Święta w twoim stylu

Felieton: Dzwonią dzwonki, czyli alfabet przedświątecznej gorączki

Felieton: Dzwonią dzwonki, czyli alfabet przedświątecznej gorączki
Fot. 123RF

W reklamach - magia Świąt. W radiu - „Last Christmas”. A w naszych oczach - popłoch. Galopada za prezentami, sprzątanie, świąteczne zakupy. I jeszcze ten imperatyw moralny, żeby zrobić coś dobrego dla bliźnich… Jak to ogarnąć? Zwłaszcza, że żyjemy w Epoce Nadmiaru i Tysiąca Wyborów. Spokojnie. Weź trzy głębokie oddechy i przeczytaj nasz przewodnik po nowych przedświątecznych obyczajach. Uwaga, poniższe treści należy traktować z dystansem. Podobnie jak całe „grudniowe szaleństwo”.

A jak ANTYCYPACJA

Czyli działanie z wyprzedzeniem. Święta w XXI wieku nie wypadają już w Święta, tylko zaczynają się trzeciego listopada. Kiedy z półek znikają znicze (a także akcesoria z motywem dyni), pojawiają się staropolskie wyroby „kristmasowe”, najczęściej prosto z Chin. Okupują całe połacie supermarketów, co roku większe. Optymista powie, że to po to, abyśmy dłużej cieszyli się „magią Świąt” (jeśli komuś na te słowa nie zabrzmi w uszach piosenka z reklamy Coca Coli, znaczy, że nie ma kontaktu z prawdziwym życiem). Realista skwituje: ONI chcą, żebyśmy więcej kupili. Oni - czyli producenci dóbr. Nie darmo wiele firm w grudniu mówi: „mamy teraz żniwa”… U nas w redakcji kalendarz też figluje: już w październiku zaczynają przychodzić informacje o świątecznych edycjach / niespodziankach / wydarzeniach (np. „Skoro mamy za sobą pierwszy dzień jesieni, to nim się obejrzymy, będziemy śpiewać kolędy, smażyć karpia i siedzieć  przy choince” - autentyk z redakcyjnej poczty). Karuzela kręci się coraz szybciej. W połowie października zaczęliśmy otrzymywać informacje o kolekcjach mody na karnawał. A kiedy czytasz te słowa… tak, tak, po cichu planujemy numer wielkanocny i przeglądamy wiosenne trendy w modzie. Wiosna przecież zbliża się —> WIELKIMI KROKAMI.
RADA: Żyj tu i teraz. W supermarkecie wyobraź sobie, że jest kwiecień. Ignoruj stoiska z bombkami, ostentacyjnie kup letnie klapki i namiot.

B jak BLACK FRIDAY (lub C jak CZARNY PIĄTEK)

Kolejna świecka tradycja, którą przywiało do nas ze Stanów w pakiecie z Walentynkami i Helloweenem. Za wielką wodą ustalano, że ostatni piątek listopada jest dniem rozpoczęcia zakupów przedświątecznych, w tym głównie —> PREZENTÓW. Jednocześnie jest to pierwszy piątek po Dniu Dziękczynienia, które to święto - uwaga, jest związane z tradycją dożynkową. (Ha! To by się jakoś łączyło ze „żniwami” wymienionymi wyżej). W Czarny Piątek w sklepach melduje się ponad 200 milionów Amerykanów i każdy zostawia tam średnio 400 dolarów. Co roku w telewizji oglądaliśmy słynny szturm na sklepy, który śmiało można nazwać skrzyżowaniem biegu przez płotki z walką zapaśników. Dla wielu firm Black Friday jest najlepszym, pod kątem zysków, dniem w roku. Ktoś przytomny może zapytać: skoro to dzień finansowej glorii i chwały, dlaczego zwą go czarnym? Wszak kolor ten kojarzy się z rozpaczą (lub co najmniej z protestem). Otóż: handlujący zapisywali kiedyś straty tuszem czerwonym, a zyski czarnym. I od tej świątecznej sprzedaży zaczynały się w ich tabelkach zyski, czyli pisanie na czarno. Ale jest też i drugie wytłumaczenie - w ten piątek sprzedawcy są umęczeni wzmożonym ruchem w sklepach - to dla nich dzień „czarnej roboty”. A może chodzi o to, że wtedy marketach jest „czarno” od ludzi? Oficjalnie Święto Zniżki - Rabatu - Bonifikaty „obchodzimy” w Polsce od kilku lat. Trzy dni później, w poniedziałek jest Cyber Monday - czyli promocje w sklepach internetowych. Wiele firm prowadzi działalność i stacjonarnie, i w sieci, więc cały ten czas zamienia się w czterodniową zakupową orgię. Kto żyw, niech trzyma się za portfel!
RADA: Zrób założenie, że w Czarny Piątek kupujesz tylko jedną zniżkową rzecz w jednym sklepie. Inaczej zniszczy Cię świadomość, że straciłaś milion okazji. I że można było tyle skorzystać i „zaoszczędzić”! Wyłącz internet, nie ruszaj się z domu. Tydzień później zrób sobie Prywatny Piątek i idź na normalne zakupy. Bez presji.

H jak HARMONOGRAM

Podstawa przetrwania w grudniu. Trzeba rozpisać: co, gdzie i kiedy, bo inaczej wszystko się posypie. Tak radzą wszyscy. Na potrzeby tego tekstu zgłębiliśmy kilka proponowanych w internecie „przedświątecznych planów działania”. Generalne porządki w domu każą robić dwa miesiące przez Wigilią. Cóż, w tym roku już przepadło, 24 października był wieki temu. Teraz możemy załapać się na to, by „umyć okna i drzwi, wyprać firany i zasłony, a także wytrzepać dywany”. I zaplanować menu. Poradniki radzą to zrobić… miesiąc przed Wigilią. Wtedy „przygotowanie dań możesz zlecić domownikom lub zaproszonym gościom”. Sprytne! Może by tak rozdysponować odkurzanie i mycie podłóg? Trzy tygodnie przed Wigilią to - jak radzi inny portal -  czas na pieczenie pierników i sprawdzenie stanu lampek choinkowych. Jak to jest, że odkłada się je spokojnie do pudełka w styczniu, a w grudniu wyjmuje poplątane? Czy sznur lampek prowadzi  przez cały rok jakieś rozpasane życie, o którym nie wiemy? Może to się dzieje wtedy, gdy wyjeżdżamy na letnie wakacje? „Dwa tygodnie przed Wigilią czas ustroić dom, kupić napoje, a zamrożone ciasto włożyć do lodówki”. Zamrożone?! A jeśli ktoś jeszcze nawet nie kupił składników? O, jest jakiś przyjemny punkt: „tydzień przed Świętami  - przygotowanie ubrań świątecznych, opcjonalnie zakup nowych”. Opcjonalnie? Raczej obowiązkowo, zwłaszcza, że można przy okazji kupić komuś jakiś prezent. Bo choć poradniki grzmią: „tydzień przed wigilią prezenty powinny już być spakowane”, renifera z rzędem temu, kto w dniu 17 grudnia może się podobnym sukcesem pochwalić. W tym mniej więcej okresie poradniki radzą też  „naostrzyć noże, wyczyścić sztućce i umyć szkło”. Naostrzyć noże? Masakra…
RADA: Słynny aktor Andrzej Łapicki mawiał: w pewnym wieku ma się wrażenie, że Boże Narodzenie przychodzi już nie co rok, ale co miesiąc. Jeśli przyjąć taką perspektywę, harmonogramy biorą w łeb i wypada pozostać przy wersji minimalistycznej - ogarnąć z grubsza siebie i dom, nie szaleć z daniami i prezentami, a więcej czasu poświęcić na ZBR. Zwykłe Bycie Razem, bez 30-punktowego harmonogramu z internetu.

K jak KRISMASPARTY

Poprawna pisownia - oczywiście Christmas Party. Ale jakoś bez literki „t” wygodniej się to nad Wisłą wymawia. Świąteczny bankiet w zakładzie pracy stał się nową świecką tradycją. W tym roku się nie odbędzie, ale trzeba mieć nadzieję, że po pandemii i to wróci do normy. Owszem, kiedyś też spotykano się służbowo. Ale wigilia pracowa zwana „śledzikiem” miała przebieg raczej dostojny, choć czasem śledzikowi towarzyszyło coś mocniejszego. W nowych czasach świąteczne imprezy w korporacjach rozmachem przypominają wesela. Tradycjonaliści uznają nawet, że takie bachanalia dalekie są od nastroju adwentowego i lepiej by wypadły na ostatki. Jest wszystko: elegancka sala bankietowa, muzyka (czasem nawet Znany Artysta na żywo), finger foody, ravioli na podgrzewaczu. No i „open bar”!  Nie bez powodu „krismasy” najczęściej są urządzane w piątek - otwartość baru jest przez niektórych uczestników party tak doceniona, że na drugi dzień nie byliby w stanie świadczyć pracy.
RADA: Jedna i najważniejsza. Ograniczyć spożycie napojów wysokoprocentowych. Po drugiej lampce wina niebezpiecznie wzrasta ryzyko, że powiesz przełożonym coś niemiłego lub nazbyt miłego. Wszyscy uwielbiamy swoich szefów, ale są rzeczy, o których się z nimi nie rozmawia, prawda? Nawet w tym „magicznym czasie”.

L jak Last Christmas

„… I gave you my heart, but the very next day you gave it away”. Zagadką współczesności jest, dlaczego piosenka duetu Wham! co roku cieszy nas co najmniej tak samo jak pierwszy śnieg. Cztery akordy, tekst typu „złamałaś serce moje”, a od 34 lat trudno sobie bez tego wyobrazić grudzień. Utwór napisał George Michael, który twierdził, że dzięki niemu do końca życia nie będzie musiał pracować. Artysty nie ma już z nami, ale piosenka wciąż „pracuje”, a dla wielu stała się czymś w rodzaju magdalenki Prousta - wywołuje najmilsze świąteczne skojarzenia. Z polskich dzieł muzycznych taką moc mają „Pada śnieg” Krzysztofa Antkowiaka czy „Jest taki dzień” Czerwonych Gitar. A z tych w języku angielskim - „Let it snow” Sinatry,  "All I Want For Christmas Is You" Mariah Carey czy „Driving Home for Christmas" Chrisa Rea. Pomysł na ten ostatni utwór powstał, kiedy... wokalista stał w przedświątecznym korku.
RADA Rozważcie powyższe zdanie, kiedy będziecie w analogicznej sytuacji. Zamiast zgrzytać zębami, można tworzyć. I zapewnić sobie dożywotnie wpływy z Zaiksu.

M. jak M. w „Listach do M.”

Stworzyć w miarę udaną komedię romantyczną „w świątecznym klimacie” to prawie tak jak napisać świąteczną piosenkę. W obu przypadkach zapewniamy sobie dostatnią starość. Bo mogą krytycy się zżymać, że taki film to pomysł ściągnięty z brytyjskiego „To właśnie miłość”, a i tak publiczność po raz enty chętnie obejrzy „Listy do M”.  Pierwsze dzieło z tej serii pokazano dziewięć lat temu (uwaga, premiery wszystkich trzech części odbywały się w okolicach 10 listopada - znowu ta —> ANTYCYPACJA!). Składowe: garść popularnych aktorów w różnych grupach wiekowych i dobranych w pary, kilka niezłych ripost, dzwoneczki i prószący śnieg plus ze trzy sceny obliczone na wyciśnięcie łez (czytaj: ocierające się o szantaż emocjonalny manipulacje na widzu). Skąd popularność komedii świąteczno-romantycznych? Ano pewnie stąd, że na przekór wszystkiemu wciąż wierzymy, że w Święta jesteśmy lepsi niż w zwykły wtorek czy piątek. I że miłość wszystko zwycięży. I że dwie połówki się odnajdą. Ten kto miał żal, przebaczy. Kto zawinił, winę odkupi. A kto nie rozumiał, wreszcie zrozumie. I nawet „Nieświęty Mikołaj” Tomasza Karolaka wydaje nam się wzorem cnót.
RADA A może w okresie przedświątecznym nie ma co przed takimi filmami uciekać? Nie są to wprawdzie dzieła oscarowe, a pewne treści podane są nazbyt łopatologiczne („okazujmy emocje i nauczmy się mówić „kocham”, zanim nie będzie za późno”), ale ogólny bilans ciepła emocjonalnego wychodzi na plus. Poza tym śmiech przedłuża życie. Więc warto.

P jak Prezenty

I pomyśleć, że gdyby nie niemieccy mieszczanie (to oni w połowie XIX wieku wpadli na to, by obdarowywać się na Święta) mielibyśmy w grudniu o połowę mniej stresu („Co jej/jemu kupić? Aaaa!”). Ale też i pod choinką byłoby o wiele mniej frajdy i wdzięcznych spojrzeń ukochanych oczu. Nie, jednak z prezentami jest milej. Co najbardziej lubią dostawać Polacy? Gadżety elektroniczne, pieniądze i rzeczy związane z hobby - wynika z niedawanych badań portalu OLX. Co trzecia kobieta marzy o perfumach lub kosmetykach. Ale… 60 procent pytanych przyznaje, że Mikołaj niekoniecznie trafia w nasze gusta. Na czele Listy Nieudanych są skarpetki i kapcie oraz tzw. prezenty praktyczne typu żelazko, garnki i… poradniki dietetyczne (Naprawdę? Ktoś miał taki pomysł? Ratunku!). Nietrafienia być może biorą się stąd, że zbyt często prezenty kupujemy w ostatniej chwili. „Rozglądaj się za nimi przez cały rok” - radzi Dorota Szelągowska, ekspertka od urządzania domu, która wydała całą książkę (!) na temat przedświątecznych przygotowań. Niegłupie, pod warunkiem, że ma się duże mieszkanie i dobrą pamięć. Bo inaczej w przedświątecznym amoku może nam umknąć, że w pawlaczu leży od sierpnia jedwabny szal, kupiony wówczas pod choinkę dla bratowej. Nie wspominając o dzieciach, które szóstym zmysłem na pewno odnajdą schowane podarunki wcześniej. Badanie OLX mówi też, że jedna trzecia z nas nietrafione prezenty chowa głęboko w szafie. Co z pozostałymi? Część zostaje puszczona w obieg - to zabawa w tzw. prezent przechodni. Uwaga, trzeba zapisać od kogo, żeby za rok pod choinką nie położyć go tej właśnie osobie! Wśród ankietowanych są też tacy, którzy zatrzymują prezent tylko dlatego, żeby okazać go ofiarodawcy -  na wypadek, gdyby ten nawiedził mieszkanie. („Tak ciociu, to poroże znakomicie pasuje do naszego wnętrza, jeszcze raz dziękujemy”)
RADA W nowej świeckiej tradycji jest też zamawianie prezentów przez internet. I nie ma zmiłuj: wszyscy eksperci radzą, by robić to kilka tygodni przed Świętami. Proszę w tej chwili oderwać się od artykułu, wejść w internet, zamówić, co trzeba dla teściowej czy szwagra i wrócić do lektury. Zróbcie to, jak mówią w amerykańskich filmach, „just now”, a w okolicach 20 grudnia będziecie nam wdzięczne. Statystyczny Polak wydaje na prezenty 316 zł (badanie Kajak). Warto zrobić to na spokojnie.

W jak Wielkie Kroki

… którymi zbliżają się Święta. Takie słowa padają w co drugiej informacji prasowej, która dociera do redakcji. Przykład? „Boże Narodzenie i Sylwester zbliżają się wielkimi krokami. To czas rodzinnych spotkań, podczas których każdy z nas chce wyglądać olśniewająco. Każda kobieta wie, że piękne buty mogą udoskonalić nawet najprostszy strój. Właśnie dlatego, marka XXX przedstawia kolekcję na tę specjalną okazję”. Proszę zwrócić uwagę, że od konstatacji ogólnej w czterech zdaniach da się przejść do oferty handlowej. Ktoś zawoła, że przy okazji informacji o butach „wielkie kroki” są akurat uzasadnione. Tak, ale zaręczamy, że ten związek frazeologiczny pojawia się i przy innych okazjach. Jeśli Święta nie nadchodzą „wielkimi krokami”, to są…„za pasem”. („Boże Narodzenie za pasem, powoli słychać zza każdego rogu dzwonki zbliżających się sań” - autentyk z redakcyjnej poczty, podobnie jak: „Zdarza się, że na samą myśl o zbliżającym się Bożym Narodzeniu zalewa nas zimny pot”). Co oznacza ten „za pas”? Może chodzi o zapasy na zimę - to by się jakoś merytorycznie wiązało. A może o pas Mikołaja? Osobnik z reklamy Coca Coli ma taki szeroki, z wielką klamrą…
RADA Ponieważ mamy w Twoim Stylu zacięcie językowo-edukacyjne, podajemy, że wyrażenie „za pasem” ma 13 synonimów: lada chwila, lada moment, niebawem, niedługo, niezadługo, tylko patrzeć, w niedługim czasie, wkrótce, wnet, za chwilę, za moment, zaraz, rychło.  A że Święta już rychło, składamy Wam —> ŻYCZENIA

Ż jak ŻYCZENIA

Jak wiele zmieniło się w ciągu jednego pokolenia! Dzisiejsze czterdziestolatki przeżyły już: wysyłanie kartek i telegramów (jak to robili nasi rodzice), wizyty kominiarza z kalendarzem, telefonowanie, sms-owanie (szczególnie popularne na początku XX wieku), wysyłanie maili, filmików, składanie życzeń przez Skype, Messengera czy Face Time. A propos SMS-ów - nie możemy nie wspomnieć o ważnym elemencie współczesnej tradycji czyli świątecznych wierszykach. Tak, chodzi o te koszmarki złożone z rymów częstochowskich (a często i frywolnych treści), które nadawcy wysyłają przeważnie hurtowo „do wszystkich kontaktów”. Próbka? „Ile się gwiazdek mieni na niebie, ile orzechów błyszczy się w złotku, tyle ślę życzeń dzisiaj do Ciebie. Wesołych Świąt, miły mój Kotku”. Albo: „Idą święta - widać gości! Wydłub z karpia wszystkie ości. Powyjadaj z barszczu uszy, a gdy cię za bardzo suszy, siądź wygodnie z flaszką wina i obejrzyj dziś Kevina”. Aj, obiecaliśmy sobie, że w tym artykule nie będzie nic o Kevinie. No trudno, widocznie musiał się pojawić, to też nasza polska XXI-wieczna tradycja. Walczyliśmy też z pokusą ułożenia dla Czytelniczek TS wierszyka w stylu SMS. Ale się nie udało.
A zatem:
Ile igieł na choince,
ile liter w Twoim Stylu
tyle dobra Ci życzymy
i radości tylu!
Idź przez życie w miękkich kapciach,
z pozdrowieniami - redakcja.

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 12/2018
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również