jedno bardzo konkretne uczucie, które powinno towarzyszyć mojej skórze podczas aplikacji kremu pielęgnującego, a które nieczęsto udaje mi się odnaleźć. Lubię czuć, że moja skóra go chłonie, otula się nim. Po wielu nieudanych testach, w końcu właśnie ten ujędrniający krem marki OnlyBio to wymaganie spełnił. Z nawiązką. Pozostawia na skórze niezwykle przyjemne, aksamitne, otulające uczucie, równocześnie intensywnie ją nawilżając i odżywiając.
Warta odnotowania jest zawartość bakuchiolu - składnika okrzykniętego pielęgnacyjnym hitem w ostatnim roku. Jest on naturalnym, roślinnym i łagodnym nawet dla wrażliwej skóry zamiennikiem retinolu. Podobnie jak retinol złuszcza naskórek i wygładza drobne linie. Robi to równie skutecznie, ale zdecydowanie bardziej subtelnie. W składzie znajdziemy również cenny skwalan - produkt uboczny powstały w procesie wytwarzania oliwy z oliwek. Co ciekawe ten składnik występuje też w płaszczu lipidowym ludzkiej skóry i jest ekspertem od nawilżania i natłuszczania. Dodatkowo wzmacniania naturalną barierę ochronną skóry i pomaga substancjom aktywnym sprawniej wnikać w głąb skóry. Krem cenię również za naturalność (aż 99% składników pochodzenia naturalnego, brak m.in. parabenów, parafiny, PEGów) i ekologiczną filozofię, która za nim stoi (brak parabenów, PEGów, silikonów.